Info
Ten blog rowerowy prowadzi SADE z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 15806.15 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.15 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2018, Marzec8 - 4
- 2017, Czerwiec11 - 2
- 2017, Maj26 - 4
- 2017, Kwiecień20 - 1
- 2017, Marzec23 - 4
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń23 - 14
- 2016, Grudzień13 - 2
- 2016, Listopad21 - 2
- 2016, Październik25 - 18
- 2016, Wrzesień24 - 8
- 2016, Sierpień31 - 21
- 2016, Lipiec25 - 21
- 2016, Czerwiec24 - 20
- 2016, Maj33 - 25
- 2016, Kwiecień25 - 43
- 2016, Marzec13 - 17
- 2016, Luty10 - 44
- 2016, Styczeń14 - 15
- DST 19.80km
- Czas 00:44
- VAVG 27.00km/h
- VMAX 39.60km/h
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Miał być wypad do Sobótki... skończyło się w szpitalu :-(((
Sobota, 24 czerwca 2017 · dodano: 27.06.2017 | Komentarze 1
Wszystko zapowiadało się pięknie. Pogoda dopisywała. Transport w drodze powrotnej autem przyjaciela oznaczał uniknięcie przepychania się przez miasto. Mimo, że zbyt wiele czasu nie miałam i tak byłam uchachana od ucha do ucha :-DD. Wiedziałam, że choćby nie wiem co, to chociaż trochę górek zaliczyć się uda, a przynajmniej kilka bardziej stromych podjazdów w otoczeniu lasu... niestety srogo się przeliczyłam :-((((.
Pierwsze oznaki końca mojej wycieczki pojawiły się nagle już w połowie Mostu Milenijnego. Zaczęłam tracić siły, dźwięki docierały do mnie coraz bardziej przytłumione, jakby gdzieś z oddali. Byłam wściekła, wiedziałam, że nie jestem w stanie nic zrobić i jedyne co mi pozostawało to zjechanie z brukowanej ścieżki rowerowej w poszukiwaniu dogodnego miejsca na trawniku. Niewiele pamiętam jedynie to to, że postawiłam bezpiecznie rower, usiadłam z boku na trawie i próbowałam się dodzwonić do przyjaciela... dalej już skąpe, rwane wspomnienia. Wydaje mi się, że widziałam grupkę ludzi, chyba rowerzystów, którzy wezwali karetkę... niestety nie wiem czy tak było w rzeczywistości.
Przytomność na dobre odzyskałam dopiero po dotarciu do szpitala :-(((((. Tym razem Kubkiem zajął się mój mąż... oczywiście usłyszałam jaka jestem nienormalna i czym ta kupa metalu dla Niego jest :-(((((((. To już norma :-(((((. On nigdy nie zrozumie ile rower dla mnie znaczy, i że w dużej mierze sam się do tego przyczynił :-((((((. W szpitalu zatrzymano mnie na obserwacji do późnych godzin nocnych. Właściwie większość tego czasu przespałam. Mąż przyjechał po mnie dopiero około 00:30 następnego dnia. Tradycyjnie z wyrzutami sumienia i w poczuciu winy wróciłam do domu :-(((((.
Ten atak EPI był o wiele bardziej męczący od tego incydentu u mojego synusia w szkole :-(((. Od soboty nie wyszłam ani trochę pokręcić, co nie oznacza, że nie miałam takiej potrzeby. Tęsknie już straszliwie za rowerowaniem. Moc cyklozy jest wielka :-)). Dzisiaj dom pusty, więc aż głupio się choćby na chwilę nie wyrwać ;-))...
Pierwsze oznaki końca mojej wycieczki pojawiły się nagle już w połowie Mostu Milenijnego. Zaczęłam tracić siły, dźwięki docierały do mnie coraz bardziej przytłumione, jakby gdzieś z oddali. Byłam wściekła, wiedziałam, że nie jestem w stanie nic zrobić i jedyne co mi pozostawało to zjechanie z brukowanej ścieżki rowerowej w poszukiwaniu dogodnego miejsca na trawniku. Niewiele pamiętam jedynie to to, że postawiłam bezpiecznie rower, usiadłam z boku na trawie i próbowałam się dodzwonić do przyjaciela... dalej już skąpe, rwane wspomnienia. Wydaje mi się, że widziałam grupkę ludzi, chyba rowerzystów, którzy wezwali karetkę... niestety nie wiem czy tak było w rzeczywistości.
Przytomność na dobre odzyskałam dopiero po dotarciu do szpitala :-(((((. Tym razem Kubkiem zajął się mój mąż... oczywiście usłyszałam jaka jestem nienormalna i czym ta kupa metalu dla Niego jest :-(((((((. To już norma :-(((((. On nigdy nie zrozumie ile rower dla mnie znaczy, i że w dużej mierze sam się do tego przyczynił :-((((((. W szpitalu zatrzymano mnie na obserwacji do późnych godzin nocnych. Właściwie większość tego czasu przespałam. Mąż przyjechał po mnie dopiero około 00:30 następnego dnia. Tradycyjnie z wyrzutami sumienia i w poczuciu winy wróciłam do domu :-(((((.
Ten atak EPI był o wiele bardziej męczący od tego incydentu u mojego synusia w szkole :-(((. Od soboty nie wyszłam ani trochę pokręcić, co nie oznacza, że nie miałam takiej potrzeby. Tęsknie już straszliwie za rowerowaniem. Moc cyklozy jest wielka :-)). Dzisiaj dom pusty, więc aż głupio się choćby na chwilę nie wyrwać ;-))...
Z góry wielkie podziękowania dla osób, które wezwały karetkę i zaopiekowały się moim mustangiem!!!!!!!!!!
Wielkie, przeogromne dzięki!!!!!!!!!
Wielkie, przeogromne dzięki!!!!!!!!!
Kategoria do 20 km
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!