Info
Ten blog rowerowy prowadzi SADE z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 15806.15 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.15 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2018, Marzec8 - 4
- 2017, Czerwiec11 - 2
- 2017, Maj26 - 4
- 2017, Kwiecień20 - 1
- 2017, Marzec23 - 4
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń23 - 14
- 2016, Grudzień13 - 2
- 2016, Listopad21 - 2
- 2016, Październik25 - 18
- 2016, Wrzesień24 - 8
- 2016, Sierpień31 - 21
- 2016, Lipiec25 - 21
- 2016, Czerwiec24 - 20
- 2016, Maj33 - 25
- 2016, Kwiecień25 - 43
- 2016, Marzec13 - 17
- 2016, Luty10 - 44
- 2016, Styczeń14 - 15
Wpisy archiwalne w kategorii
od 20 do 50 km
Dystans całkowity: | 7041.35 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 274:57 |
Średnia prędkość: | 25.40 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.62 km/h |
Suma kalorii: | 181208 kcal |
Liczba aktywności: | 209 |
Średnio na aktywność: | 33.69 km i 1h 19m |
Więcej statystyk |
- DST 35.16km
- Czas 01:16
- VAVG 27.76km/h
- VMAX 46.22km/h
- Temperatura 7.0°C
- Kalorie 937kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Uciekłam z domu...???
Czwartek, 17 marca 2016 · dodano: 17.03.2016 | Komentarze 3
Uciekłam... to niestety prawda :-((. Wiem, że to niedobrze o mnie świadczy. Zostawiłam moje dziecko na ponad godzinę samo w domu :-((. Pewnie wielu z Was uzna mnie za skrajnie nieodpowiedzialnego samoluba i niestety tak chyba jest :-((. To jeszcze jednak nie byłoby takie straszne, gdyby to był jednorazowy wyskok, ale ja nie obiecuję poprawy i to się na pewno nie raz powtórzy...
Dzisiaj wstałam dość wcześnie, chociaż przecież nie musiałam, bo i tak do końca tygodnia siedzimy w domu. Wstałam i walczyłam ze sobą. Taki piękny widok za oknem bynajmniej w tym nie pomagał. Początkowo pomyślałam, że wyjdę z samego rana i wrócę zanim synuś wstanie. Jednak ostatecznie stwierdziłam, że lepiej żeby wiedział, że mama wychodzi i niedługo będzie z powrotem... i tak zrobiłam.
Oczywiście jeszcze musiałam mu zaaplikować pół przydomowej apteczki i coś na żołądek na siłę wrzucić. Masakra ile ma leków przepisanych.Chyba umówię wizytę do naszej pani doktor na poniedziałek. Biegałam góra, dół, zastanawiałam się czy oby o czymś ważnym nie zapomniałam i ostatecznie około 8:30 ubrana, zwarta i gotowa wyprowadziłam Kubka przed dom.
Wiedziałam, że to nie będzie miła i spokojna wycieczka, tylko galop w tą i z powrotem. Pomyślałam, że najlepszym kierunkiem będzie Trzebnica. Po pierwsze nie jest daleko, a po drugie mogłam przetestować działanie przedniej przerzutki. Z prędkością pieszego przedarliśmy się z Kubkiem przez osiedlowe bagna i dalej szybciorem asfaltem przez Bąków do Łozina Center i kierunek Trzebnica (przez Skarszyn, Głuchów Górny). Nawet nie zawitałam w centrum tylko miły zjazd, zakręt w parku przy placu zabaw i z powrotem szybciorem w stronę Domaszczyna. Jeszcze zaliczyłam sklep osiedlowy i wróciłam do domu... a tam na szczęście wszystko było w porządku :-)))).
Wolałabym mieć więcej czasu, no ale cóż nie tym razem. I tak bardzo się cieszę, że wyszłam, a jednocześnie mogłam sprawdzić jak przednia przerzutka się spisuje. Po nasmarowaniu i dokładnym czyszczeniu chodziła jak ta lala :-)). Nie ma jednak co chwalić dnia przed zachodem słońca. Jestem ciekawa jak będzie się działać na błotnistych szlakach? Dopiero po zdaniu testów w bardziej hardcorowych warunkach okaże się czy zostaniemy razem na dłużej :-)).
Dzisiaj wstałam dość wcześnie, chociaż przecież nie musiałam, bo i tak do końca tygodnia siedzimy w domu. Wstałam i walczyłam ze sobą. Taki piękny widok za oknem bynajmniej w tym nie pomagał. Początkowo pomyślałam, że wyjdę z samego rana i wrócę zanim synuś wstanie. Jednak ostatecznie stwierdziłam, że lepiej żeby wiedział, że mama wychodzi i niedługo będzie z powrotem... i tak zrobiłam.
Oczywiście jeszcze musiałam mu zaaplikować pół przydomowej apteczki i coś na żołądek na siłę wrzucić. Masakra ile ma leków przepisanych.Chyba umówię wizytę do naszej pani doktor na poniedziałek. Biegałam góra, dół, zastanawiałam się czy oby o czymś ważnym nie zapomniałam i ostatecznie około 8:30 ubrana, zwarta i gotowa wyprowadziłam Kubka przed dom.
Wiedziałam, że to nie będzie miła i spokojna wycieczka, tylko galop w tą i z powrotem. Pomyślałam, że najlepszym kierunkiem będzie Trzebnica. Po pierwsze nie jest daleko, a po drugie mogłam przetestować działanie przedniej przerzutki. Z prędkością pieszego przedarliśmy się z Kubkiem przez osiedlowe bagna i dalej szybciorem asfaltem przez Bąków do Łozina Center i kierunek Trzebnica (przez Skarszyn, Głuchów Górny). Nawet nie zawitałam w centrum tylko miły zjazd, zakręt w parku przy placu zabaw i z powrotem szybciorem w stronę Domaszczyna. Jeszcze zaliczyłam sklep osiedlowy i wróciłam do domu... a tam na szczęście wszystko było w porządku :-)))).
Wolałabym mieć więcej czasu, no ale cóż nie tym razem. I tak bardzo się cieszę, że wyszłam, a jednocześnie mogłam sprawdzić jak przednia przerzutka się spisuje. Po nasmarowaniu i dokładnym czyszczeniu chodziła jak ta lala :-)). Nie ma jednak co chwalić dnia przed zachodem słońca. Jestem ciekawa jak będzie się działać na błotnistych szlakach? Dopiero po zdaniu testów w bardziej hardcorowych warunkach okaże się czy zostaniemy razem na dłużej :-)).
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 43.41km
- Czas 01:45
- VAVG 24.81km/h
- VMAX 44.42km/h
- Kalorie 1094kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Cube i Giant... bliźnięta dwujajowe ;-))
Czwartek, 10 marca 2016 · dodano: 15.03.2016 | Komentarze 0
Dzisiaj do dziczy :-DD. Już tęskniłam za polami, lasami, bez ścieżek rowerowych, ulicznych korków i nadmiaru budynków. Taki to już ze mnie odmieniec i dzikus ;-D. Cywilizacja ma mnóstwo zalet, ale czasami potrzebuję chwili aby się oderwać od problemów dnia codziennego... oczywiście na moim wypasionym Źrebaku ;-D.
Nasza dzisiejsza wyprawa zaczęła się od Sołtysowic przez Krzyżanowice, Cienin, Pasikurowice, Bukowinę do Łozinki (pieszczotliwe określenie Łoziny ;-)). Tam miała zapaść spontaniczna decyzja jaki kierunek dalej. Po drodze dostałam miłego sms-a z informacją, że nie będziemy sami :-DD. Dwa rowerowe Źrebaki spotkały się w okolicach Bukowiny i dalsza podróż już w przyjemnym towarzystwie :-)).
Obraliśmy kierunek na Łozinę i dalej przez Bierzyce, Węgrów, Miłonowice, Cielętniki do Tarnowca. Tym razem nie kierowaliśmy się na Skotniki, tylko dalej do Zawonii i Grochowa. Krętymi, asfaltowymi drogami, biegnącymi przez lasy zmierzaliśmy do pięknie położonego Pędziszowa i dalej do Budczyc.
Bardzo podobała mi się ta trasa i chętnie pojechałabym dalej, przynajmniej do Milicza, ale niestety musieliśmy już wracać :-(. Jak to mówią, to co dobre to się szybko kończy... niestety :-(. Tak bardzo chciałabym mieć cały dzień tylko dla siebie, bez patrzenia w zegarek. Pewnie gdybym miała taką możliwość, to rodzina musiałaby w pogoni za mną hycla rowerowego wysłać ;-)). Marna szansa, żebym z własnej, nieprzymuszonej woli do domu tego samego dnia wróciła ;-)).
Ech te marzenia... no ale pomarzyć zawsze wolno ;-).
Niestety powrót w dniu dzisiejszym był nieunikniony. Godzina zero zbliżała się nieubłaganie i trzeba było już kierować się na Domaszczyn. Pojechaliśmy zatem przez Zawonię do Tarnowca, a dalej znaną i lubianą przeze mnie trasą w kierunku Piersna, przez Boleścin, Skarszyn, Łozinę do Bąkowa i Domaszczyna. Tam szybkie ładowanie naszych pupili na samochód i po mojego synusia do szkoły.
Kolejny udany dzień na liczniku :-DD!!!!
Trasa krótka, szkoda, że taka krótka :-(... ale lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu :-).
Mam nadzieję, że w tym roku będę miała chociaż parę dni tylko dla siebie, godziny nie będą miały znaczenia, a średnia dzienna będzie w okolicach seteczki oscylować. W zeszłe wakacje tak było, chociaż nic tego nie zapowiadało :-)))).
Nasza dzisiejsza wyprawa zaczęła się od Sołtysowic przez Krzyżanowice, Cienin, Pasikurowice, Bukowinę do Łozinki (pieszczotliwe określenie Łoziny ;-)). Tam miała zapaść spontaniczna decyzja jaki kierunek dalej. Po drodze dostałam miłego sms-a z informacją, że nie będziemy sami :-DD. Dwa rowerowe Źrebaki spotkały się w okolicach Bukowiny i dalsza podróż już w przyjemnym towarzystwie :-)).
Obraliśmy kierunek na Łozinę i dalej przez Bierzyce, Węgrów, Miłonowice, Cielętniki do Tarnowca. Tym razem nie kierowaliśmy się na Skotniki, tylko dalej do Zawonii i Grochowa. Krętymi, asfaltowymi drogami, biegnącymi przez lasy zmierzaliśmy do pięknie położonego Pędziszowa i dalej do Budczyc.
Bardzo podobała mi się ta trasa i chętnie pojechałabym dalej, przynajmniej do Milicza, ale niestety musieliśmy już wracać :-(. Jak to mówią, to co dobre to się szybko kończy... niestety :-(. Tak bardzo chciałabym mieć cały dzień tylko dla siebie, bez patrzenia w zegarek. Pewnie gdybym miała taką możliwość, to rodzina musiałaby w pogoni za mną hycla rowerowego wysłać ;-)). Marna szansa, żebym z własnej, nieprzymuszonej woli do domu tego samego dnia wróciła ;-)).
Ech te marzenia... no ale pomarzyć zawsze wolno ;-).
Niestety powrót w dniu dzisiejszym był nieunikniony. Godzina zero zbliżała się nieubłaganie i trzeba było już kierować się na Domaszczyn. Pojechaliśmy zatem przez Zawonię do Tarnowca, a dalej znaną i lubianą przeze mnie trasą w kierunku Piersna, przez Boleścin, Skarszyn, Łozinę do Bąkowa i Domaszczyna. Tam szybkie ładowanie naszych pupili na samochód i po mojego synusia do szkoły.
Kolejny udany dzień na liczniku :-DD!!!!
Trasa krótka, szkoda, że taka krótka :-(... ale lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu :-).
Mam nadzieję, że w tym roku będę miała chociaż parę dni tylko dla siebie, godziny nie będą miały znaczenia, a średnia dzienna będzie w okolicach seteczki oscylować. W zeszłe wakacje tak było, chociaż nic tego nie zapowiadało :-)))).
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 31.75km
- Czas 01:11
- VAVG 26.83km/h
- VMAX 47.32km/h
- Kalorie 896kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień jak codzień...
Wtorek, 8 marca 2016 · dodano: 15.03.2016 | Komentarze 0
Dzisiejszy dzień jak wiele innych...
Jak zwykle wstaliśmy z synusiem o poranku. Pośpiech, nerwy, bieganie... poranna rutyna :-(. Znowu się udało, ładowanie tornistra do auta, ostatnie myśli o czym tym razem zapomnieliśmy i ruszamy. Jeszcze rzut oka na siedzenie z tyłu (ale by było gdybym o dziecku zapomniała ;-)). Każda minuta opóźnienia to więcej stania w korkach. Cóż syndrom naszych czasów.
Często przez szybę można zaobserwować przyciężkawe poranne klimaty i walenie po kierownicy. Niejedne ręce lądują na klaksonie, tak jakby to miało przyspieszyć dotarcie z punktu A do punktu B. Nerwy potęguje widok rowerzysty mijającego wszystkie samochody i śmigającego swobodnie do przodu (znam to z własnego doświadczenia ;-)). Nie raz słyszałam różne okrzyki pod własnym adresem... chodzi chyba o wyładowanie negatywnych emocji ;-)) (nie będę cytować, bo musiałabym użyć niecenzuralnych wyrazów ;-)).
Kolejny wyścig z czasem wygrany :-)))!!!! Zdążyliśmy do szkoły!!!
Dzisiaj Kubka dostałam do domu. Za dużo czasu nie miałam. Parę spraw do zrobienia, szkoda tylko, że i tak nikt tego nie zauważa:-(. Niestety czas nieubłaganie biegł do przodu. Wyrwałam się późno i o jakiejś dłuższej przejażdżce to mogłam tylko pomarzyć. Śmignęliśmy z Kubkiem kawałek za Łozinę, zaliczyć parę pagórków.
Postanowiłam skupić się na testowaniu przedniej przerzutki. Coś z nią nie tak, jeszcze jak jest czysta to w miarę pracuje, po drobnym przybrudzeniu można zapomnieć o zmianie biegów. Na nizinach to może aż tak wielkiego znaczenia nie ma, można cały czas na trójeczce śmigać, ale w górach ręczne przerzucanie przerzutki jest już upierdliwe i tak poza tym przecież nie bez powodu wymyślono manetki.
Czas leci jak szalony, ani się nie obejrzałam a tu już w kierunku szkoły trzeba się było przemieszczać ;-). Jak zwykle wolałam skręcić na Bukowinę i przez Pasikurowice, Cienin udać się w kierunku Krzyżanowic. Potem przez Redycką na Sołtysowicką do szkoły i dalej prędkość spacerowa pod Koronę, dalej autobusem miejskim i na Psim-Polu na rondzie przerzut syna do domaszczańskiego środka lokomocji, a ja Kubkiem, w kierunku domu.
Dzisiejszy dzień jak wiele innych, bez rewelacji. Taki niby zwykły, a dla mnie niezwykły, a to wszystko dzięki mojemu dwukołowemu przyjacielowi :-))). Nie wiem co bym bez Niego zrobiła...
Jak zwykle wstaliśmy z synusiem o poranku. Pośpiech, nerwy, bieganie... poranna rutyna :-(. Znowu się udało, ładowanie tornistra do auta, ostatnie myśli o czym tym razem zapomnieliśmy i ruszamy. Jeszcze rzut oka na siedzenie z tyłu (ale by było gdybym o dziecku zapomniała ;-)). Każda minuta opóźnienia to więcej stania w korkach. Cóż syndrom naszych czasów.
Często przez szybę można zaobserwować przyciężkawe poranne klimaty i walenie po kierownicy. Niejedne ręce lądują na klaksonie, tak jakby to miało przyspieszyć dotarcie z punktu A do punktu B. Nerwy potęguje widok rowerzysty mijającego wszystkie samochody i śmigającego swobodnie do przodu (znam to z własnego doświadczenia ;-)). Nie raz słyszałam różne okrzyki pod własnym adresem... chodzi chyba o wyładowanie negatywnych emocji ;-)) (nie będę cytować, bo musiałabym użyć niecenzuralnych wyrazów ;-)).
Kolejny wyścig z czasem wygrany :-)))!!!! Zdążyliśmy do szkoły!!!
Dzisiaj Kubka dostałam do domu. Za dużo czasu nie miałam. Parę spraw do zrobienia, szkoda tylko, że i tak nikt tego nie zauważa:-(. Niestety czas nieubłaganie biegł do przodu. Wyrwałam się późno i o jakiejś dłuższej przejażdżce to mogłam tylko pomarzyć. Śmignęliśmy z Kubkiem kawałek za Łozinę, zaliczyć parę pagórków.
Postanowiłam skupić się na testowaniu przedniej przerzutki. Coś z nią nie tak, jeszcze jak jest czysta to w miarę pracuje, po drobnym przybrudzeniu można zapomnieć o zmianie biegów. Na nizinach to może aż tak wielkiego znaczenia nie ma, można cały czas na trójeczce śmigać, ale w górach ręczne przerzucanie przerzutki jest już upierdliwe i tak poza tym przecież nie bez powodu wymyślono manetki.
Czas leci jak szalony, ani się nie obejrzałam a tu już w kierunku szkoły trzeba się było przemieszczać ;-). Jak zwykle wolałam skręcić na Bukowinę i przez Pasikurowice, Cienin udać się w kierunku Krzyżanowic. Potem przez Redycką na Sołtysowicką do szkoły i dalej prędkość spacerowa pod Koronę, dalej autobusem miejskim i na Psim-Polu na rondzie przerzut syna do domaszczańskiego środka lokomocji, a ja Kubkiem, w kierunku domu.
Dzisiejszy dzień jak wiele innych, bez rewelacji. Taki niby zwykły, a dla mnie niezwykły, a to wszystko dzięki mojemu dwukołowemu przyjacielowi :-))). Nie wiem co bym bez Niego zrobiła...
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 34.81km
- Czas 01:29
- VAVG 23.47km/h
- VMAX 34.72km/h
- Temperatura 5.0°C
- Kalorie 902kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Po płytę DIDN'T HE RAMBLE :-)))
Poniedziałek, 7 marca 2016 · dodano: 07.03.2016 | Komentarze 2
Dzisiaj nie miałam dużo czasu na rower. Synuś wcześnie kończył lekcje i maksymalnie o 10:30 musiałam być pod szkołą. Trasa bynajmniej nie była jakaś ambitna. Tak na prawdę to początkowo chciałam Kubkiem z Sołtysowic wracać od strony Krzyżanowic do Domaszczyna, ale po drodze zmieniłam zdanie i pojechałam w kierunku miasta.
Przez Kamieńskiego do Zawalnej i wałami nad Odrą do Kromera. Potem w stronę Brucknera i wałami w kierunku ZOO na Grunwald. Tam wizyta w Pasażu Grunwldzkim (musiałam powarować pod drzwiami, bo okazało się że byłam za wcześnie :-)) i szybki bieg z Kubusiem do Saturna po upragnioną płytę. Mamy tam bardzo miłych sprzedawców i zawsze dostaję rabat (oni też lubią Glena :-))))).
Przez Kamieńskiego do Zawalnej i wałami nad Odrą do Kromera. Potem w stronę Brucknera i wałami w kierunku ZOO na Grunwald. Tam wizyta w Pasażu Grunwldzkim (musiałam powarować pod drzwiami, bo okazało się że byłam za wcześnie :-)) i szybki bieg z Kubusiem do Saturna po upragnioną płytę. Mamy tam bardzo miłych sprzedawców i zawsze dostaję rabat (oni też lubią Glena :-))))).
Droga powrotna prawie taka sama. Z Grunwaldu w stronę ZOO, dalej wałami do Brucknera tyle, że już w kierunku Korony i przez Sołtysowicką do rodziców. Tam szybkie garażowanie Kubcia i po synusia do szkoły. Po drodze ekspresowe zakupy w Lidlu i domaszczańskim dyliżansem do domu... ów znowu się udało :-D.
Pierwsze co zrobiłam po przekroczeniu progu to kierunek DENON i płyta GH... buuuuuuuu ja chce na koncert!!!!!
Pierwsze co zrobiłam po przekroczeniu progu to kierunek DENON i płyta GH... buuuuuuuu ja chce na koncert!!!!!
To moja cała kolekcja :-))))).
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 45.54km
- Czas 02:09
- VAVG 21.18km/h
- VMAX 39.22km/h
- Temperatura 10.0°C
- Kalorie 1032kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota... weekend ;-)))
Sobota, 5 marca 2016 · dodano: 07.03.2016 | Komentarze 0
Mimo, że dzisiaj sobota, to musiałam wstać wcześnie. Chłopaki wybywali o poranku do Krakowa. Spałam krótko, bo zaledwie trzy godziny, a już od piątej rano byłam na nogach. Kofeina w płynie trochę pomogła ;-). Zabrałam się za odgruzowywanie domu ;-)). Dwóch chłopów na stanie i ponad półtorej tygodnia nie sprzątane... jedna wielka strefa skażona ;-D (w bajce WALL-E były takie roboty odpowiedzialne za utrzymywanie porządku i tak ciągle powtarzały :-D). Dzień zapowiadał się ładnie, a ja nie chciałam powtórki z zeszłego weekendu :-(.
Piątek nie był dla mnie dobry i przyciężkawa atmosfera rozciągnęła swoje paskudne macki w kierunku przyjemnie zapowiadającą się soboty :-((. W porę jednak zadzwonił mój przyjaciel z propozycją wspólnej przejażdżki. Ponoć we dwoje zawsze raźniej ;-))). Wszystkie czarne myśli odleciały w siną dal :-)).
Trasę dorzucę później, kiepsko z czasem ostatnio...
Piątek nie był dla mnie dobry i przyciężkawa atmosfera rozciągnęła swoje paskudne macki w kierunku przyjemnie zapowiadającą się soboty :-((. W porę jednak zadzwonił mój przyjaciel z propozycją wspólnej przejażdżki. Ponoć we dwoje zawsze raźniej ;-))). Wszystkie czarne myśli odleciały w siną dal :-)).
Trasę dorzucę później, kiepsko z czasem ostatnio...
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 30.54km
- Czas 01:11
- VAVG 25.81km/h
- VMAX 35.84km/h
- Temperatura 3.0°C
- Kalorie 833kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Przełom...
Piątek, 26 lutego 2016 · dodano: 26.02.2016 | Komentarze 4
Kolejny dzień zmian. Dzisiaj obniżenie amortyzatora. Zobaczymy czy to coś da???
Bardzo bolą mnie nogi w kolanach. Po przejechaniu niecałych 6 km czułam się dzisiaj prawie jak po pamiętnej trasie z Poznania do Bydgoszczy!!! Moje cztery litery też cierpią :-(. Niestety siodełko, które dostałam nie jest dla mnie odpowiednie :-(. Wybór odpowiedniego siodła to ciężka decyzja. Jazda nie sprawia przyjemności gdy człowiek skupia się tylko na bólu i zmianie pozycji, żeby nie był aż tak dotkliwy... a przecież nie o to chodzi :-(.
Planowane zmiany zostały zrealizowane. Amorek poszybował w dół i dostałam ponownie na próbę siodełko, które towarzyszyło mi w trakcie wypadku. Niby tylko zmiana siodełka, a jechało mi się o niebo lepiej. Zupełnie inna pozycja, przede wszystkim komfort i wygoda!!! Dla mnie idealne :-))). Niestety tanie to ono bynajmniej nie jest... to jego jedyna wada :-(. Pozostaje mi szperanie po internecie i szukanie okazji.
Przed nami jeszcze zabawa ze sztycą i mostkiem... i będzie z górki ;-). Potem to już przyjemny etap. Wybór rowerowej biżuterii ;-).
Bardzo bolą mnie nogi w kolanach. Po przejechaniu niecałych 6 km czułam się dzisiaj prawie jak po pamiętnej trasie z Poznania do Bydgoszczy!!! Moje cztery litery też cierpią :-(. Niestety siodełko, które dostałam nie jest dla mnie odpowiednie :-(. Wybór odpowiedniego siodła to ciężka decyzja. Jazda nie sprawia przyjemności gdy człowiek skupia się tylko na bólu i zmianie pozycji, żeby nie był aż tak dotkliwy... a przecież nie o to chodzi :-(.
Planowane zmiany zostały zrealizowane. Amorek poszybował w dół i dostałam ponownie na próbę siodełko, które towarzyszyło mi w trakcie wypadku. Niby tylko zmiana siodełka, a jechało mi się o niebo lepiej. Zupełnie inna pozycja, przede wszystkim komfort i wygoda!!! Dla mnie idealne :-))). Niestety tanie to ono bynajmniej nie jest... to jego jedyna wada :-(. Pozostaje mi szperanie po internecie i szukanie okazji.
Przed nami jeszcze zabawa ze sztycą i mostkiem... i będzie z górki ;-). Potem to już przyjemny etap. Wybór rowerowej biżuterii ;-).
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 38.79km
- Czas 01:30
- VAVG 25.86km/h
- VMAX 36.63km/h
- Temperatura 4.0°C
- Kalorie 971kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Docierania się ciąg dalszy ;-))
Czwartek, 25 lutego 2016 · dodano: 25.02.2016 | Komentarze 2
Kolejny dzień testów :-))). O poranku jakoś tak zimnawo było. Przyzwyczaiłam się już do bardziej wiosennych temperatur, a tu poniżej zera. Tym razem nawet odpowiednio się ubrałam (kilka warstw), a do tego jeszcze kominiarka. Odstawiłam synusia do szkoły i odebrałam Kubusia z samochodowej przechowalni ;-)).
Na początek trasa z Sołtysowickiej do domu... obowiązki wzywają :-(. Dzisiaj nie było to już takie straszne, bo wiedziałam, że na pewno choćby na chwilę, ale gdzieś się wyrwiemy :-). No i wpadliśmy na chwilkę do Łoziny, skromna rundka wokół kościoła i kierunek ryneczek na Psim-Polu. Parę drobnych zmian (siodełko trochę do przodu i mostek do góry) i krótka wycieczka wałami nad Odrą.
Ech wiosna tuż, tuż... na drzewach już widać "pąki" ;-DD.
Niewiele brakowało żebym koszmarnego postu rowerowego nie przypłaciła depresją :-((((... na szczęście nie byłam sama. Przyjaciel zwołał w porę Drużynę Części Rowerowych i sen stał się jawą :-)))). Wiem, że się powtarzam, ale tak strasznie się cieszę, że gdybym miała ogon to bym non stop merdała ;-))).
Na początek trasa z Sołtysowickiej do domu... obowiązki wzywają :-(. Dzisiaj nie było to już takie straszne, bo wiedziałam, że na pewno choćby na chwilę, ale gdzieś się wyrwiemy :-). No i wpadliśmy na chwilkę do Łoziny, skromna rundka wokół kościoła i kierunek ryneczek na Psim-Polu. Parę drobnych zmian (siodełko trochę do przodu i mostek do góry) i krótka wycieczka wałami nad Odrą.
Ech wiosna tuż, tuż... na drzewach już widać "pąki" ;-DD.
Niewiele brakowało żebym koszmarnego postu rowerowego nie przypłaciła depresją :-((((... na szczęście nie byłam sama. Przyjaciel zwołał w porę Drużynę Części Rowerowych i sen stał się jawą :-)))). Wiem, że się powtarzam, ale tak strasznie się cieszę, że gdybym miała ogon to bym non stop merdała ;-))).
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 42.90km
- Czas 01:40
- VAVG 25.74km/h
- VMAX 40.12km/h
- Temperatura 8.0°C
- Kalorie 429kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Testy :-)))
Środa, 24 lutego 2016 · dodano: 25.02.2016 | Komentarze 6
Dzisiaj trochę dłuższa trasa po okolicy i testowanie nowego układu :-))).
Wczoraj przejażdżka na prostej sztycy z 13 cm mostkiem. Nie było jakoś tragicznie, ale coś mi ten układ nie pasował. Tym razem próba opcji z giętą sztycą, która automatycznie wymusiła wymianę mostka na krótszy. Cały czas używałam tylko skrajnej części siodełka i na siłę próbowałam przesunąć się bliżej kierownicy... bolały mnie nogi w kolanach.
Przy okazji zaliczyliśmy pierwsze święcenia błotne ;-). W drodze do szkoły chciałam uciec trochę do dziczy. Okazało się, że o dziwo trasa polami z Pawłowic na Sołtysowice już taka dzika nie jest :-( i musiała być ostatnimi czasy często odwiedzana przez samochody. Miało być szybciej, a bagna takie, że snuliśmy się okropnie :-D.
Kolejne zmiany ustawień jutro i zobaczymy co wyjdzie :-)).
Wczoraj przejażdżka na prostej sztycy z 13 cm mostkiem. Nie było jakoś tragicznie, ale coś mi ten układ nie pasował. Tym razem próba opcji z giętą sztycą, która automatycznie wymusiła wymianę mostka na krótszy. Cały czas używałam tylko skrajnej części siodełka i na siłę próbowałam przesunąć się bliżej kierownicy... bolały mnie nogi w kolanach.
Przy okazji zaliczyliśmy pierwsze święcenia błotne ;-). W drodze do szkoły chciałam uciec trochę do dziczy. Okazało się, że o dziwo trasa polami z Pawłowic na Sołtysowice już taka dzika nie jest :-( i musiała być ostatnimi czasy często odwiedzana przez samochody. Miało być szybciej, a bagna takie, że snuliśmy się okropnie :-D.
Kolejne zmiany ustawień jutro i zobaczymy co wyjdzie :-)).
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 26.20km
- Czas 01:10
- VAVG 22.46km/h
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Poród z komplikacjami... ale 10 w skali Apgar ;-)))))
Wtorek, 23 lutego 2016 · dodano: 25.02.2016 | Komentarze 2
Jak to mówią po burzy wychodzi słońce... Dla mnie wypadek i utrata możliwości przemieszczania się na dwóch kółkach była katastrofą :-(((((, strasznym koszmarem :-(((((. Powiem szczerze byłam przybita perspektywą braku możliwości realizacji tego co kocham najbardziej na świecie i bez czego nie potrafię już żyć :-(((((((.... jazdy na rowerze!!!!!!
I 23 lutego stał się cud :-))))))!!!!
W dniu moich urodzin na świat przyszedł KUBUŚ :-))))))!!!!!!!
Był w moich najskrytszych marzeniach już od dawna, ale zawsze myślałam, że pozostanie tam na zawsze. Teraz jak na Niego patrzę to wierzyć mi się nie chce, że to dzieje się na prawdę :-DDDDD.
To nie sen... ON NA PRAWDĘ ISTNIEJE :-DDDDD!!!!!!!!.
Na razie nie zaliczyliśmy jakiś porywających dystansów i nie pobiliśmy rekordów prędkości. Jesteśmy na etapie przyzwyczajania się do siebie ;-)))). Aktualnie codziennie coś zmieniamy. Wbrew pozorom rower jest bardzo skomplikowanym środkiem lokomocji i już nie raz miałam okazję tego doświadczyć. Teraz już wiem, że nie szybko uda nam się osiągnąć odpowiednie ustawienia, ale wcale mnie to nie przeraża (pamiętam jak kiedyś wpadłam w panikę po zmianie amorka i kąta nachylenia kierownicy :-)))))) Najważniejsze jest to, że kształt ramy mi odpowiada i dobrze się na niej czuję. Oczywiście całe mnóstwo ustawień jest jeszcze do przetrenowania :-)))).
Muszę zdecydować jakiej długości mostek wybrać i na jakiej wysokości ma być umieszczony? Jaka sztyca podsiodłowa będzie wygodniejsza, prosta czy może gięta? A może trzeba obniżyć amorka? No i jeszcze kąt nachylenia siodełka nie jest obojętny :-)))). Wszystko oczywiście jest ze sobą powiązane i zmiana jednego parametru wpływa na pozostałe... może za parę miesięcy w końcu będę wiedziała czego chcę :-DDDD. Całe szczęście, że mam mnóstwo różnych elementów do dyspozycji i nie muszę niczego kupować na próbę. Gdyby nie to, to pewnie z torbami bym poszła ;-))))).
I 23 lutego stał się cud :-))))))!!!!
W dniu moich urodzin na świat przyszedł KUBUŚ :-))))))!!!!!!!
Był w moich najskrytszych marzeniach już od dawna, ale zawsze myślałam, że pozostanie tam na zawsze. Teraz jak na Niego patrzę to wierzyć mi się nie chce, że to dzieje się na prawdę :-DDDDD.
To nie sen... ON NA PRAWDĘ ISTNIEJE :-DDDDD!!!!!!!!.
Na razie nie zaliczyliśmy jakiś porywających dystansów i nie pobiliśmy rekordów prędkości. Jesteśmy na etapie przyzwyczajania się do siebie ;-)))). Aktualnie codziennie coś zmieniamy. Wbrew pozorom rower jest bardzo skomplikowanym środkiem lokomocji i już nie raz miałam okazję tego doświadczyć. Teraz już wiem, że nie szybko uda nam się osiągnąć odpowiednie ustawienia, ale wcale mnie to nie przeraża (pamiętam jak kiedyś wpadłam w panikę po zmianie amorka i kąta nachylenia kierownicy :-)))))) Najważniejsze jest to, że kształt ramy mi odpowiada i dobrze się na niej czuję. Oczywiście całe mnóstwo ustawień jest jeszcze do przetrenowania :-)))).
Muszę zdecydować jakiej długości mostek wybrać i na jakiej wysokości ma być umieszczony? Jaka sztyca podsiodłowa będzie wygodniejsza, prosta czy może gięta? A może trzeba obniżyć amorka? No i jeszcze kąt nachylenia siodełka nie jest obojętny :-)))). Wszystko oczywiście jest ze sobą powiązane i zmiana jednego parametru wpływa na pozostałe... może za parę miesięcy w końcu będę wiedziała czego chcę :-DDDD. Całe szczęście, że mam mnóstwo różnych elementów do dyspozycji i nie muszę niczego kupować na próbę. Gdyby nie to, to pewnie z torbami bym poszła ;-))))).
Prawda jest taka, że tylko i wyłącznie dzięki bezinteresownej pomocy kilku osób moje marzenie się spełniło :-DDDD!!!!!!
Strasznie, ale to strasznie wszystkim dziękuję :-DDD!!!!!!
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 29.01km
- Czas 01:24
- VAVG 20.72km/h
- VMAX 36.90km/h
- Temperatura 6.0°C
- Sprzęt Pożyczony...
- Aktywność Jazda na rowerze
Nudy na pudy... i rower na osłodę
Sobota, 13 lutego 2016 · dodano: 14.02.2016 | Komentarze 3
Dzisiaj do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy w ogóle uda mi się wyrwać z domu. Teraz jestem właściwie kompletnie uziemiona, nie wiem jak dalej sobie poradzę. Nie mam roweru i czarna rozpacz mnie ogarnia :-((((. Wyć mi się chce i tyle :-((((((.
Wyrwałam się w końcu żeby się zresetować i odciąć od problemów chociaż na chwilę. Rower oczywiście nie mój i kask też pożyczony :-(((. Nie mam innego wyjścia, jak tylko czekać na ewentualne odszkodowanie. O pomocy ze strony "bliskich" to mogę zapomnieć... bo moja miłość do roweru jest według nich chora :-(((.
Trasa krótka i nieciekawa... snucie się po mieście. Dookoła cudowne postkomunistyczne pejzaże. Na prawo ogródki działkowe po horyzont, na lewo blokowiska z PRL-u, a wszystko to przyklejone do dwupasmówki oblepionej TIR-ami, ciężarówkami i stadami osobówek... nic tylko głęboko oddychać i cieszyć się pięknymi widokami. Po prostu rewelacja!!!!!
Trasę zaczęliśmy od Sołtysowickiej, dalej Kasprowicza, przecinka przez Żmigrodzką obok Cmentarza Osobowickiego, Mostem Milenijnym z krótkim przystankiem na stacji benzynowej w okolicach FAT-u i z powrotem... jeśli ktoś nie musi, to radzę omijać szerokim łukiem!!!!!
Dzisiaj mam taki świetny humor, że pewnie lepiej by było gdybym w ogóle nie pisała. Okropnie przynudzam, ale coś naskrobać musiałam.
W dodatku pogoda we Wrocku do bani :-(((((.
Wyrwałam się w końcu żeby się zresetować i odciąć od problemów chociaż na chwilę. Rower oczywiście nie mój i kask też pożyczony :-(((. Nie mam innego wyjścia, jak tylko czekać na ewentualne odszkodowanie. O pomocy ze strony "bliskich" to mogę zapomnieć... bo moja miłość do roweru jest według nich chora :-(((.
Trasa krótka i nieciekawa... snucie się po mieście. Dookoła cudowne postkomunistyczne pejzaże. Na prawo ogródki działkowe po horyzont, na lewo blokowiska z PRL-u, a wszystko to przyklejone do dwupasmówki oblepionej TIR-ami, ciężarówkami i stadami osobówek... nic tylko głęboko oddychać i cieszyć się pięknymi widokami. Po prostu rewelacja!!!!!
Trasę zaczęliśmy od Sołtysowickiej, dalej Kasprowicza, przecinka przez Żmigrodzką obok Cmentarza Osobowickiego, Mostem Milenijnym z krótkim przystankiem na stacji benzynowej w okolicach FAT-u i z powrotem... jeśli ktoś nie musi, to radzę omijać szerokim łukiem!!!!!
Dzisiaj mam taki świetny humor, że pewnie lepiej by było gdybym w ogóle nie pisała. Okropnie przynudzam, ale coś naskrobać musiałam.
W dodatku pogoda we Wrocku do bani :-(((((.
Kategoria od 20 do 50 km