Info
Ten blog rowerowy prowadzi SADE z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 15806.15 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.15 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2018, Marzec8 - 4
- 2017, Czerwiec11 - 2
- 2017, Maj26 - 4
- 2017, Kwiecień20 - 1
- 2017, Marzec23 - 4
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń23 - 14
- 2016, Grudzień13 - 2
- 2016, Listopad21 - 2
- 2016, Październik25 - 18
- 2016, Wrzesień24 - 8
- 2016, Sierpień31 - 21
- 2016, Lipiec25 - 21
- 2016, Czerwiec24 - 20
- 2016, Maj33 - 25
- 2016, Kwiecień25 - 43
- 2016, Marzec13 - 17
- 2016, Luty10 - 44
- 2016, Styczeń14 - 15
Wpisy archiwalne w kategorii
do 20 km
Dystans całkowity: | 874.41 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 34:37 |
Średnia prędkość: | 25.26 km/h |
Maksymalna prędkość: | 47.66 km/h |
Suma kalorii: | 23865 kcal |
Liczba aktywności: | 59 |
Średnio na aktywność: | 14.82 km i 0h 35m |
Więcej statystyk |
- DST 18.55km
- Czas 00:39
- VAVG 28.54km/h
- VMAX 37.62km/h
- Kalorie 517kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Szkoła *37/2017*
Poniedziałek, 3 kwietnia 2017 · dodano: 04.04.2017 | Komentarze 0
I pogoda się skiepściła :-(. No cóż weekend był piękny i na to wygląda, że z cudami nie można przesadzać ;-). Co prawda o poranku siąpiło, ale przynajmniej temperatura na plusie i w krótkich gatkach można śmigać :-).
Po południu zraszanie trawników uruchomiło się na dobre :-/. Kałuże spore, na górze jak okiem sięgnąć gęsta, szara zasłona bez szans na poprawę. Kubcio niedawno po myciu... szkoda Go było ubłocić :-\. Do tego wszystkiego makówka przypomniała dosadnie o swoim istnieniu :-(. No cóż tym razem wybrałam grzecznie opcję do szkoły po synusia na czterech kółkach :-[
Po południu zraszanie trawników uruchomiło się na dobre :-/. Kałuże spore, na górze jak okiem sięgnąć gęsta, szara zasłona bez szans na poprawę. Kubcio niedawno po myciu... szkoda Go było ubłocić :-\. Do tego wszystkiego makówka przypomniała dosadnie o swoim istnieniu :-(. No cóż tym razem wybrałam grzecznie opcję do szkoły po synusia na czterech kółkach :-[
Kategoria do 20 km
- DST 18.80km
- Czas 00:42
- VAVG 26.86km/h
- VMAX 34.83km/h
- Kalorie 480kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Szkoła *26/2017*
Piątek, 17 marca 2017 · dodano: 04.04.2017 | Komentarze 0
Pogodowi wróżbici dzisiaj się niestety nie pomylili. O tym, że szykują się zmiany wiedziałam od dawna. Głowa łupała właściwie przez całą noc. Obudziłam się jeszcze przed POTF... przynajmniej nie musiałam się obawiać, że zaśpimy do szkoły :-). Tym razem łyknęłam tabletkę. Poranek jeszcze był ładny i dzień zapowiadał się słonecznie. Około południa zaczęło okrutnie wiać, a do tego moje samopoczucie pozostawiało coraz więcej do życzenia. Było już jasne, że pogoda się zbaboli.
I stało się... zaczęło lać :-(. Głowa łupała na całego :-(.
Przynajmniej taka pociecha, że z powodu deszczu z rowerowania i tak byłyby nici.
I stało się... zaczęło lać :-(. Głowa łupała na całego :-(.
Przynajmniej taka pociecha, że z powodu deszczu z rowerowania i tak byłyby nici.
Kategoria do 20 km
- DST 8.51km
- Czas 00:22
- VAVG 23.21km/h
- VMAX 30.51km/h
- Kalorie 268kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Ambitne plany zduszone w zarodku :-(((
Sobota, 11 marca 2017 · dodano: 17.06.2017 | Komentarze 0
Delikatnie mówiąc mam "drobne" zaległości we wpisach na bikestats. Już sobie niczego nie obiecuję, bo i tak pewnie nie dotrzymam danego słowa :-/. Ostatnie wydarzenia były dla mnie ciężkie, co niestety nie pomaga i odbiera chęć pozytywnego myślenia :-((.
Dzisiejszy dzień zaczął się bardzo optymistycznie. Nie dość, że byłam w domu SAMA :-D, to jeszcze miałam do dyspozycji przynajmniej kilka godzin. Ściśle określony plan wycieczki jak zwykle w moim przypadku nie istniał, ale wiedziałam, że bez dawki leśnej i braku asfaltu się nie obędzie :-)). Postanowiłam szybko wmłócić śniadanie, ubarwiając je jak zwykle poranną kawą, ale smakowała dziwnie, więc wylądowała w zlewie, a kubek poszybował do zmywarki.
I stało się...
Niestety radość nie trwała długo. Już po zaledwie paru kilometrach zaczęło się dziać coś dziwnego. Coś co niestety nie było mi obce. Coś czego doświadczyłam już nie raz, ale czego się w ogóle nie spodziewałam... nie tym razem :-(((. Po chwili głosy docierały do mnie stłumione jakby z oddali, brakowało sił na kolejny obrót korbą... czułam jak odpłyyyyywaaaaam :-(((((.
Jedynym celem teraz było znalezienie "odpowiedniego" miejsca. Zdążyłam jedynie zjechać na drugą stronę ulicy, położyć rower i usiąść... ocknęłam się dopiero w karetce w drodze do szpitala w Trzebnicy.
Pierwsze w panice zadane pytanie dotyczyło oczywiście losów Kubka, reszta dla mnie nie była istotna. Na szczęście są jeszcze WIELCY LUDZIE na tym świecie!!!! Rowerem, garminem i kamerą GoPro 5, którą dostałam niedawno od braciszka zaopiekował się wspaniały, bezinteresowny człowiek, który mnie znalazł.
Po serii kroplówek w szpitalu wszystko było jak zwykle ok. Wolałam do męża nie dzwonić... wiedziałam czym to się skończy :-(. Odebrał mnie mój PRZYJACIEL. Tego dnia był akurat w pracy, ale jak zwykle rzucił wszystko i po mnie przyjechał. Po drodze zatrzymał się jeszcze po Kubka i zawiózł nas pod sam dom... bez Niego bym sobie nie poradziła :-(.
Teraz już wiem, że metaliczny posmak w ustach jest jak czerwona lampka, to ostrzeżenie, że lepiej tego dnia z domu nie wychodzić...
Dzisiejszy dzień zaczął się bardzo optymistycznie. Nie dość, że byłam w domu SAMA :-D, to jeszcze miałam do dyspozycji przynajmniej kilka godzin. Ściśle określony plan wycieczki jak zwykle w moim przypadku nie istniał, ale wiedziałam, że bez dawki leśnej i braku asfaltu się nie obędzie :-)). Postanowiłam szybko wmłócić śniadanie, ubarwiając je jak zwykle poranną kawą, ale smakowała dziwnie, więc wylądowała w zlewie, a kubek poszybował do zmywarki.
I stało się...
Niestety radość nie trwała długo. Już po zaledwie paru kilometrach zaczęło się dziać coś dziwnego. Coś co niestety nie było mi obce. Coś czego doświadczyłam już nie raz, ale czego się w ogóle nie spodziewałam... nie tym razem :-(((. Po chwili głosy docierały do mnie stłumione jakby z oddali, brakowało sił na kolejny obrót korbą... czułam jak odpłyyyyywaaaaam :-(((((.
Jedynym celem teraz było znalezienie "odpowiedniego" miejsca. Zdążyłam jedynie zjechać na drugą stronę ulicy, położyć rower i usiąść... ocknęłam się dopiero w karetce w drodze do szpitala w Trzebnicy.
Pierwsze w panice zadane pytanie dotyczyło oczywiście losów Kubka, reszta dla mnie nie była istotna. Na szczęście są jeszcze WIELCY LUDZIE na tym świecie!!!! Rowerem, garminem i kamerą GoPro 5, którą dostałam niedawno od braciszka zaopiekował się wspaniały, bezinteresowny człowiek, który mnie znalazł.
Po serii kroplówek w szpitalu wszystko było jak zwykle ok. Wolałam do męża nie dzwonić... wiedziałam czym to się skończy :-(. Odebrał mnie mój PRZYJACIEL. Tego dnia był akurat w pracy, ale jak zwykle rzucił wszystko i po mnie przyjechał. Po drodze zatrzymał się jeszcze po Kubka i zawiózł nas pod sam dom... bez Niego bym sobie nie poradziła :-(.
Teraz już wiem, że metaliczny posmak w ustach jest jak czerwona lampka, to ostrzeżenie, że lepiej tego dnia z domu nie wychodzić...
Kategoria do 20 km
- DST 17.84km
- Czas 00:40
- VAVG 26.76km/h
- VMAX 37.13km/h
- Kalorie 492kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Szkoła *21/2017*
Czwartek, 9 marca 2017 · dodano: 04.04.2017 | Komentarze 0
Kategoria do 20 km
- DST 19.10km
- Czas 00:42
- VAVG 27.29km/h
- VMAX 35.91km/h
- Temperatura 4.0°C
- Kalorie 499kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Szkoła *19/2017* i do serwisu
Wtorek, 7 marca 2017 · dodano: 20.05.2017 | Komentarze 0
Do serwisu... czyli oczywiście w odwiedziny do mojego Guru Rowerowego :-D.
Kategoria Blisko domu, do 20 km
- DST 16.29km
- Czas 00:42
- VAVG 23.27km/h
- VMAX 39.56km/h
- Kalorie 417kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Szkoła *16/2017* i załatwianie zaległości :-/
Wtorek, 31 stycznia 2017 · dodano: 03.03.2017 | Komentarze 0
W tym tygodniu moje dziecko jeździ rykszą dziadków. Przynajmniej tyle dobrego, że mogę trochę dłużej pospać i nie muszę się stresować czy oby pogoda będzie znośna dla cyklistów ;-). Dzisiaj kolejny dzień załatwiania zaległych spraw, od dłuższego czasu odkładanych na później, pod pretekstem innych ważniejszych... oczywiście rowerowych :-). Niestety terminy gonią i nie można już było dłużej udawać, że problem nie istnieje... Bydgoszcz skrada się wielkimi krokami :-/.
Kategoria do 20 km
- DST 5.34km
- Czas 00:10
- VAVG 32.04km/h
- VMAX 37.10km/h
- Kalorie 229kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Szkoła *9/2017*... oj było gorąco :-O
Piątek, 20 stycznia 2017 · dodano: 27.01.2017 | Komentarze 3
Dzisiejszy dzień jak co dzień. Nic szczególnego. Jechałam właśnie po synusia do szkoły. Jak zwykle mijałam Whirpool-a . Byłam już niedaleko parkingu uczęszczanego głównie przez TIR-y... i stało się. Jakiś obrzydliwie spieszący się pajac za kierownicą wyskoczył nagle z bocznej uliczki. Wiedziałam, że nie zdążę uciec. Jedyne co to dałam radę odbić bardziej na lewo, w stronę środka jezdni. Tym razem na szczęście nie zaliczyłam odlotu. Szturchnął mnie w pedał i musnął zderzakiem w tylną przerzutkę, spadł mi łańcuch. Zachwiało mną, ale udało mi się utrzymać równowagę. Zahamowałam, on też. Byłam wściekła :-O!!!! Myślała, że go pogryzę :-O!!!!
Jeszcze na początku to mnie przepraszał, ale jak usłyszał, że ma do czynienia z kobietą to zaczął zgrywać gieroja. Oczywiście to wszystko była moja wina, on biedny się spieszył, a ja mu przeszkodziłam w ważnych sprawach życiowych. Zagroziłam wezwaniem policji jeśli się nie uspokoi. Założyłam łańcuch i zaczęłam sprawdzać czy oby wszystko chodzi sprawnie. Gość nadal się żołądkował i rzucał mięsem. Postanowiłam zadzwonić do przyjaciela, żeby na trzeźwo ocenił czy wszystko z Kubkiem w porządku. Sprawca problemu nadal skakał. Krzyczał, że to moja wina, bo powinnam jechać po ścieżce rowerowej. Prawda jest taka, że może i powinnam, ale jadąc przepisowo marnie bym na tym wyszła. Mam przykre doświadczenia z korzystania z miejskich pasów rowerowych poprzecinanych co kawałek ulicami :-/. Gdybym jechała poprawnie uderzyłby mnie z większą siłą na całej długości. Hamulca to zaczął używać dopiero, będąc już połową maski na głównej ulicy. Tacy jak on mają rowerzystów i ścieżki rowerowe "w głębokim poważaniu" i w ogóle nie patrzą co się na nich dzieje.
Przyjaciel przyjechał po zaledwie kilunastu minutach. Posprawdzał na spokojnie, czy oby na pewno z Kubciem wszystko w porządku. Na szczęście tym razem skończyło się tylko na niegroźnym puknięciu i zachwianiu równowagi. Chyba wydrapałabym temu kierowcy oczy (o ile byłabym jeszcze w stanie to zrobić), gdyby skrzywdził mojego dwukołowego przyjaciela :-O!!!!! Rower jest dla mnie wszystkim. Większość ludzi tego nie rozumie, dla nich to tylko rzecz... dla mnie jest jak członek rodziny!!!
Nerwowa i nie mila atmosfera zrobiły swoje, jakoś nie miałam ochoty na dalsze pedałowanie :-/. Na dodatek z czasem było coraz bardziej krucho. Spakowaliśmy Kubka do auta i pojechaliśmy odebrać moje dziecko ze szkoły.
Jeszcze na początku to mnie przepraszał, ale jak usłyszał, że ma do czynienia z kobietą to zaczął zgrywać gieroja. Oczywiście to wszystko była moja wina, on biedny się spieszył, a ja mu przeszkodziłam w ważnych sprawach życiowych. Zagroziłam wezwaniem policji jeśli się nie uspokoi. Założyłam łańcuch i zaczęłam sprawdzać czy oby wszystko chodzi sprawnie. Gość nadal się żołądkował i rzucał mięsem. Postanowiłam zadzwonić do przyjaciela, żeby na trzeźwo ocenił czy wszystko z Kubkiem w porządku. Sprawca problemu nadal skakał. Krzyczał, że to moja wina, bo powinnam jechać po ścieżce rowerowej. Prawda jest taka, że może i powinnam, ale jadąc przepisowo marnie bym na tym wyszła. Mam przykre doświadczenia z korzystania z miejskich pasów rowerowych poprzecinanych co kawałek ulicami :-/. Gdybym jechała poprawnie uderzyłby mnie z większą siłą na całej długości. Hamulca to zaczął używać dopiero, będąc już połową maski na głównej ulicy. Tacy jak on mają rowerzystów i ścieżki rowerowe "w głębokim poważaniu" i w ogóle nie patrzą co się na nich dzieje.
Przyjaciel przyjechał po zaledwie kilunastu minutach. Posprawdzał na spokojnie, czy oby na pewno z Kubciem wszystko w porządku. Na szczęście tym razem skończyło się tylko na niegroźnym puknięciu i zachwianiu równowagi. Chyba wydrapałabym temu kierowcy oczy (o ile byłabym jeszcze w stanie to zrobić), gdyby skrzywdził mojego dwukołowego przyjaciela :-O!!!!! Rower jest dla mnie wszystkim. Większość ludzi tego nie rozumie, dla nich to tylko rzecz... dla mnie jest jak członek rodziny!!!
Nerwowa i nie mila atmosfera zrobiły swoje, jakoś nie miałam ochoty na dalsze pedałowanie :-/. Na dodatek z czasem było coraz bardziej krucho. Spakowaliśmy Kubka do auta i pojechaliśmy odebrać moje dziecko ze szkoły.
Kategoria do 20 km
- DST 19.92km
- Czas 00:47
- VAVG 25.43km/h
- VMAX 38.90km/h
- Kalorie 523kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Szkoła *8/2017* i basen
Czwartek, 19 stycznia 2017 · dodano: 23.01.2017 | Komentarze 0
Kategoria do 20 km
- DST 16.44km
- Czas 00:42
- VAVG 23.49km/h
- VMAX 33.16km/h
- Temperatura -2.0°C
- Kalorie 416kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Szkoła *6/2017* i piątek 13-tego... wszystko zdarzyć się może ;-)
Piątek, 13 stycznia 2017 · dodano: 19.01.2017 | Komentarze 2
Ku mojemu zaskoczeniu dzisiejszy poranek nie był ciężki, chociaż bynajmniej za wcześnie spać nie poszłam. Nie zaspałam, a wręcz przeciwnie obudziłam się grubo ponad pół godziny przed ostatecznym nakazem pionizacji ;-). Po którymś z kolei przypomnieniu Poetów, że czas wstawać, pierwsze co zrobiłam, to poleciałam popatrzyć jak jest na zewnątrz... i okazało się, że nocą zaśnieżyło :-D. Gdyby tak wyglądała u nas zima przetrwanie jej nie byłoby takie ciężkie :-).
Niestety temperatura była plusowa i popołudniowe widoki były już dołujące :-(. Częściej używane ulice pokryła topniejąca, usyfiona, solona breja skutecznie odbierająca ochotę na wszystko :-(.
Kategoria do 20 km
- DST 9.43km
- Czas 00:21
- VAVG 26.94km/h
- VMAX 41.71km/h
- Temperatura -5.0°C
- Kalorie 252kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Zdarzenia mrożące krew w żyłach... i szkoła *5/2017*
Środa, 11 stycznia 2017 · dodano: 13.01.2017 | Komentarze 1
Postanowiliśmy pojechać dzisiaj wszyscy razem autem. Mąż zaproponował nam podwiezienie pod sama szkołę, pod warunkiem, że zrezygnuję z roweru... no i poświeciłam się dla dobra dziecka. Jeszcze nie mieliśmy bladego pojęcia co nas czeka...
Środowy koszmar rozpoczął się na końcu Okulickiego na wysokości przejazdu kolejowego, a zakończył swoje żniwa dopiero na Krzywoustego przy wiadukcie niedaleko Korony :-O!!! Dawno nie miałam przyjemności kwitnąć w takim masakrycznym porannym korku :-O!!! Dopiero potem okazało się, że wszystko przez nocną wywrotkę kilku betonowych barierek na remontowanym moście i opieszałość drogowców w usunięciu ich z pasa. Zrobili to dopiero około 6:30 rano doprowadzając tym samym do totalnego paraliżu!!! My z synusiem do szkoły zdążyliśmy... mąż do pracy niestety nie.
W drodze powrotnej czekała mnie gehenna i przymarzanie na przystanku autobusowym. Domaszczański dyliżans miał około 40 minut spóźnienia i latem nie byłoby w tym nic takiego, ale przy temperaturze około -9ºC każde pięć minut ma dla mnie ogromne znaczenie. Po dotarciu do domu przez parę godzin nie mogłam dojść do siebie. Wypiłam kilka "wiaderek" gorącej kawy i herbaty, a i tak praktycznie cały czas było mi zimno. Ledwo się jakoś rozgrzałam, a tu już trzeba było się ubierać i jechać po studenta do szkoły.
Wytoczyliśmy się z Kubisławem i nawet nie było tak źle. Zaczęłam wierzyć w to, że dam radę, a do tego temperatura była już wyższa, bo tak około -5ºC. Droga do szkoły poszła mi łatwo, cały czas byłam w ruchu, bez żadnego dłuższego przystanku. Niestety po odebraniu synusia ze szkoły powolny spacer pod Koronę bardzo mnie wychłodził, a oczekiwanie na spóźniony autobus było zwieńczeniem dzieła.
Nie pamiętam kiedy ostatnio tak telepałam się z zimna. Postanowiłam nie ryzykować, podkulić ogon i skorzystać z komunikacji podmiejskiej. I tak oto wszyscy razem wróciliśmy do domu domaszczańską rykszą. Tam powtórka z rozrywki, gorące napoje, kołdra i na koniec rozgrzewająca kąpiel w wannie... po paru godzinach jakoś udało mi się dojść do siebie.
Środowy koszmar rozpoczął się na końcu Okulickiego na wysokości przejazdu kolejowego, a zakończył swoje żniwa dopiero na Krzywoustego przy wiadukcie niedaleko Korony :-O!!! Dawno nie miałam przyjemności kwitnąć w takim masakrycznym porannym korku :-O!!! Dopiero potem okazało się, że wszystko przez nocną wywrotkę kilku betonowych barierek na remontowanym moście i opieszałość drogowców w usunięciu ich z pasa. Zrobili to dopiero około 6:30 rano doprowadzając tym samym do totalnego paraliżu!!! My z synusiem do szkoły zdążyliśmy... mąż do pracy niestety nie.
W drodze powrotnej czekała mnie gehenna i przymarzanie na przystanku autobusowym. Domaszczański dyliżans miał około 40 minut spóźnienia i latem nie byłoby w tym nic takiego, ale przy temperaturze około -9ºC każde pięć minut ma dla mnie ogromne znaczenie. Po dotarciu do domu przez parę godzin nie mogłam dojść do siebie. Wypiłam kilka "wiaderek" gorącej kawy i herbaty, a i tak praktycznie cały czas było mi zimno. Ledwo się jakoś rozgrzałam, a tu już trzeba było się ubierać i jechać po studenta do szkoły.
Wytoczyliśmy się z Kubisławem i nawet nie było tak źle. Zaczęłam wierzyć w to, że dam radę, a do tego temperatura była już wyższa, bo tak około -5ºC. Droga do szkoły poszła mi łatwo, cały czas byłam w ruchu, bez żadnego dłuższego przystanku. Niestety po odebraniu synusia ze szkoły powolny spacer pod Koronę bardzo mnie wychłodził, a oczekiwanie na spóźniony autobus było zwieńczeniem dzieła.
Nie pamiętam kiedy ostatnio tak telepałam się z zimna. Postanowiłam nie ryzykować, podkulić ogon i skorzystać z komunikacji podmiejskiej. I tak oto wszyscy razem wróciliśmy do domu domaszczańską rykszą. Tam powtórka z rozrywki, gorące napoje, kołdra i na koniec rozgrzewająca kąpiel w wannie... po paru godzinach jakoś udało mi się dojść do siebie.
Kategoria do 20 km