Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi SADE z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 15806.15 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.15 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy SADE.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2016

Dystans całkowity:1241.45 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:48:20
Średnia prędkość:25.69 km/h
Maksymalna prędkość:50.26 km/h
Suma kalorii:35005 kcal
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:40.05 km i 1h 33m
Więcej statystyk
  • DST 119.90km
  • Czas 04:35
  • VAVG 26.16km/h
  • VMAX 46.96km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Kalorie 3363kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trochę Doliną Baryczy :-)

Niedziela, 14 sierpnia 2016 · dodano: 07.10.2016 | Komentarze 1

Tym razem postanowiłam pozwiedzać rejony na prawo od Milicza. Pogoda była piękna, zieleń soczysta, cieplutko... będzie mi tego strasznie brakowało :-(. To już bardzo zaległy wpis i nie wiem czy ktoś poza mną tu zajrzy, ale mi właśnie takie zdjęcia pomagają przetrwać jesienną zgniliznę i mroźną zimę... ech byle do wiosny.

takie polowanie na zwierzynę mi się podoba :-DD.

Ukochane mućki z boćkami w tle :-D.

Tradycyjnie lody w ryneczku w Miliczu :-)).



Kategoria od 100 do 150 km


  • DST 25.03km
  • Czas 00:52
  • VAVG 28.88km/h
  • VMAX 45.86km/h
  • Kalorie 718kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pagórkowanie na szybko :-)

Wtorek, 9 sierpnia 2016 · dodano: 24.08.2016 | Komentarze 0

Czasu za wiele nie miałam, więc dzisiaj wersja skrócona... lepsze to niż nic :-/.



Kategoria od 20 do 50 km


  • DST 13.22km
  • Czas 00:28
  • VAVG 28.33km/h
  • VMAX 37.51km/h
  • Kalorie 365kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Domowe obowiązki :-/

Wtorek, 9 sierpnia 2016 · dodano: 21.08.2016 | Komentarze 0

Trasa do bankomatu i opłata za wywóz szamba... samo życie :-/.


Kategoria Blisko domu, do 20 km


  • DST 36.50km
  • Czas 01:16
  • VAVG 28.82km/h
  • VMAX 48.56km/h
  • Kalorie 992kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pagórkowanie na dobranoc :-)

Poniedziałek, 8 sierpnia 2016 · dodano: 24.08.2016 | Komentarze 0

Dzisiejszy dzień nie taki zły. Udało mi się wyrwać na rower też wieczorem, a to już na prawdę rewelacja :-D. Co prawda jedynie powtórka trasy porannej, ale dobre i to :-).




Kategoria od 20 do 50 km


  • DST 38.32km
  • Czas 01:21
  • VAVG 28.39km/h
  • VMAX 49.03km/h
  • Kalorie 1031kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pagórkowanie o poranku :-)

Poniedziałek, 8 sierpnia 2016 · dodano: 24.08.2016 | Komentarze 0

Makówka nie bolała to wyrwałam się na poranną przebieżkę... trasa ta co zwykle.



Kategoria od 20 do 50 km


  • DST 13.89km
  • Czas 00:30
  • VAVG 27.78km/h
  • VMAX 38.02km/h
  • Kalorie 404kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powakacyjne obowiązki :-/

Niedziela, 7 sierpnia 2016 · dodano: 21.08.2016 | Komentarze 0

Podstawowe zakupy spożywcze... nuuuuudyyy :-/.


Kategoria Blisko domu, do 20 km


  • DST 26.93km
  • Czas 01:26
  • VAVG 18.79km/h
  • VMAX 42.41km/h
  • Kalorie 963kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wakacje dzień 5 - Rajsko i Zapora Leśniańska

Piątek, 5 sierpnia 2016 · dodano: 12.09.2016 | Komentarze 0

Już poprzedniego dnia późnym wieczorem niebo zasnuło się chmurami, co nie wróżyło niczego dobrego. W nocy obudziły mnie odgłosy kropli deszczu uderzających o dach. Ostro lało. O poranku jak zwykle potrzeba zażycia kolejnej tabletki (dobrze, że uzupełniłam zapasy :-/). Widok za oknem paskudny. Szaro-bure, gęste chmurska i ulewny deszcz. Momentami opady traciły na sile i już miałam nadzieję, że może się wypogodzi, ale po chwili uderzały ze zdwojoną mocą i tak w kółko. Już wiedziałam, że nieprędko nastąpi poprawa. Postanowiłam wykorzystać ten czas na drzemkę i nabranie sił. Miałam nadzieję, że może chociaż po południu uda mi się gdzieś wybyć. Miałam krótkie plany wycieczkowe na czarną godzinę. Takie na wypadek złej pogody lub braku siły.
Dopiero około osiemnastej przestało padać, a przez chmury miejscami usiłowało przedrzeć się słońce. Byłam po kilku tabletkach. Trochę udało mi się pospać, ale niewiele to pomogło.

Widok z tarasu o poranku... niestety lało :-(((.

Zamek Rajsko... a właściwie Hotel Rajsko, niedostępny, z dziwnymi przybudówkami :-/.

Dzisiaj to miałam takie tempo, że mogłabym co najwyżej z takim zawodnikiem się ścigać ;-).

Odwiedziłam też Zaporę Leśniańską... to wszystko na co było mnie dzisiaj stać :-/.

W drodze powrotnej piękne, dorodne stado muciek i byków było... biało-brązowe tym razem :-D.


Kategoria od 20 do 50 km


  • DST 102.58km
  • Czas 04:22
  • VAVG 23.49km/h
  • VMAX 47.30km/h
  • Kalorie 2730kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wakacje dzień 4 -Zapusta-Zgorzelec/Gorlitz i...

Czwartek, 4 sierpnia 2016 · dodano: 11.09.2016 | Komentarze 2

... i prawie Zittau :-\. Ach jakiś taki niedosyt był :-). Patrzyłam w Gorlitz na drogowskazy i jakieś głosy w głowie kazały mi podążać w tamtą stronę. Jedynie zdrowy rozsądek nakazywał nie przesadzać. Po ostatnich niemiłych doświadczeniach i przedawkowanych tabletkach moja kondycja pozostawiała wiele do życzenia :-(.
Trochę ćmiła mnie głowa... jak zwykle. Wiedziałam, że na pewno na liście miejsc, które mieliśmy zamiar dzisiejszego dnia odwiedzić była apteka. Pogoda była bardzo ładna w porównaniu z ostatnimi porankami, ale niczego nie można było być pewnym. Plany nie były jakieś ambitne... nie chciałam się znowu rozczarować :-\.
Trasa bardzo przyjemna :-D. Górzysto-pagórkowatymi serpentynami (wyższe i w większym zagęszczeniu niż na nizinach :-)) przez malowniczo położone wioski i wioseczki zmierzaliśmy w kierunku Zgorzelca, a właściwie Gorlitz. Różnica pomiędzy nami , a naszym zachodnim sąsiadem ciągle robi na mnie wrażenie. Wiem dobrze, że i tak zrobiliśmy duże postępy, w porównaniu z tym co było 30  czy 20 lat temu, ale nadal Niemcy to Niemcy "Ordnung muss sein". Moim zdaniem nie ma możliwości, żeby Polska kiedykolwiek tak wyglądała i nie chodzi tu już o środki finansowe jakimi dysponujemy, ale o nasze nawyki i podejście do wielu spraw. U nas jedno ze słynnych powiedzonek "Z tego się nie strzela" jest nadal czynnie wcielane w życie ;-D.


Ta posiadłość została sprzedana. Nie znam co prawda ceny zakupu, ale i tak podziwiam właściciela za odwagę :-).

Jedna z ulic przygranicznych Zgorzelca.

A tu już z Kubkiem przekraczamy granicę i widok na Gorlitz.

Świetny sposób na zaproszenie do odwiedzenia restauracji w głębi bocznej uliczki. Wesoła postać, obok której nie da się przejść nie przystając chociaż na chwilę, trzymająca menu :-).

Główna aleja Gorlitz.

Jedna z bocznych ulic centrum Gorlitz.

Boczna, wąska uliczka.

Stare kamienice, drobiazgowo odrestaurowane, cieszą oko i nie pozwalają przejść obok nich obojętnie :-).

To jest dopiero krążownik szos :-D.

Drogowskaz na Zittau. Ech kusiło mnie okrutnie... tylko 45 km.

Widok na Gorlitz z restauracji w Zgorzelcu.

No i dałam się skusić. Właściwie to wiedziałam, że do Zittau to dzisiaj nie dojedziemy, bo już nie było tak wcześnie, ale wspominając ubiegłoroczną wycieczkę nie potrafiłam się powstrzymać :-).  Nie miałam żadnej mapy ze ścieżkami rowerowymi i po kilku skrętach w ciemno już zaczęłam wątpić w sens tej trasy powrotu. Główną ulicą nie chciałam jechać :-(. Dostrzegłam jakiegoś rowerzystę w pobliżu i pomyślałam, że może mi pomoże. Okazało się, że do porozumiewania się pozostawał nam tylko język migowy :-(. Najważniejsze co udało nam się ustalić to to, że oboje zmierzaliśmy do Zittau, a to już było coś :-D. Niemiec, pan grubo po pięćdziesiątce okazał się być bardzo sympatyczny i miał rewelacyjną kondycję... na początku ledwo mogłam za Nim nadążyć :-O!!  Po drodze zaliczyliśmy krótki postój w lodziarni. Nie udało mi się go przekonać, żeby nie fundował mi lodów (nie miałam przy sobie EUR). Właścicielka miała z nas niezły ubaw :-D. We wspólnym towarzystwie dojechaliśmy do Ostritz do Klasztoru Marienthal.


Musiałam się niestety z przemiłym, niemieckim towarzyszem pożegnać :-(. Chyba Jemu też podobała się nasza wspólna wycieczka, bo posmutniał i tłumaczył, że On tylko na chwilę jedzie do Zittau i wraca z powrotem do Gorlitz. Pokazałam Mu jednak, że moim celem nie jest Zgorzelec, a trochę dalej położona maleńka Zapusta. Chyba zrozumiał... i każde z nas popedałowało w swoim kierunku. Postanowiłam cofnąć się do dawnego przejścia granicznego w Radomierzycach. Po paru kilometrach czułam, że jestem w rodzimym kraju ;-D. Skończyły się równe jak stół, monotonne niemieckie szlaki rowerowe ;-). Postanowiłam, że dotrzemy do naszej posiadłości od strony Leśnej z krótkim postojem w Biedronce. Byłam okropnie głodna, a w "lodówce" pustki ;-D. Potem jeszcze już po ciemku strome podjazdy krętymi serpentynami (myślałam, że zaliczę zgon :-O) i dotarliśmy do Zapusty.

Dzisiejszy dzień bardzo udany, bez panowania bólu głowy :-DDD!!! Pokonana trasa znacznie dłuższa od początkowych zamierzeń. Pogoda w końcu była łaskawa i oszczędziła nam negatywnych niespodzianek :-D.Mam nadzieję, że dwa ostatnie dni wakacji uda mi się w pełni wykorzystać pomijając stosowanie dopalaczy ;-).


Kategoria od 100 do 150 km


  • DST 28.51km
  • Czas 01:23
  • VAVG 20.61km/h
  • VMAX 49.81km/h
  • Kalorie 981kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wakacje dzień 3 - Zamek Czocha... tylko :-/

Środa, 3 sierpnia 2016 · dodano: 25.08.2016 | Komentarze 0

Tym razem poddałam się :-((. Od wczorajszego wieczoru zjadłam mnóstwo tabletek i jakoś bynajmniej nie było lepiej :-((. Rano niestety nie byłam w stanie zwlec się z łóżka, a widoki za oknem nie napawały optymizmem :-(. Wrzuciłam coś na żołądek, potem tabletka i poszłam się położyć.
Obudziłam się grubo po 12:00, bynajmniej nie wypoczęta, a do tego z bólem głowy :-(. Postanowiłam wziąć się w garść!! To były w końcu moje tak długo wyczekiwane wakacje!! Spakowałam szybko plecak, łyknęłam kolejnego procha i wybyliśmy z Kubkiem na przebieżkę po okolicy.

Niebo niestety zachmurzone :-(.

Zmiany pogodowe następowały szybko. Na szczęście niebo nabierało jasnych kolorów i coraz częściej zza chmur pokazywało się słońce :-). Gdy dotarliśmy do Zamku Czocha było już na prawdę całkiem przyjemnie :-D.

Tym razem zamku w środku nie zwiedzałam. Jakoś wolę mury zewnętrzne ;-).

Ładna pogoda i okoliczne widoki sprawiły, że moje samopoczucie od razu uległo poprawie, a na twarzy pojawił się uśmiech. Kondycja była kiepska i nie miałam jakiś ambitnych planów, ale pomyślałam, że warto wykorzystać dzień do końca. W przypływie dobrego humoru postanowiłam wstąpić na obiad do Restauracji Zielony Piec, którą minęliśmy jadąc na zwiedzanie Zamku Czocha. Spodobało mi się jej położenie i miejsca siedzące na tarasie... lokal przyjazny rowerzystom ;-).
Szczęście nie trwało długo :-(. Pogoda niestety znowu zaczęła się zmieniać i to w bardzo szybkim tempie. Jeszcze parę minut wcześniej było piękne niebo i świeciło słońce. Zamówiłam więc chłodnik (bardzo dobry polecam :-D). Teraz siedziałam w bluzie, bo ni z tego ni z owego zaczęło wiać i zrobiło się ponurzaście... po chwili już padał deszcz :-/. Po zjedzeniu zimnego posiłku musiałam zamówić gorącą kawę, żeby się rozgrzać i popić kolejną tabletkę :-( (znowu poczułam, że mam głowę). Postanowiłam szybko uregulować rachunek i wracać do Zapusty, bo niebo było coraz bardziej zasnute chmurami i nie wyglądało, że coś się poprawi. W tym momencie zaczęło okropnie lać :-((. Siedzieliśmy z Kubkiem na dworze pod parasolem w sumie prawie dwie godziny. Temperatura spadła, zmarzłam, postanowiłam ubrać kurtkę przeciwdeszczową i wracać. Głowa mnie już okropnie łupała i było mi wszystko jedno :-(.
Ledwo doczołgałam się na miejsce. Zasłoniłam wszystkie okna i poszłam się położyć. Późnym popołudniem widoki za oknem znowu były ładne, tak jakby nigdy nic... ale stało się i ja to bardzo dobrze czułam :-((. Wieczorem zmusiłam się do drobnych zakupów w Biedrzychowicach. Na dobranoc kolejna, ostatnia już tabletka i nadzieja, że jutro w końcu pogoda się ustabilizuje.

Połowa wakacji za mną, tygodniowy zapas prochów wyczerpany, a plany wycieczkowe coraz bardziej okrojone... :-((.



Kategoria od 20 do 50 km


  • DST 87.54km
  • Czas 03:53
  • VAVG 22.54km/h
  • VMAX 47.88km/h
  • Kalorie 2626kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wakacje dzień 2 - Zamek Frydlant :-D

Wtorek, 2 sierpnia 2016 · dodano: 22.08.2016 | Komentarze 1

Właściwie to nie wiedziałam czy w ogóle coś wyjdzie z tego wyjazdu do Zamku Frydlant. Jak zwykle poranek rozpoczęłam od tabletki przeciwbólowej :-(. Żeby załagodzić sytuację i skupić się na czymś innym postanowiłam pojechać do Gryfowa Śląskiego odwiedzić kantor i tam zadecydować co dalej. Pogoda o poranku wyglądała dziwnie i do końca nie było wiadomo czego się spodziewać. Ból głowy na szczęście ustąpił, a z pomiędzy chmur od czasu do czasu wyłaniało się słońce :-). Już było wiadomo, że do Zapusty wracamy dopiero wieczorem :-D.
Widoki niedaleko Zapusty :-D.

Krótki przystanek  w lodziarni w Nove Mesto pod Smerkem :-).

No i po tułaniu się po wioskach, wioseczkach i miasteczkach ;-) dotarliśmy z Kubkiem do Zamku Frydlant :-D. Tak na prawdę nie miałam pojęcia czy w ogóle uda nam się wejść choćby na dziedziniec. Znowu wyszło na to, że nie ma co snuć jakiś dziwnych podejrzeń, lepiej po prostu od  razu zapytać. Czasami parę minut zwłoki może uniemożliwić realizację naszych planów. I tak mogło być i w tym przypadku. Kilkanaście minut później kolejne osoby były już odprawiane z kwitkiem. Trafiłam do polskiej grupy z bardzo miłym przewodnikiem. Zaproponował mi nawet zwiedzanie wnętrza zamku. Pewnie zobaczył od razu strach w moich oczach, bo powiedział, że o rower nie mam się co bać ponieważ nikt sam się stąd nie wydostanie, ponieważ brama wejściowa na dziedziniec jest zamykana, a klucze On ma przy sobie :-). Pozostawiłam zatem Kubka w krużganku i poszłam podziwiać komnaty.
Pewnie dla wielu z Was wydam się prostą dziewką ;-), ale jakoś snucie się po szlacheckich pokojach i słuchanie opowieści i legend o kolejnych właścicielach przypomniało mi niemiłe doświadczenia z dzieciństwa. Pamiętam jak dziś wizyty w muzeach, chodzenie po starych skrzypiących podłogach w okropnych, przydużych filcowych kapciach i ten "zapach" naftaliny :-[. Dodatkowo atmosferę pogarszały mroczne pomieszczenia z mnóstwem nudnych, przeszklonych regałów i ziewająca przewodniczka, co chwilę przypominająca, że niczego nie wolno dotykać... taka trauma z dzieciństwa ;-). Jedyną zaletą takiego wyjścia pseudo edukacyjnego był brak lekcji :-D.
Oczywiście zwiedzanie Zamku Frydlant ni jak się ma do snucia się po miejskich muzeach z moich czasów szkolnych, ale jakoś wolę otwarta przestrzeń i swobodę :-D.

Okazało się, że fotografowanie dozwolone jest tylko w czterech pierwszych pomieszczeniach, ale można było za to uwiecznić panoramę widoczną z okien odwiedzanych komnat :-D.

Postanowiłam opuścić grupę z kilku powodów. Po pierwsze zbyt długie przebywanie w zbyt dużym zagęszczeniu nie działa na mnie dobrze ;-), no i czasu już było nie za wiele, a jeszcze rynek miasteczka Frydlant chciałam odwiedzić. Głównym powodem jednak było nerwowe zerkanie na dziedziniec w obawie, że mi ktoś Kubka uprowadzi :-O!!! Jeszcze parę szybkich zdjęć zamku i udaliśmy się z Kubisławem w kierunku wyjścia... i nie było łatwo się wydostać :-). Ostatecznie bardzo miła pani sprzedająca bilety otworzyła nam drzwi, ale musieliśmy się nieźle nastukać w drzwi, żeby nas usłyszała :-D.

Po odzyskaniu upragnionej wolności ;-) popedałowaliśmy wąską uliczką do rynku Frydlant. Ratusz w oddali.


Widok na jedną z bocznych uliczek.

Rynek...

... i oczywiście Kubek na tle kamienic.

Pogoda była zmienna i ból głowy znowu dał znać o sobie :-(. Połączyłam przyjemne z pożytecznym. Zamówiłam kawusię :-) i łyknęłam kolejna tabletkę :-(.

Dzisiejszy dzień zaliczony do bardzo udanych :-D pomimo zmiennej pogody. W drodze powrotnej do Zapusty bardziej skupiłam się na podziwianiu widoków i podjazdach, dzięki czemu ból głowy zszedł na dalszy plan :-). Przypomniałam sobie jeszcze, że nie mamy nic do jedzenia, a że było już późno pozostała nam jedynie wycieczka do Gryfowa Śląskiego... jakoś dałam radę :-.



Kategoria od 70 do 100 km