Info
Ten blog rowerowy prowadzi SADE z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 15806.15 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.15 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2018, Marzec8 - 4
- 2017, Czerwiec11 - 2
- 2017, Maj26 - 4
- 2017, Kwiecień20 - 1
- 2017, Marzec23 - 4
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń23 - 14
- 2016, Grudzień13 - 2
- 2016, Listopad21 - 2
- 2016, Październik25 - 18
- 2016, Wrzesień24 - 8
- 2016, Sierpień31 - 21
- 2016, Lipiec25 - 21
- 2016, Czerwiec24 - 20
- 2016, Maj33 - 25
- 2016, Kwiecień25 - 43
- 2016, Marzec13 - 17
- 2016, Luty10 - 44
- 2016, Styczeń14 - 15
- DST 26.88km
- Czas 01:06
- VAVG 24.44km/h
- VMAX 38.27km/h
- Temperatura 2.0°C
- Kalorie 693kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
A miało być tak cudownie :-(...
Niedziela, 15 stycznia 2017 · dodano: 27.01.2017 | Komentarze 3
Wstałam dosyć wcześnie. Widoki za oknem były przepiękne :-D. Słonecznie, a do tego bieluśko, bielusieńko dookoła :-DD!!!
Moje nizinne oczy nie przywykły do obcowania z tak agresywną bielą ;-). Zastanawiałam się nawet czy nie powinnam przetrząsnąć szafy w poszukiwaniu okularów przeciwsłonecznych :-). Samo wyjście na rower w dniu dzisiejszym było tak oczywiste jak to, że dwa plus dwa jest cztery :-).
Niestety uśmiech z mojej twarzy znikł bardzo szybko, bo zaraz po dotarciu do bardziej ruchliwej ulicy :-(. A tam, w którą stronę by nie spojrzeć wodno-śniegowo-piaszczysta plucha :-O. Postanowiłam przeciąć ja po skosie i pojechać polną drogą naiwnie licząc na to, że może poboczne, rzadziej używane trasy wyglądają choć odrobinę lepiej. No i odrobinę lepiej to może wyglądały, ale niestety plusowa temperatura robiła swoje.
A oto perełki na mojej dzisiejszej trasie... niestety niewiele tego było :-(.
Z każdą chwilą było coraz gorzej. Jazda w takich warunkach nie sprawiała przyjemności. Po chwili cała byłam mokra od pośniegowej papki. To jednak było nic w porównaniu z dramatycznymi zgrzytami łańcucha przy każdym naciśnięciu pedału i przeraźliwym piskiem hamulców hydraulicznych :-O!!!!
Po powrocie żałosny widok Kubka bynajmniej nie był powodem do radości z niedzielnego przedpołudnia :-(. Wręcz przeciwnie wyć mi się chciało i byłam wściekła na samą siebie, że pomimo nieciekawych widoków nie potrafiłam zrezygnować :-(. Ze mnie to już na prawdę jest okropny ćpun rowerowy :-/.
Musiałam pozbyć się zabójczego piachu i soli. Nie pozostało mi już nic innego jak wytoczenie wózka z wężem ogrodowym i wstępny lekki prysznic na zewnątrz. W garażu dalsza część bardziej misternych prac kosmetycznych przy Kubku, ochraniaczach, plecaku, kasku z zakończeniem na zmywaniu posadzki. I tak "zaledwie" po ponad dwóch godzinach postanowiłam zdjąć z siebie mokre ciuchy i wrzucić je do pralki... ogólna masakra :-(. A miało być tak pięknie...
Moje nizinne oczy nie przywykły do obcowania z tak agresywną bielą ;-). Zastanawiałam się nawet czy nie powinnam przetrząsnąć szafy w poszukiwaniu okularów przeciwsłonecznych :-). Samo wyjście na rower w dniu dzisiejszym było tak oczywiste jak to, że dwa plus dwa jest cztery :-).
Niestety uśmiech z mojej twarzy znikł bardzo szybko, bo zaraz po dotarciu do bardziej ruchliwej ulicy :-(. A tam, w którą stronę by nie spojrzeć wodno-śniegowo-piaszczysta plucha :-O. Postanowiłam przeciąć ja po skosie i pojechać polną drogą naiwnie licząc na to, że może poboczne, rzadziej używane trasy wyglądają choć odrobinę lepiej. No i odrobinę lepiej to może wyglądały, ale niestety plusowa temperatura robiła swoje.
A oto perełki na mojej dzisiejszej trasie... niestety niewiele tego było :-(.
Z każdą chwilą było coraz gorzej. Jazda w takich warunkach nie sprawiała przyjemności. Po chwili cała byłam mokra od pośniegowej papki. To jednak było nic w porównaniu z dramatycznymi zgrzytami łańcucha przy każdym naciśnięciu pedału i przeraźliwym piskiem hamulców hydraulicznych :-O!!!!
Po powrocie żałosny widok Kubka bynajmniej nie był powodem do radości z niedzielnego przedpołudnia :-(. Wręcz przeciwnie wyć mi się chciało i byłam wściekła na samą siebie, że pomimo nieciekawych widoków nie potrafiłam zrezygnować :-(. Ze mnie to już na prawdę jest okropny ćpun rowerowy :-/.
Musiałam pozbyć się zabójczego piachu i soli. Nie pozostało mi już nic innego jak wytoczenie wózka z wężem ogrodowym i wstępny lekki prysznic na zewnątrz. W garażu dalsza część bardziej misternych prac kosmetycznych przy Kubku, ochraniaczach, plecaku, kasku z zakończeniem na zmywaniu posadzki. I tak "zaledwie" po ponad dwóch godzinach postanowiłam zdjąć z siebie mokre ciuchy i wrzucić je do pralki... ogólna masakra :-(. A miało być tak pięknie...
Kategoria od 20 do 50 km
Komentarze
zarazek | 08:04 sobota, 28 stycznia 2017 | linkuj
Najgorzej mają ci, którzy nie dysponują garażem, ani wężem ogrodowym (czyli mieszkają w bloku). Wtedy faktycznie ubłocenie roweru jest słabe, bo nie ma co z tym potem zrobić (chyba, że wstawić pod prysznic, jak kolega jedreks). ;)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!