Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi SADE z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 15806.15 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.15 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy SADE.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

od 50 do 70 km

Dystans całkowity:3181.72 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:130:15
Średnia prędkość:24.43 km/h
Maksymalna prędkość:50.26 km/h
Suma kalorii:79866 kcal
Liczba aktywności:54
Średnio na aktywność:58.92 km i 2h 24m
Więcej statystyk
  • DST 64.86km
  • Czas 02:31
  • VAVG 25.77km/h
  • VMAX 50.26km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Kalorie 1907kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wakacje dzień 1 - W końcu wyruszyliśmy :-)

Poniedziałek, 1 sierpnia 2016 · dodano: 16.08.2016 | Komentarze 2

Miałam początkowo jechać z domu na rowerze, ale moja kiepska kondycja, poczucie winy, a co za tym idzie, zbyt późne wyjście z domu sprawiły, że punktem wylotowym stała się dopiero Złotoryja. Gdyby nie telefon do przyjaciela, Jego pomoc i doping to nie wiem jak bym sobie poradziła :-(. Przedawkowanie prochów przeciwbólowych dawało o sobie znać w postaci totalnego zmęczenia :-(. Pedałowanie było dla mnie nie lada wyczynem i nie wiem jak to wytłumaczyć, ale im dalej od domu tym bardziej humor mi się poprawiał, a pozytywne myślenie dodawało siły :-).

Piękne niebo tego dnia było :-D.

Krótki przystanek w Lwówku Śląskim na zakup płynów i kilka fotek :-).

Dojechaliśmy do miejsca docelowego w Zapuście  i w końcu naszym oczom ukazał się Ośrodek Wypoczynkowy Rajsko. Od razu mi się spodobało :-D. Drewniane domki w lesie i parę km do najbliższego sklepu spożywczego... iście rajska atmosfera :-D. Na dodatek cały domek czteroosobowy tylko dla mnie i Kubka :-D. Nie byliśmy jacyś pazerni i zajęliśmy tylko jedną sypialnie, z resztą ponoć w grupie raźniej ;-D. Zostawiłam część bagażu  i pojechałam odprowadzić przyjaciela do Gryfowa Śląskiego. Tam tylko krótka rozmowa i musieliśmy się pożegnać. Czekała go jeszcze droga powrotna do Złotoryi, a wcześnie już bynajmniej nie było.

A oto już rynek Gryfowa Śląskiego :-D. Przez najbliższe parę dni będę go odwiedzać kilkakrotnie :-). To w końcu największa metropolia w pobliżu Zapusty ;-).

Dotarcie na miejsce uczciłam uroczystą kolacją i przypieczętowałam kawą :-D.

Zachód słońca w Zapuście.

Czas na odpoczynek i zregenerowanie sił. Jutro w planach wycieczka do Czech i Zamek Frydlant :-D.



Kategoria od 50 do 70 km


  • DST 60.41km
  • Czas 02:16
  • VAVG 26.65km/h
  • VMAX 45.81km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Kalorie 1728kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przebieżka poranna po lesie :-D

Sobota, 23 lipca 2016 · dodano: 31.07.2016 | Komentarze 0

Ciutę inna wersja, ale cel jak zwykle ten sam :-).



Kategoria od 50 do 70 km


  • DST 65.87km
  • Czas 02:26
  • VAVG 27.07km/h
  • VMAX 43.90km/h
  • Kalorie 1788kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tradycyjnie do lasu :-)

Środa, 20 lipca 2016 · dodano: 31.07.2016 | Komentarze 0

Spontaniczne wyjścia z odrobinę większym zapasem czasowym zawsze kończą się tak samo... dzicz, dzicz, moja ukochana dzicz wita :-DD!!



Kategoria od 50 do 70 km


  • DST 50.94km
  • Czas 01:47
  • VAVG 28.56km/h
  • VMAX 44.78km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Kalorie 1411kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skrótem do Oleśnicy

Niedziela, 17 lipca 2016 · dodano: 18.07.2016 | Komentarze 1

Dzisiaj dzień zapowiadał się mieszany :-(. Oczywiście jak zwykle ćmiła mnie głowa o poranku. Potem jednak pogoda zaczęła się poprawiać i czułam się coraz lepiej, bez prochów, śpiączki i dobry humor mi dopisywał. Była niedziela, mąż był w domu, więc mogłam spokojnie wyjść na rower po południu i nie bać się, że ściana nośna budynku zostanie naruszona ;-). Niestety potem pogoda zaczęła się zmieniać i głowa coraz bardziej mnie bolała. Około 17:00 to już łupała mnie okrutnie :-((((. Tak bardzo chciałam dzisiaj chociaż pokłusować po okolicy :-(. Było coraz gorzej, postanowiłam tym razem zaaplikować sobie coś lżejszego i na przekór wszystkiemu jednak wybyć na rower. Przeszukałam wszystkie tajemne skrytki, torby, plecaki, kieszenie... i znalazłam ostatnią działkę ibuprofenu. Łyknęłam, przeczekałam godzinę i wyprowadziłam trochę na siłę Kubka z garażu.
Pojechaliśmy w stronę Szczodrego. Plany bynajmniej nie były ambitne. Miałam zamiar dotrzeć do Węgrowa i tam w zależności od samopoczucia, albo wracać przez Łozinę, albo trochę przedłużyć trasę kierując się na Miłonowice. W pewnym momencie wylądowałam na dobrze znanym mi skrzyżowaniu ze znakami Węgrów na lewo i Oleśnica na prawo... no i nie wiem dlaczego, ale coś nakazało mi skręcić w prawo ;-). I tak ostatecznie dotarliśmy z Kubciem do naszej ulubionej oleśnickiej kawiarni :-D. Głowa mnie nie bolała :-D, jechało się super, wiaterek w plecy i przeważnie z górki. Do granic Oleśnicy dotarliśmy w niecałe 20 minut :-DD.
W przypływie dobrego humoru zamówiłam sobie mrożoną kawusię :-D i usiedliśmy przy stoliku z widokiem na rynek. Niebo nad nami było coraz bardziej zasnute chmurami i zaczął nawet kropić deszcz. Postanowiłam się pospieszyć, żeby jakaś ulewa nas nie dopadła. Kubek był po gruntownym myciu, woskowaniu, polerowaniu, smarowaniu i wymianie ochronnych naklejek po błotnistym wypadzie do Namysłowa. Chciałam, żeby jeszcze trochę taki elegancki pozostał ;-). Okazało się, że chmura, która za nas ścigała w drodze do Oleśnicy, przyniosła ze sobą chwilowe, ale dość obfite opady deszczu. Ulice mokre, kałuż dostatek... ciutę pochlapani wróciliśmy :-). Dopiero przed Dobroszowem Oleśnickim asfalt był suchy.
Bardzo się cieszę, że zawzięłam się i mimo wszystko wyszłam :-DD. Po powrocie Kubka z grubsza przetarłam. Dziś o poranku łańcuch i elementy po których biżuteria lata umyłam dokładnie ;-). Moje chłopaki wybyli na trzy dni na męską wyprawę i mam czas dla siebie, ale teraz niestety pogoda kiepska, moje samopoczucie też :-/... może potem coś się poprawi?


Kategoria od 50 do 70 km


  • DST 50.80km
  • Czas 02:08
  • VAVG 23.81km/h
  • VMAX 47.03km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Kalorie 1525kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Jawora do Złotoryi :-DD

Wtorek, 12 lipca 2016 · dodano: 15.07.2016 | Komentarze 2

Wstałam rano z bólem głowy, zmęczona jak po całonocnej imprezie... to już norma :-(. Nie czułam się dobrze, postanowiłam wytoczyć cięższą broń. Odwiedziłam po drodze aptekę i kolejny raz kupiłam Migeę. Nie bez powodu leki posiadają ulotki z informacjami czego nie należy ze sobą łączyć. Ja byłam zdesperowana i było mi już wszystko jedno, byleby tylko głowa mnie nie łupała... i to był błąd. Po raz pierwszy czułam się jak po głupim jasiu. Głowa mnie co prawda nie bolała, ale byłam totalnie osłabiona. Z zewnątrz docierały do mnie jakieś odgłosy, tłumione przez szum w głowie. Nie czułam się bezpiecznie, miałam bardzo spowolnioną reakcję na bodźce zewnętrzne, co przy ostrzejszych zjazdach  i zakrętach nie było przyjemne. Nie wytrzymałam, puściły mi nerwy... wstyd się przyznać, ale rozryczałam się :-((. Dzień był piękny, widoki cudowne, a mój organizm był wrakiem, walczyłam i ledwo dawałam radę :-(((.

Dotarliśmy do Złotoryi... ja i Kubek to się w zasadzie ledwo doczołgaliśmy :-((. Postanowiłam zaryzykować i posłuchać rady przyjaciela. Leki mnie usypiały, zażyłam zatem silny, kofeinowy dopalacz w puszce... i pomogło :-D.

Spacerek po rynku :-D i po prawej restauracja, w której postanowiliśmy uzupełnić spalone kalorie ;-D.


Kategoria od 50 do 70 km


  • DST 51.45km
  • Czas 01:59
  • VAVG 25.94km/h
  • VMAX 34.74km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Kalorie 1299kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Most kolejowy w Czernicy... ten dreszczyk emocji :-D

Sobota, 25 czerwca 2016 · dodano: 27.06.2016 | Komentarze 0

Dzisiejszy dzień zaczął się sielanką. Taka ot niewinna wyprawa na jagody o poranku.
Kto by przypuszczał, że za sprawą pomysłu mojego przyjaciela na odwiedziny mostu kolejowego w Czernicy wieczór będzie taki mroczny i tajemniczy...


W takim miejscu spokojnie można by filmy grozy  i horrory kręcić ;-D. Cały most kolejowy wygląda jak relikt z dawnej epoki. Konstrukcja stalowa jest w trakcie daleko posuniętej korozji. Elementów drewnianych budujących podest w wielu miejscach zupełnie brak lub są już na tyle mocno spróchniałe, że trzeszczą pod naciskiem ludzkiej stopy. Pomimo wszystko jest w nim coś niesamowitego, coś co przyciąga, przykuwa wzrok... a wręcz zachwyca.

Co najciekawsze, że pomimo swojego wieku i "stanu zdrowia" nie jest traktowany jako przeniesiony w stan spoczynku obiekt muzealny. Nadal jeżdżą nim pociągi!!!

W planach była jeszcze wspinaczka na pobliską wieżę widokową. Ciemne chmury i silne podmuchy wiatru sprawiły, że postanowiliśmy nie ryzykować. Jest jednak w tej okolicy jakaś magia i na pewno jeszcze nie raz tu wrócimy :-DD.


Kategoria od 50 do 70 km


  • DST 64.60km
  • Czas 02:17
  • VAVG 28.29km/h
  • VMAX 44.82km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Kalorie 1961kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Odreagowanie w dziczy

Czwartek, 23 czerwca 2016 · dodano: 25.06.2016 | Komentarze 0

Siedzenie w areszcie domowym i patrzenie przez okno mnie dołuje. Nie należę do osób, którym ciągłe przebywanie w czterech ścianach sprawia przyjemność. W tym tygodniu miałam dla siebie czas jedynie o poranku lub wieczorami. Tym razem mąż niespodziewanie wrócił z pracy wcześniej. Nie mogłam zmarnować takiej szansy. Szybko uwinęłam się z pracami domowymi i z poczuciem winy wytoczyłam rumaka. Kocham jazdę na rowerze i niestety nie potrafię już bez tego żyć... bliscy tego nie rozumieją :-(.
Dzień był upalny. Od razu wiedziałam, że absolutnie nie mam ochoty na przeciskanie się w korkach po rozgrzanym asfalcie i wdychanie spalin samochodowych. Chciałam ciszy, spokoju i sprawnej klimatyzacji ;-D... wybór był prosty :-D. Pogalopowaliśmy z Kubeczkiem tą samą trasą co parę dni wcześniej. Naszym ukochanym leśnym szlakiem :-D. Po drodze wpadliśmy do naszego sklepu w Kopcu, żeby zaopatrzyć się w zimne napoje. Na szczęście w lodówkach oprócz napojów wyskokowych były też takie dla kierujących pojazdami ;-D. Kupiliśmy płyny i wyruszyliśmy w stronę lasów :-DD. Było cudownie, dookoła spokój i zieleń, a samochody to rzadkość :-DD.

Słońce już chyliło się ku zachodowi.

Droga do Czeszowa jest brukowana i nie polecam dla opon szosowych. Nie wiem dlaczego, ale mimo wstrząsów mi się dobrze jechało. Całkiem przyjemny masaż gratis ;-D.



Kategoria od 50 do 70 km


  • DST 63.54km
  • Czas 02:20
  • VAVG 27.23km/h
  • VMAX 46.26km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 2058kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lasy, lasy, lasy... i pola :-DD

Sobota, 18 czerwca 2016 · dodano: 21.06.2016 | Komentarze 1

Pierwsza dłuższa wycieczka w blokach... i super było :-DD. Jeszcze ciągle drobne poprawki i szukanie bardziej dogodnego wpięcia, ale podoba mi się galopowanie na uwięzi :-DD. Na razie tylko po asfalcie i bynajmniej żadnych ostrych zjazdów nie było, ale to dopiero moje początki.  Cieszy mnie fakt, że nie stwierdziłam po paru próbach, że to nie dla mnie.
Wpadłam na zawsze w rowerowa otchłań i nie ma już odwrotu :-DD. Zaczynam współczuć mojej rodzinie...

Od dawna chciałam wrócić w powypadkowe rejony. Tęskniłam już za wąskimi, bogatymi w liczne dziury asfaltowymi dróżkami, gdzie samochody są rzadkością. Nie do końca wiedziałam, czy dzisiejsza wycieczka nie zakończy się pod wiatą przystanku autobusowego. W momencie wyjazdu nad moim domem niebo zasnute było ogromną czarną chmurą. W oddali jednak było jasne i zapowiadała się poprawa pogody. Zaopatrzeni w kurtki przeciwdeszczowe postanowiliśmy zatem nie rezygnować z planów i obraliśmy kierunek na słynny Bartków. Tradycyjnie droga wiodła z Domaszczyna przez Bąków, Łozinę, Bierzyce, Węgrów, Rzędziszowice do Ludgierzowic. Dalej prosto i trochę pod górkę, a następnie skręt w prawo w leśną trasę.

Moje ukochane lasy niedostępne dla ruchu pojazdów czterokołowych... dzisiaj byliśmy tam tylko my :-DDD.

Po wyjeździe z trasy leśnej byliśmy ochlapani błotem :-D. Moje wyjściowe lakierki też ;-D. Pewnie wielu zwykłym śmiertelnikom, nie dotkniętym cyklozą (medyczna nazwa naszej dolegliwości według dr Zarazka :-D), wyda się to niezrozumiałe, ale absolutnie mi to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie, wywołało uśmiech na mojej twarzy :-DD.

Widoki cudowne :-D. Kolory zmieniały się jak w kalejdoskopie. Na niebie można było dostrzec galopujące chmury w skrajnych barwach od śnieżnej bieli do mrocznego grafitu. Uroku dodawały padające z góry intensywne snopy światła przedzierających się promieni słonecznych. Po chwili dotarliśmy do sławetnego Bartkowa. Tym razem na szczęście nie było mi dane spotkać się z panią, która mnie potrąciła w lutym tego roku.
Dalej przez Białe Błoto, Malerzów i prosto do skrzyżowania. Zwykle skręcaliśmy w prawo w kierunku Złotowa, ale nie chciało się wracać jeszcze do domu. Postanowiliśmy powłóczyć się trochę po okolicznych lasach i ulicą Trzebnicką potelepaliśmy się w stronę Czeszowa. Jeśli ktoś zagalopuje się w te rejony na oponkach szosowych to musi być przygotowany na około półtorakilometrowy spacer. My na góralach z wyżynnym wyposażeniem otrzymaliśmy jedynie darmowy masaż całego ciała ;-)) (trochę nami porzucało, ale nie było to bynajmniej nic nieprzyjemnego :-)). Z Czeszowa, przez Grochów, Zawonię dotarliśmy do Tarnowca (jeden z etapów mojej już tradycyjnej porannej przebieżki po pagórkach :-)) i dalej trochę pod górę udaliśmy się w kierunku Skotnik.

Niebo było dzisiaj piękne :-DD.

Dalej to już praktycznie cały czas z górki z niewielkimi podjazdami przez Piersno, Boleścin, Skarszyn do Łoziny. Po dojechaniu do kościoła tradycyjnie skręt w prawo i zjazd w dół na wiadukt w kierunku Bąkowa i Domaszczyna... szkoda, że tak szybko. Bardzo udana wycieczka, chociaż znaki na niebie na to nie wskazywały ;-). Chętnie jeszcze bym się gdzieś nocą powłóczyła, ale rodzina w domu i musiałam swoje szalone myśli zdusić w zarodku :-(.

I ostatnia fotka na koniec dnia, tym razem już blisko domu. Przepraszam za jakość zdjęć, robione telefonem... niestety :-((.

THE END...


Kategoria od 50 do 70 km


  • DST 50.02km
  • Czas 01:51
  • VAVG 27.04km/h
  • VMAX 48.29km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 1506kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na zdjęcie szwów...

Piątek, 10 czerwca 2016 · dodano: 18.06.2016 | Komentarze 0

Nie myślałam, że ściągnięcie szwów może być takie skomplikowane... a jednak.  Ponieważ firma męża zadbała nie tylko o pracowników, ale również o członków rodziny to bardzo sporadycznie korzystam z państwowej służby zdrowia. Bez zastanawiania się postanowiłam odwiedzić firmową przychodnię... i duże rozczarowanie.Okazało się, że konieczna jest najpierw wizyta u lekarza i uzyskanie skierowania na ściągnięcie szwów. Najbliższy termin w prywatnej przychodni do chirurga ZA PONAD DWA TYGODNIE!!!!  Na początku myślałam, że coś źle zrozumiałam, ale niestety okazało się to prawdą. To jakaś kpina. Nie przyszło mi do głowy, żeby zarejestrować się u chirurga jeszcze przed zabiegiem, a na to wygląda, że powinnam tak zrobić??? Nasza służba zdrowia to jakaś ciężka paranoja. Nie mam pojęcia jak mam to rozumieć. Chyba warto tak na wszelki wypadek profilaktycznie rejestrować się do paru specjalistów, a nóż będziemy potrzebowali jakiś konsultacji za parę miesięcy ;-)). 
Po odwiedzeniu paru szpitali i powtarzaniu w kółko tego samego miałam już serdecznie dosyć proszenia się o pomoc w tak błahej sprawie jak ściągnięcie szwów. Na Hirszwelda pani  w recepcji szpitala powiedziała, że niestety jedyne co mi pozostaje to udać się na ostry dyżur  i trochę poudawać, że mnie coś boli i MOŻE MI POMOGĄ!!!! Jeśli mi się nie uda to będę musiała jechać do Bydgoszczy. Nie chciało mi się wierzyć w to co słyszałam. Już na prawdę zaczęłam rozpatrywać wizytę w Bydgoszczy... masakra!!!
Po paru godzinach bezsensownego snucia się po mieście wróciłam pozaszywana do domu. Dopiero późnym wieczorem przypomniało mi się, że mamy chirurga na osiedlu. Pomyślałam, że nie mam już nic do stracenia i warto pójść i poprosić o pomoc, w końcu do Bydgoszczy nie jest tak blisko. Sąsiad na szczęście był bardzo miły. Moimi opowieściami nie był w ogóle zdziwiony, to ponoć "normalne". Dwa dni później niedzielna operacja ściągnięcia szwów o poranku zajęła Mu niecałą minutę!!!!

Jaki z tego wniosek NASZA SŁUŻBA ZDROWIA JEST POWAŻNIE CHORA!!!!


Kategoria od 50 do 70 km


  • DST 65.36km
  • Czas 02:48
  • VAVG 23.34km/h
  • VMAX 45.58km/h
  • Kalorie 1837kcal
  • Sprzęt KUBUŚ
  • Aktywność Jazda na rowerze

Barwy maskujące ;-D

Środa, 18 maja 2016 · dodano: 05.06.2016 | Komentarze 0

W końcu nastał dzień powrotu na łono natury i przypomnienia Kubkowi celu jego życia ;-). Postanowiliśmy zaliczyć dzisiaj tereny nieprzyjazne szosówkom :-D. I tu wychodzi potęga górala. O ile w tego typu mustangu oponki można obcieńkować to w szosówce pogrubasić się nie da!!!
Najpierw tradycyjnie jak w każdy poranek misja szkoła. Tym razem nie wracaliśmy już do Domaszczyna tylko odwiedziliśmy Kiełczów. Dalsza droga w miłym towarzystwie przez Śliwice, Pietrzykowice i Brzezią Łąkę. I tu zaczyna się strefa zamknięta dla pogromców szos. Wjechaliśmy na leśną drogę prowadzącą w kierunku Chrząstawy, która nie będzie niestety chyba już niedługo drogą leśną, bo masakryczne wycinki drzew są tam prowadzone. Miejscami ciężko się nam jechało, nasze Mustangi traciły stabilność w głębokich warstwach sypkiej ziemi, ciężka jazda wycinkowa zrobiła swoje. Jeszcze kawałek do drogi Jelcz-Oleśnica i trzeba było zawrócić, bo synusia musiałam odebrać ze szkoły.

Dawno już tacy zakurzeni nie byliśmy :-D. Kubek cały pokryty brązowawym nalotem maskującym ;-D. Ja wcale nie wyglądałam gorzej ;-D. Usyfieni i szczęśliwi wróciliśmy do domu, oboje nadawaliśmy się tylko i wyłącznie do gruntownego czyszczenia :-D.


Kategoria od 50 do 70 km