Info
Ten blog rowerowy prowadzi SADE z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 15806.15 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.15 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2018, Marzec8 - 4
- 2017, Czerwiec11 - 2
- 2017, Maj26 - 4
- 2017, Kwiecień20 - 1
- 2017, Marzec23 - 4
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń23 - 14
- 2016, Grudzień13 - 2
- 2016, Listopad21 - 2
- 2016, Październik25 - 18
- 2016, Wrzesień24 - 8
- 2016, Sierpień31 - 21
- 2016, Lipiec25 - 21
- 2016, Czerwiec24 - 20
- 2016, Maj33 - 25
- 2016, Kwiecień25 - 43
- 2016, Marzec13 - 17
- 2016, Luty10 - 44
- 2016, Styczeń14 - 15
Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2016
Dystans całkowity: | 1477.23 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 56:54 |
Średnia prędkość: | 25.96 km/h |
Maksymalna prędkość: | 51.46 km/h |
Suma kalorii: | 40089 kcal |
Liczba aktywności: | 25 |
Średnio na aktywność: | 59.09 km i 2h 16m |
Więcej statystyk |
- DST 34.81km
- Czas 01:32
- VAVG 22.70km/h
- VMAX 43.42km/h
- Temperatura 24.0°C
- Kalorie 920kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Do mojego lasu... tylko :-/
Wtorek, 19 lipca 2016 · dodano: 20.07.2016 | Komentarze 3
Powinnam się cieszyć, w końcu przecież mam cały dzień dla siebie. Niestety wczorajsza kontuzja nie ustąpiła :-(((. Parę kilometrów od domu ból w lewym kolanie dał o sobie znać. Na podjazdach to właściwie prawa noga wiedzie prym i napędza lewą. Na dłuższą metę nie da się tak jechać, bo nadmierne obciążenie zrzucone tylko na jedną kończynę, wymuszona dziwna pozycja na rowerze i siłówka nie dają przyjemności z jazdy :-(. Powiem szczerze, jestem przybita :-((. Tak się cieszyłam tymi trzema wolnymi dniami i niestety nic z tego nie wyjdzie :-((. Łudzę się, że najdalej po weekendzie dojdę do siebie i uda mi się wyjechać gdzieś na tydzień. Już raczej nie mam ambicji pedałowania w górach, ale chociaż jakieś parodniowe pagórkowanie.
Warto dodać, że dla ułatwienia jazdy i mniejszego wysiłku wczoraj specjalnie miałam założone opony szosowe i już wiem, że szosówka nie jest przedmiotem moich największych marzeń. Owszem fajnie byłoby mieć rower typowo szosowy, na wypady w pewne pod względem jakości nawierzchni rejony. We mnie jednak drzemie dzikus i ciągnie mnie w drogi i ścieżki nie nadające się absolutnie do jazdy na cienkich, gładkich oponach. Bo niby jaka w tym przyjemność, gdy zamiast podziwiać otaczające nas widoki wbijamy wzrok w asfalt i skupiamy się na omijaniu dziur (ja w trosce o obręcze tak mam). O drogach szutrowych to już w ogóle można pomarzyć :-(.
Zdecydowanie pozostanę przy góralu i pośrednich oponach. Mieszkam na nizinach i takie z maksymalnie najeżonym bieżnikiem byłyby przesadą, ale nie chce przy dłuższych trasach mieć dodatkowego problemu z wyborem odpowiedniej jakości nawierzchni. Wiem, że wielu wytrawnych rowerzystów powie, że szosówka to większy komfort jazdy, lepsze przyspieszenie, większe prędkości, możliwość pokonywania dłuższych dystansów, ale... no właśnie, zawsze jest to "ale".
Przyszło mi do głowy jedno porównanie i pewnie większość osób czytając to z politowaniem parsknie śmiechem. Mi jazda na oponach szosowych kojarzy się ze spektaklem w operze. Wszystko idealne, zaplanowane od początku do końca, rzemieślniczy majstersztyk. Jazda na góralu to rock-owy koncert, niepowtarzalny, bez ograniczeń, pełen emocji, nieprzewidywalnych zwrotów, którym rządzą uczucia zrodzone w danej chwili, gdzie liczy się tylko tu i teraz...
Warto dodać, że dla ułatwienia jazdy i mniejszego wysiłku wczoraj specjalnie miałam założone opony szosowe i już wiem, że szosówka nie jest przedmiotem moich największych marzeń. Owszem fajnie byłoby mieć rower typowo szosowy, na wypady w pewne pod względem jakości nawierzchni rejony. We mnie jednak drzemie dzikus i ciągnie mnie w drogi i ścieżki nie nadające się absolutnie do jazdy na cienkich, gładkich oponach. Bo niby jaka w tym przyjemność, gdy zamiast podziwiać otaczające nas widoki wbijamy wzrok w asfalt i skupiamy się na omijaniu dziur (ja w trosce o obręcze tak mam). O drogach szutrowych to już w ogóle można pomarzyć :-(.
Zdecydowanie pozostanę przy góralu i pośrednich oponach. Mieszkam na nizinach i takie z maksymalnie najeżonym bieżnikiem byłyby przesadą, ale nie chce przy dłuższych trasach mieć dodatkowego problemu z wyborem odpowiedniej jakości nawierzchni. Wiem, że wielu wytrawnych rowerzystów powie, że szosówka to większy komfort jazdy, lepsze przyspieszenie, większe prędkości, możliwość pokonywania dłuższych dystansów, ale... no właśnie, zawsze jest to "ale".
Przyszło mi do głowy jedno porównanie i pewnie większość osób czytając to z politowaniem parsknie śmiechem. Mi jazda na oponach szosowych kojarzy się ze spektaklem w operze. Wszystko idealne, zaplanowane od początku do końca, rzemieślniczy majstersztyk. Jazda na góralu to rock-owy koncert, niepowtarzalny, bez ograniczeń, pełen emocji, nieprzewidywalnych zwrotów, którym rządzą uczucia zrodzone w danej chwili, gdzie liczy się tylko tu i teraz...
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 84.45km
- Czas 03:21
- VAVG 25.21km/h
- VMAX 44.26km/h
- Temperatura 23.0°C
- Kalorie 2472kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Odwiedziny naszej ziemi :-)
Poniedziałek, 18 lipca 2016 · dodano: 20.07.2016 | Komentarze 0
Wczoraj oczywiście znowu przywitało mnie o poranku ćmienie głowy... to już norma. Postanowiłam nie łykać już jakiś ekstremalnych prochów, bo co z tego, że nie czuję bólu głowy, jak na nic nie mam po nich siły :-(. Wstałam i czekałam co będzie dalej. Ćmienie przeszło w ból, ale w odmianę na tyle znośną, że nie groziło to utrata świadomości i wywrotką. Jeszcze by mi się lakier na Kubku porysował ;-). To dopiero byłoby straszne :-O!!
No i wybyliśmy późnym popołudniem bez jakiś ambitnych planów. Najpierw w kierunku naszej leśnej trasy, a potem miało się okazać czy będziemy wracać, czy odbijemy w kierunku Twardogóry. Nie było tak źle, powiedziałabym, że nawet całkiem przyzwoicie. Postanowiłam zawitać do Chełstówka i odwiedzić nasze pole. Tak, tak bo my z mężem to jesteśmy właścicielami ziemskimi ;-DD.
A oto i fragment naszych 15 arów ziemi uprawnej ;-D. To zakrzaczone pole po prawej stronie.
Potem postanowiłam wstąpić jeszcze do centrum pobliskiej metropolii twardogórskiej. Ładnie odnowiony mają ryneczek :-).
Trochę czasu tam z Kubkiem spędziliśmy i w końcu trzeba było powoli wracać... dosłownie powoli :-/. Parę km za Twardogórą coś stało mi się z moim lewym kolanem. Ni z tego, ni z owego zaczęło mnie boleć. Po chwili okazało się, że o podjazdach na stojąco mogę zapomnieć :-(. Do domu niby nie tak daleko, bo około 43 km, ale gdy jedna noga szwankuje to już nie jest tak różowo :-(. Nie wiem jak bym sobie poradziła gdybym nie była w blokach. Powrót zakończony sukcesem tylko dzięki wzmożonej pracy prawej nogi, co dało się odczuć w łydce. W domu okłady z lodu i mam nadzieję, że nie będzie większych problemów. Nie mam zamiaru rezygnować dzisiaj z jazdy rowerem, nie często zdarza mi się mieć cały dzień tylko dla siebie.
Dzisiaj szaleć z Kubkiem nie będziemy, oszczędnie, lightowo, rekreacyjnie... zdjęć pocykamy więcej :-). Mam nadzieję, że to tylko niegroźne przeciążenie i jutro będę w pełni sprawna, bo w planach wycieczka bardziej wymagająca i liczne podjazdy.
No i wybyliśmy późnym popołudniem bez jakiś ambitnych planów. Najpierw w kierunku naszej leśnej trasy, a potem miało się okazać czy będziemy wracać, czy odbijemy w kierunku Twardogóry. Nie było tak źle, powiedziałabym, że nawet całkiem przyzwoicie. Postanowiłam zawitać do Chełstówka i odwiedzić nasze pole. Tak, tak bo my z mężem to jesteśmy właścicielami ziemskimi ;-DD.
A oto i fragment naszych 15 arów ziemi uprawnej ;-D. To zakrzaczone pole po prawej stronie.
Potem postanowiłam wstąpić jeszcze do centrum pobliskiej metropolii twardogórskiej. Ładnie odnowiony mają ryneczek :-).
Trochę czasu tam z Kubkiem spędziliśmy i w końcu trzeba było powoli wracać... dosłownie powoli :-/. Parę km za Twardogórą coś stało mi się z moim lewym kolanem. Ni z tego, ni z owego zaczęło mnie boleć. Po chwili okazało się, że o podjazdach na stojąco mogę zapomnieć :-(. Do domu niby nie tak daleko, bo około 43 km, ale gdy jedna noga szwankuje to już nie jest tak różowo :-(. Nie wiem jak bym sobie poradziła gdybym nie była w blokach. Powrót zakończony sukcesem tylko dzięki wzmożonej pracy prawej nogi, co dało się odczuć w łydce. W domu okłady z lodu i mam nadzieję, że nie będzie większych problemów. Nie mam zamiaru rezygnować dzisiaj z jazdy rowerem, nie często zdarza mi się mieć cały dzień tylko dla siebie.
Dzisiaj szaleć z Kubkiem nie będziemy, oszczędnie, lightowo, rekreacyjnie... zdjęć pocykamy więcej :-). Mam nadzieję, że to tylko niegroźne przeciążenie i jutro będę w pełni sprawna, bo w planach wycieczka bardziej wymagająca i liczne podjazdy.
Kategoria od 70 do 100 km
- DST 50.94km
- Czas 01:47
- VAVG 28.56km/h
- VMAX 44.78km/h
- Temperatura 26.0°C
- Kalorie 1411kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Skrótem do Oleśnicy
Niedziela, 17 lipca 2016 · dodano: 18.07.2016 | Komentarze 1
Dzisiaj dzień zapowiadał się mieszany :-(. Oczywiście jak zwykle ćmiła mnie głowa o poranku. Potem jednak pogoda zaczęła się poprawiać i czułam się coraz lepiej, bez prochów, śpiączki i dobry humor mi dopisywał. Była niedziela, mąż był w domu, więc mogłam spokojnie wyjść na rower po południu i nie bać się, że ściana nośna budynku zostanie naruszona ;-). Niestety potem pogoda zaczęła się zmieniać i głowa coraz bardziej mnie bolała. Około 17:00 to już łupała mnie okrutnie :-((((. Tak bardzo chciałam dzisiaj chociaż pokłusować po okolicy :-(. Było coraz gorzej, postanowiłam tym razem zaaplikować sobie coś lżejszego i na przekór wszystkiemu jednak wybyć na rower. Przeszukałam wszystkie tajemne skrytki, torby, plecaki, kieszenie... i znalazłam ostatnią działkę ibuprofenu. Łyknęłam, przeczekałam godzinę i wyprowadziłam trochę na siłę Kubka z garażu.
Pojechaliśmy w stronę Szczodrego. Plany bynajmniej nie były ambitne. Miałam zamiar dotrzeć do Węgrowa i tam w zależności od samopoczucia, albo wracać przez Łozinę, albo trochę przedłużyć trasę kierując się na Miłonowice. W pewnym momencie wylądowałam na dobrze znanym mi skrzyżowaniu ze znakami Węgrów na lewo i Oleśnica na prawo... no i nie wiem dlaczego, ale coś nakazało mi skręcić w prawo ;-). I tak ostatecznie dotarliśmy z Kubciem do naszej ulubionej oleśnickiej kawiarni :-D. Głowa mnie nie bolała :-D, jechało się super, wiaterek w plecy i przeważnie z górki. Do granic Oleśnicy dotarliśmy w niecałe 20 minut :-DD.
W przypływie dobrego humoru zamówiłam sobie mrożoną kawusię :-D i usiedliśmy przy stoliku z widokiem na rynek. Niebo nad nami było coraz bardziej zasnute chmurami i zaczął nawet kropić deszcz. Postanowiłam się pospieszyć, żeby jakaś ulewa nas nie dopadła. Kubek był po gruntownym myciu, woskowaniu, polerowaniu, smarowaniu i wymianie ochronnych naklejek po błotnistym wypadzie do Namysłowa. Chciałam, żeby jeszcze trochę taki elegancki pozostał ;-). Okazało się, że chmura, która za nas ścigała w drodze do Oleśnicy, przyniosła ze sobą chwilowe, ale dość obfite opady deszczu. Ulice mokre, kałuż dostatek... ciutę pochlapani wróciliśmy :-). Dopiero przed Dobroszowem Oleśnickim asfalt był suchy.
Bardzo się cieszę, że zawzięłam się i mimo wszystko wyszłam :-DD. Po powrocie Kubka z grubsza przetarłam. Dziś o poranku łańcuch i elementy po których biżuteria lata umyłam dokładnie ;-). Moje chłopaki wybyli na trzy dni na męską wyprawę i mam czas dla siebie, ale teraz niestety pogoda kiepska, moje samopoczucie też :-/... może potem coś się poprawi?
Pojechaliśmy w stronę Szczodrego. Plany bynajmniej nie były ambitne. Miałam zamiar dotrzeć do Węgrowa i tam w zależności od samopoczucia, albo wracać przez Łozinę, albo trochę przedłużyć trasę kierując się na Miłonowice. W pewnym momencie wylądowałam na dobrze znanym mi skrzyżowaniu ze znakami Węgrów na lewo i Oleśnica na prawo... no i nie wiem dlaczego, ale coś nakazało mi skręcić w prawo ;-). I tak ostatecznie dotarliśmy z Kubciem do naszej ulubionej oleśnickiej kawiarni :-D. Głowa mnie nie bolała :-D, jechało się super, wiaterek w plecy i przeważnie z górki. Do granic Oleśnicy dotarliśmy w niecałe 20 minut :-DD.
W przypływie dobrego humoru zamówiłam sobie mrożoną kawusię :-D i usiedliśmy przy stoliku z widokiem na rynek. Niebo nad nami było coraz bardziej zasnute chmurami i zaczął nawet kropić deszcz. Postanowiłam się pospieszyć, żeby jakaś ulewa nas nie dopadła. Kubek był po gruntownym myciu, woskowaniu, polerowaniu, smarowaniu i wymianie ochronnych naklejek po błotnistym wypadzie do Namysłowa. Chciałam, żeby jeszcze trochę taki elegancki pozostał ;-). Okazało się, że chmura, która za nas ścigała w drodze do Oleśnicy, przyniosła ze sobą chwilowe, ale dość obfite opady deszczu. Ulice mokre, kałuż dostatek... ciutę pochlapani wróciliśmy :-). Dopiero przed Dobroszowem Oleśnickim asfalt był suchy.
Bardzo się cieszę, że zawzięłam się i mimo wszystko wyszłam :-DD. Po powrocie Kubka z grubsza przetarłam. Dziś o poranku łańcuch i elementy po których biżuteria lata umyłam dokładnie ;-). Moje chłopaki wybyli na trzy dni na męską wyprawę i mam czas dla siebie, ale teraz niestety pogoda kiepska, moje samopoczucie też :-/... może potem coś się poprawi?
Kategoria od 50 do 70 km
- DST 98.80km
- Czas 03:42
- VAVG 26.70km/h
- VMAX 45.92km/h
- Temperatura 27.0°C
- Kalorie 2742kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Miał być Wołów...
Sobota, 16 lipca 2016 · dodano: 18.07.2016 | Komentarze 2
Rzeczywiście miejscem docelowym miał być dzisiaj Wołów... miał być :-(. Tymczasem Wielka Lipa wyszła (dosłownie i w przenośni). Teoretycznie od wczesnego popołudnia miałam czas dla siebie, ale w praktyce znowu było inaczej... łupała mnie głowa :-(. Znowu prochy i oczekiwanie na poprawę. Parę godzin straconych i niestety za mało czasu na dalsze wojaże :-(, a do tego to uczucie zmęczenia i ćmienie w głowie... już mam tego serdecznie dosyć :-(!!!!
Kategoria od 70 do 100 km
- DST 104.60km
- Czas 04:07
- VAVG 25.41km/h
- VMAX 45.74km/h
- Temperatura 29.0°C
- Kalorie 2875kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Odwiedziny Namysłowa :-D
Środa, 13 lipca 2016 · dodano: 15.07.2016 | Komentarze 2
W zeszłym roku dwa razy zawitałam w Namysłowie i powiem szczerze lubię wracać do miejsc, które miło mi się kojarzą, a Namysłów do takich należy :-)). Tym razem postanowiliśmy wybrać trasę bardziej dziką, jak na górale przystało ;-D... i było suuuper :-DDD. A i jeszcze jedna ważna wiadomość, dla mnie rewelacyjna... DZISIEJSZY DZIEŃ BEZ BÓLU GŁOWY :-DD!!!!
Zaczęliśmy wyprawę bagniście ;-DD. Zdjęcia specjalnie dla ZARAZKA :-DD.
Zaczęliśmy wyprawę bagniście ;-DD. Zdjęcia specjalnie dla ZARAZKA :-DD.
Były też prawdziwki :-DD.
Część trasy polnymi drogami :-DD.
Żniwa blisko :-D...
Poczciwa, łagodna mućka :-D. Można było blisko podejść. Patrzyła z zainteresowaniem :-).
I dokręciliśmy do Namysłowa :-DD.
Widok na rynek.
A tu zasłużona kawa i obiadokolacja :-D.
Pogoda była dzisiaj niezbyt pewna. Ociągałam się z powrotem do domu i dzięki mnie ;-), aby uniknąć burzliwej drogi do domu, zrobiliśmy parę kilometrów więcej :-). Jak się potem okazało to była bardzo dobra decyzja, bo ani jedna kropelka deszczu na nas nie spadła :-)). Powrotna trasa też nie taka zła, bo drogi szybkiego ruchu udało się nam ominąć.
Kategoria od 100 do 150 km
- DST 50.80km
- Czas 02:08
- VAVG 23.81km/h
- VMAX 47.03km/h
- Temperatura 28.0°C
- Kalorie 1525kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Z Jawora do Złotoryi :-DD
Wtorek, 12 lipca 2016 · dodano: 15.07.2016 | Komentarze 2
Wstałam rano z bólem głowy, zmęczona jak po całonocnej imprezie... to już norma :-(. Nie czułam się dobrze, postanowiłam wytoczyć cięższą broń. Odwiedziłam po drodze aptekę i kolejny raz kupiłam Migeę. Nie bez powodu leki posiadają ulotki z informacjami czego nie należy ze sobą łączyć. Ja byłam zdesperowana i było mi już wszystko jedno, byleby tylko głowa mnie nie łupała... i to był błąd. Po raz pierwszy czułam się jak po głupim jasiu. Głowa mnie co prawda nie bolała, ale byłam totalnie osłabiona. Z zewnątrz docierały do mnie jakieś odgłosy, tłumione przez szum w głowie. Nie czułam się bezpiecznie, miałam bardzo spowolnioną reakcję na bodźce zewnętrzne, co przy ostrzejszych zjazdach i zakrętach nie było przyjemne. Nie wytrzymałam, puściły mi nerwy... wstyd się przyznać, ale rozryczałam się :-((. Dzień był piękny, widoki cudowne, a mój organizm był wrakiem, walczyłam i ledwo dawałam radę :-(((.
Dotarliśmy do Złotoryi... ja i Kubek to się w zasadzie ledwo doczołgaliśmy :-((. Postanowiłam zaryzykować i posłuchać rady przyjaciela. Leki mnie usypiały, zażyłam zatem silny, kofeinowy dopalacz w puszce... i pomogło :-D.
Spacerek po rynku :-D i po prawej restauracja, w której postanowiliśmy uzupełnić spalone kalorie ;-D.
Dotarliśmy do Złotoryi... ja i Kubek to się w zasadzie ledwo doczołgaliśmy :-((. Postanowiłam zaryzykować i posłuchać rady przyjaciela. Leki mnie usypiały, zażyłam zatem silny, kofeinowy dopalacz w puszce... i pomogło :-D.
Spacerek po rynku :-D i po prawej restauracja, w której postanowiliśmy uzupełnić spalone kalorie ;-D.
Kategoria od 50 do 70 km
- DST 70.26km
- Czas 02:59
- VAVG 23.55km/h
- VMAX 48.46km/h
- Temperatura 33.0°C
- Kalorie 1822kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj Sobótka :-)
Poniedziałek, 11 lipca 2016 · dodano: 15.07.2016 | Komentarze 2
Ból głowy znowu dał znać o sobie :-(. Tym razem udało się pospać godzinę dłużej, ale potrzeba zażycia tabletki była niestety konieczna :-(. Dzisiaj miałam kolejny dzień dla siebie :-D. Nie chciałam go zmarnować. Przedpołudnie postanowiłam poświęcić na odpoczynek, wolałam nie kusić losu :-/. Trzy najbliższe doby należały do mnie i Kubka :-DD. Bynajmniej nie miałam zamiaru przeleżeć ich na kanapie łykając tabletki garściami. O nie!!!
Postanowiliśmy z przyjacielem spędzić popołudnie w Sobótce. Żeby zaoszczędzić czas z Kubkiem dotarliśmy z Domaszczyna do Krzyżanowic i dalej aby uniknąć przebijania się rowerami przez miasto wyruszyliśmy już razem samochodem w stronę Kątów Wrocławskich.
Przełęcz Tąpadła mnie dopadła... myślałam, że zaliczę zgon. Totalne osłabienie po mieszance leków i wkurzające ćmienie głowy :-(. Ledwo się tam doczołgałam :-(.
Plany były bardziej ambitne i powiem szczerze myślałam, że dzisiejszy
dzień będzie powtórką niedzielnego wypadu... niestety głowa coraz
bardziej zaczynała mnie boleć. Byłam wściekła!!! Dobrze, że droga powrotna to już z górki :-/.
Mapki do ostatnich wojaży dodam kiedy indziej... dzisiaj znowu mnie głowa boli :-((. W tym tygodniu tylko w środę miałam więcej luzu... tzn. dzień bez procha.
Kategoria od 70 do 100 km
- DST 28.34km
- Czas 01:03
- VAVG 26.99km/h
- VMAX 42.91km/h
- Temperatura 23.0°C
- Kalorie 938kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Wrocławski rynek po zmroku :-D
Niedziela, 10 lipca 2016 · dodano: 15.07.2016 | Komentarze 0
Nie wiem dlaczego, ale rozpierała mnie energia :-DD. Nie chciało mi się spać. Czułam się super. Dzisiejsza wycieczka bardzo pozytywnie mnie naładowała :-DD. Na tyle pozytywnie, że postanowiłam odwiedzić wrocławski rynek nocą :-DD. Tym razem wybrałam się ulicami, a tam pustki totalne :-D. Eee piłka nożna nie jest taka zła ;-D. Mecz Francja-Portugalia sprawił, że drogi miejskie idealnie nadawały się dla rowerzystów ;-DD. W rynku najbardziej oblegane były restauracje zaopatrzone w tv z dużym ekranem... element decydujący o wyborze lokalu ;-DD.
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 99.08km
- Czas 03:41
- VAVG 26.90km/h
- VMAX 49.63km/h
- Temperatura 28.0°C
- Kalorie 2756kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Pagórkowanie wersja sportowa :-D
Niedziela, 10 lipca 2016 · dodano: 15.07.2016 | Komentarze 0
Dzień dla mnie zaczął się grubo przed 5:00. Wczorajszy właściwie nie istniał. Cała sobota, mimo wolnego czasu przespana w towarzystwie leków :-((. Według prognoz pogoda zapowiadała się ciekawie, rodzina już od paru dni została poinformowana, że w dniu dzisiejszym będę niedostępna, bo wyruszam do dziczy. Niby wszystko zaplanowane, ale jak tu coś planować, gdy w moim przypadku to raczej nigdy nie wiadomo co będzie za parę godzin :-((. Znowu niepewny poranek, działka prochów i oczekiwanie. W końcu wytoczyłam się z domu. Wycieczka miała być krótsza, ale przypomniałam sobie o sms-ie od znajomego. Powiem szczerze, nie sądziłam, że uda nam się razem wybyć, bo przecież wcześniej się nie odezwałam... a jednak jakoś się zgraliśmy :-)).
Dzisiaj wersja sportowa, bo z byłym wyczynowcem :-D. Nie zanudził się ze mną i nie musiał strzelać zbyt wielu ósemek ;-) tylko ze względu na swoja odnawiającą się kontuzję kolan. Jakimś cudem dałam rade i nie pozostawałam bardzo w tyle. Dzisiaj na szczęście ból głowy odpuścił... dzień łaski :-DD.
Dzisiaj wersja sportowa, bo z byłym wyczynowcem :-D. Nie zanudził się ze mną i nie musiał strzelać zbyt wielu ósemek ;-) tylko ze względu na swoja odnawiającą się kontuzję kolan. Jakimś cudem dałam rade i nie pozostawałam bardzo w tyle. Dzisiaj na szczęście ból głowy odpuścił... dzień łaski :-DD.
Kategoria od 70 do 100 km
- DST 31.29km
- Czas 01:09
- VAVG 27.21km/h
- VMAX 47.18km/h
- Temperatura 21.0°C
- Kalorie 877kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Pagórkowanie w wersji skróconej :-\
Piątek, 8 lipca 2016 · dodano: 08.07.2016 | Komentarze 0
Dzisiaj wstałam dość późno. Wczoraj wieczorem głowa znowu mnie ćmiła :-(, ale na szczęście rano było ok :-). Nie jechało mi się łatwo. Momentami mocno wiało, szczególnie na zjazdach jak na złość :-[.
Kategoria od 20 do 50 km