Info
Ten blog rowerowy prowadzi SADE z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 15806.15 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.15 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2018, Marzec8 - 4
- 2017, Czerwiec11 - 2
- 2017, Maj26 - 4
- 2017, Kwiecień20 - 1
- 2017, Marzec23 - 4
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń23 - 14
- 2016, Grudzień13 - 2
- 2016, Listopad21 - 2
- 2016, Październik25 - 18
- 2016, Wrzesień24 - 8
- 2016, Sierpień31 - 21
- 2016, Lipiec25 - 21
- 2016, Czerwiec24 - 20
- 2016, Maj33 - 25
- 2016, Kwiecień25 - 43
- 2016, Marzec13 - 17
- 2016, Luty10 - 44
- 2016, Styczeń14 - 15
- DST 26.67km
- Czas 00:53
- VAVG 30.19km/h
- VMAX 45.20km/h
- Temperatura 9.0°C
- Sprzęt Pożyczony...
- Aktywność Jazda na rowerze
Drużyna Kolczyka ;-)))
Wtorek, 9 lutego 2016 · dodano: 10.02.2016 | Komentarze 4
W dniu wypadku rozpaczałam i przejmowałam się jedynie stanem mojego Rumaka. Nie czułam bólu i wydawało mi się, że oprócz tego, że ucierpiała moja odzież sportowa, nabyłam parę siniaków i otarcie na kolanie to nic mi nie jest. Dopiero jak zobaczyłam w jakim stanie jest kask zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam tak na wszelki wypadek pojechać do szpitala.
Zaniepokoiły mnie siniaki na głowie pokrywające się z pęknięciami na kasku. Tradycyjnie brałam tabletki, ale pomagały tylko na chwilę, a w poniedziałek od rana dalej bolała mnie głowa. Zaczęłam mieć różne myśli. Postanowiłam w końcu dla własnego spokoju poddać się oględzinom, najwyżej mnie wyrzucą lub odeślą do psychiatry ;-).
I się zaczęło... nawet nie wiedziałam co mnie czeka. Dawno nie korzystałam z państwowej służby zdrowia. W pierwszym szpitalu na Kamieńskiego rozłożyli ręce, bo stwierdzili, że nie mają odpowiedniego osprzętu. Odesłali mnie do szpitala na Borowskiej, byłam tam kiedyś i nie mam miłych wspomnień :-(. Po odwiedzeniu kilku okienek trafiłam na SOR do tłumu ludzi. Tam spędziłam ponad trzy godziny. Gdy zostałam w końcu wezwana i przekroczyłam wrota dla wybranych pomyślałam, że już pójdzie szybko... nawet nie wiedziałam jak się mylę.
Najpierw wizyta na kozetce, podstawowy wywiad i ponownie odesłano mnie na ławkę, pomiędzy tłumy ludzi. Pośród nich siedziały osoby, które pamiętałam z korytarza szpitalnego, z którego zniknęły około dwóch godzin przede mną :-(. Nie wiem jak jest w innych szpitalach (mam nadzieję, że nie będzie mi dane sprawdzić), ale SOR na Borowskiej to cudowne, legalne miejsce eliminacji osobników starych i obciążonych genetycznie. Może chodzi o to, żeby dzięki humanitarnej selekcji naturalnej przetrwali tylko ci przedstawiciele gatunku, których odpowiednio zmutowane organizmy są przystosowane do życia w trudnych warunkach???
W moim przypadku okazało się, że na szczęście nic takiego się nie stało, a powody bólu głowy są takie jak zwykle. Żeby się o tym dowiedzieć spędziłam tam ponad pięć i pół godziny w oczekiwaniu na RTG kolana i TK głowy... a do rekordzistów i tak było mi daleko. Żałuję, że nie nagrałam filmiku. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć.
Ufff strasznie się rozpisałam, a miało być króciutko ;-)). Teraz trochę o miłym dniu dzisiejszym :-))). Wyszłam na rower:-))))))!!!!!
Bardzo tego potrzebowałam. Byłam przybita i przygnębiona tym co stało się w ostatnią sobotę w Bartkowie :-((. Mój przyjaciel wiedział jak wywołać uśmiech na mojej twarzy :-))). Zaproponował odwiedziny na miejscu wypadku w poszukiwaniu rowerowego kolczyka... tak na prawdę to wcale nie o to chodziło ;-). Z jednej strony się cieszyłam, z drugiej bałam. To już tak jest, że w mózgu na skutek przykrych doświadczeń pojawia się blokada i niechęć do odwiedzania miejsc z nimi związanych. Najgorzej się temu poddać i nie walczyć.
Dostałam sprawny rower, nieuszkodzony kask i misje odwiedzenia miejsca wypadku... pojechałam. On i mój synuś wyruszyli samochodem. Nie wiedziałam jak będzie, czy psychicznie dam radę... ale poradziłam sobie :-)))!!!! Nie bałam się szybkiej jazdy :-))))... a rower, na którym jechałam to dwukołowa rakieta :-)). Przede wszystkim lekki, co czyni go zwrotnym i niezwykle sprawnym na podjazdach. Dzisiaj nie było zdjęć, bo cel wyprawy był inny. Trasa do Bartkowa była taka sama jak w dniu wypadku. Na miejsce dotarłam w niecałą godzinę, szczęśliwa z uśmiechem od ucha do ucha... terapia szokowa się powiodła :-)))).
Trochę posnuliśmy się po ulicy i poboczu w poszukiwaniu celu podróży ;-). To było jak szukanie igły w stogu siana, szansa na znalezienie była praktycznie żadna. Mojemu synkowi rzuciły się w oczy rozjechane przez samochody części od moich słuchawek :-(... i to wszystko. Wróciliśmy już razem samochodem, niestety nasz grafik był dzisiaj napięty :-(.
Teraz pozostaje mi cierpliwie czekać na rozpatrzenie sprawy o odszkodowanie od firmy ubezpieczeniowej, co ponoć nie jest łatwe :-(((. Najgorsze dla mnie jest to, że jestem teraz pozbawiona moich ukochanych dwóch kółek :-((((.
Mimo tego co mnie spotkało na pewno nie zrezygnuję z jazdy na rowerze :-))). Z wycieczek w rejon miejsca wypadku też nie... teraz to wiem :-))))).
Zaniepokoiły mnie siniaki na głowie pokrywające się z pęknięciami na kasku. Tradycyjnie brałam tabletki, ale pomagały tylko na chwilę, a w poniedziałek od rana dalej bolała mnie głowa. Zaczęłam mieć różne myśli. Postanowiłam w końcu dla własnego spokoju poddać się oględzinom, najwyżej mnie wyrzucą lub odeślą do psychiatry ;-).
I się zaczęło... nawet nie wiedziałam co mnie czeka. Dawno nie korzystałam z państwowej służby zdrowia. W pierwszym szpitalu na Kamieńskiego rozłożyli ręce, bo stwierdzili, że nie mają odpowiedniego osprzętu. Odesłali mnie do szpitala na Borowskiej, byłam tam kiedyś i nie mam miłych wspomnień :-(. Po odwiedzeniu kilku okienek trafiłam na SOR do tłumu ludzi. Tam spędziłam ponad trzy godziny. Gdy zostałam w końcu wezwana i przekroczyłam wrota dla wybranych pomyślałam, że już pójdzie szybko... nawet nie wiedziałam jak się mylę.
Najpierw wizyta na kozetce, podstawowy wywiad i ponownie odesłano mnie na ławkę, pomiędzy tłumy ludzi. Pośród nich siedziały osoby, które pamiętałam z korytarza szpitalnego, z którego zniknęły około dwóch godzin przede mną :-(. Nie wiem jak jest w innych szpitalach (mam nadzieję, że nie będzie mi dane sprawdzić), ale SOR na Borowskiej to cudowne, legalne miejsce eliminacji osobników starych i obciążonych genetycznie. Może chodzi o to, żeby dzięki humanitarnej selekcji naturalnej przetrwali tylko ci przedstawiciele gatunku, których odpowiednio zmutowane organizmy są przystosowane do życia w trudnych warunkach???
W moim przypadku okazało się, że na szczęście nic takiego się nie stało, a powody bólu głowy są takie jak zwykle. Żeby się o tym dowiedzieć spędziłam tam ponad pięć i pół godziny w oczekiwaniu na RTG kolana i TK głowy... a do rekordzistów i tak było mi daleko. Żałuję, że nie nagrałam filmiku. Tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć.
Ufff strasznie się rozpisałam, a miało być króciutko ;-)). Teraz trochę o miłym dniu dzisiejszym :-))). Wyszłam na rower:-))))))!!!!!
Bardzo tego potrzebowałam. Byłam przybita i przygnębiona tym co stało się w ostatnią sobotę w Bartkowie :-((. Mój przyjaciel wiedział jak wywołać uśmiech na mojej twarzy :-))). Zaproponował odwiedziny na miejscu wypadku w poszukiwaniu rowerowego kolczyka... tak na prawdę to wcale nie o to chodziło ;-). Z jednej strony się cieszyłam, z drugiej bałam. To już tak jest, że w mózgu na skutek przykrych doświadczeń pojawia się blokada i niechęć do odwiedzania miejsc z nimi związanych. Najgorzej się temu poddać i nie walczyć.
Dostałam sprawny rower, nieuszkodzony kask i misje odwiedzenia miejsca wypadku... pojechałam. On i mój synuś wyruszyli samochodem. Nie wiedziałam jak będzie, czy psychicznie dam radę... ale poradziłam sobie :-)))!!!! Nie bałam się szybkiej jazdy :-))))... a rower, na którym jechałam to dwukołowa rakieta :-)). Przede wszystkim lekki, co czyni go zwrotnym i niezwykle sprawnym na podjazdach. Dzisiaj nie było zdjęć, bo cel wyprawy był inny. Trasa do Bartkowa była taka sama jak w dniu wypadku. Na miejsce dotarłam w niecałą godzinę, szczęśliwa z uśmiechem od ucha do ucha... terapia szokowa się powiodła :-)))).
Trochę posnuliśmy się po ulicy i poboczu w poszukiwaniu celu podróży ;-). To było jak szukanie igły w stogu siana, szansa na znalezienie była praktycznie żadna. Mojemu synkowi rzuciły się w oczy rozjechane przez samochody części od moich słuchawek :-(... i to wszystko. Wróciliśmy już razem samochodem, niestety nasz grafik był dzisiaj napięty :-(.
Teraz pozostaje mi cierpliwie czekać na rozpatrzenie sprawy o odszkodowanie od firmy ubezpieczeniowej, co ponoć nie jest łatwe :-(((. Najgorsze dla mnie jest to, że jestem teraz pozbawiona moich ukochanych dwóch kółek :-((((.
Mimo tego co mnie spotkało na pewno nie zrezygnuję z jazdy na rowerze :-))). Z wycieczek w rejon miejsca wypadku też nie... teraz to wiem :-))))).
Kategoria od 20 do 50 km
Komentarze
starszapani | 19:50 piątek, 12 lutego 2016 | linkuj
Jednym słowem najwyższy czas na zakup kolejnej maszyny. Może się skusisz na szosóweczkę? :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!