Info
Ten blog rowerowy prowadzi SADE z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 15806.15 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.15 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2018, Marzec8 - 4
- 2017, Czerwiec11 - 2
- 2017, Maj26 - 4
- 2017, Kwiecień20 - 1
- 2017, Marzec23 - 4
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń23 - 14
- 2016, Grudzień13 - 2
- 2016, Listopad21 - 2
- 2016, Październik25 - 18
- 2016, Wrzesień24 - 8
- 2016, Sierpień31 - 21
- 2016, Lipiec25 - 21
- 2016, Czerwiec24 - 20
- 2016, Maj33 - 25
- 2016, Kwiecień25 - 43
- 2016, Marzec13 - 17
- 2016, Luty10 - 44
- 2016, Styczeń14 - 15
Wpisy archiwalne w kategorii
od 70 do 100 km
Dystans całkowity: | 2476.44 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 98:05 |
Średnia prędkość: | 25.25 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.61 km/h |
Suma kalorii: | 65668 kcal |
Liczba aktywności: | 30 |
Średnio na aktywność: | 82.55 km i 3h 16m |
Więcej statystyk |
- DST 71.52km
- Czas 02:43
- VAVG 26.33km/h
- VMAX 43.42km/h
- Temperatura 24.0°C
- Kalorie 2054kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Znowu okoliczne lasy :-D
Wtorek, 28 czerwca 2016 · dodano: 08.07.2016 | Komentarze 0
Po odwiedzinach centrum jak zwykle zapragnęłam wizyty na odludziu... takiej namiastce odludzia oczywiście ;-). Jakoś tak mam, że ciągnie mnie do lasu ;-). Kocham błogą ciszę, śpiew ptaków, rześkie powietrze, a wszystko w otoczeniu soczystej zieleni... taka rajska atmosfera :-)).
Wracałam to już szarawo się robiło :-). Krótki przystanek na podjazdach za Tarnowcem i parę zdjęć przy okazji :-).
Wracałam to już szarawo się robiło :-). Krótki przystanek na podjazdach za Tarnowcem i parę zdjęć przy okazji :-).
Kategoria od 70 do 100 km
- DST 91.06km
- Czas 03:48
- VAVG 23.96km/h
- VMAX 47.16km/h
- Temperatura 24.0°C
- Kalorie 2825kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Trochę po górkach :-DD
Niedziela, 22 maja 2016 · dodano: 09.07.2016 | Komentarze 1
Dzisiaj nie musiałam się zrywać z łóżka jakoś wcześnie. Obudziły mnie tak na prawdę odgłosy dobiegające zza okna. O wiele przyjemniej się tak wstaje :-)). Po chwili odezwali się POTF z "Daze". Postanowiłam się ubrać i nacieszyć oko widokami o poranku :-D.
A oto jeden z domków dla gości teatru :-D...... i Teatr Nasz :-DD.
Za teatrem dom jego twórców, wspaniałych aktorów Jadwigi i Tadeusza Kutów... WIELCY LUDZIE!!!
Taaaa, dzisiaj to miało być lightowo i na spokojnie. Miałam się pooszczędzać i zbierać siły na powrót do domu... i jak zwykle mi to nie wyszło :-D. Wszystko przez mojego przyjaciela i jego pomysły ;-D. Połechtał mnie propozycjami drobnych wypadów po okolicy i niestety nie potrafiłam sobie odmówić wycieczki. No bo jak to być w górach i nie zasmakować chociaż namiastki skałek i podjazdów :-)). I postanowiłam wybrać się do Jakuszyc i odwiedzić Chatkę Górzystów :-D.
T
Kocham te serpentyny, podjazdy i widok gór w tle :-DD. A i jeszcze asfalt gładziutki jak pupka niemowlęcia :-DD. Wprost idealny nawet dla najbardziej wymagających wielbicieli szosówek :-D.
W końcu dotarliśmy z Kubkiem do Jakuszyc i zjechaliśmy na trasę spacerowo-rowerową w kierunku Chatki Górzystów. Trasa wprost idealna na rodzinne wycieczki z małymi dziećmi. Początkowo trasa po nawierzchni asfaltowej z niewielkimi wzniesieniami, z którymi nawet początkujący rowerzysta sobie poradzi i spokojnie da radę dojechać do miejsca postojowego przy pierwszym schronisku. Potem droga przechodzi w szutrową, a momentami bardziej kamienistą, ale wzniesienia drobne, prawie płasko.
W miejscu docelowym, pod Chatką Górzystów piękne widoki... jak okiem sięgnąć wszędzie rowery :-DD!!! Tak musi być w raju ;-DD.
Krótki przystanek pod Schroniskiem Turystycznym "Orle".
W drodze powrotnej z Jakuszyc postanowiłam nie kierować się jeszcze do Michałowic i odwiedzić restaurację Jadwigi i Tadeusza. Po kuchni jakiej zasmakowałam w Teatrze Naszym nie sposób było być tak blisko i nie odwiedzić MOTTO :-D. Dzisiejszy dzień był bardzo upalny. Nie miałam raczej ochoty na ciężkie i gorące posiłki, ale szczawiowy chłodnik był idealny. Do tego rewelacyjne ciasto i kawusia :-DD. Co tu dużo mówić PYSZNE JEDZENIE!!! SZCZERZE POLECAM :-DD!!!!
Miałam dzisiaj pooszczędzać siły na powrót do domu, ale mając takie piękne widoki dookoła i tyle ciekawych miejsc w zasięgu pedałów to jak tu siedzieć i nic nie robić. Słońce już znikało za horyzontem gdy wracałam do Michałowic. Byłam już trochę zmęczona (tym dzisiejszym odpoczywaniem ;-D), a jednocześnie czułam lekki niedosyt, jeszcze tyle miejsc chciałabym odwiedzić, a czasu tak mało :-((. Jakoś tak smutno mi się zrobiło, że muszę już jutro wracać :-((.
Góry w oddali w drodze do Michałowic.
Jutro ostatni poranek w Michałowicach :-((... ale mam nadzieję, że w tym roku jeszcze tu z Kubciem zawitamy :-)).
Kategoria od 70 do 100 km
- DST 73.72km
- Czas 02:56
- VAVG 25.13km/h
- VMAX 44.84km/h
- Kalorie 1957kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Całkowity odlot ;-DD
Niedziela, 15 maja 2016 · dodano: 04.06.2016 | Komentarze 0
Pogoda była dość dziwna. Wiało i nie do końca było wiadomo czy coś popada czy nie, takie na dwoje babka wróżyła. Postanowiliśmy z przyjacielem tak dla bezpieczeństwa poszwendać się w okolicach miasta pod osłoną ekranów dźwiękochłonnych... i tak wylądowaliśmy na wrocławskim lotnisku :-D.
Kategoria od 70 do 100 km
- DST 89.74km
- Czas 03:42
- VAVG 24.25km/h
- VMAX 45.85km/h
- Temperatura 21.0°C
- Kalorie 2583kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj Jawor-Jelenia Góra-Jawor :-D
Czwartek, 12 maja 2016 · dodano: 09.06.2016 | Komentarze 3
Dzisiaj mieliśmy wyjść na rower i pośmigać po okolicy, na jutro plany
były bardziej ambitne. Pogoda jednak nie zapowiadała się zbyt dobrze i
według prognoz w piątek należało liczyć się z obfitymi opadami, a nawet
burzami i silnym wiatrem. Jak to bywa na dwoje babka wróżyła, te
przepowiednie pogodowe raz się sprawdzają, a pięć razy nie ;-D. Nigdy nie wiadomo jak na prawdę będzie, może tym razem akurat utrafia i co wtedy?? Szybka
zmiana planów i trasa Jawor-Jelenia Góra do zrobienia na dzisiaj :-DDD.
Pogoda była super, widoczki zapierające dech w piersiach, z dala od ulicznego zgiełku i natłoku samochodów... taką jazdę kocham :-DDDD. Po przybyciu do Jawora zaliczyliśmy jak zwykle parkowanie w znanym już nam miejscu na ul. Limanowskiej i zakupy w odwiedzanej wcześniej cukierni, a potem na mustangach opuściliśmy zagęszczone osady ludzkie ;-D i heja na wyżyny :-DDD.
Na początek krętą uliczką dotarliśmy do Myśliborza, a następnie do Myślinowa :-D.
Pogoda była super, widoczki zapierające dech w piersiach, z dala od ulicznego zgiełku i natłoku samochodów... taką jazdę kocham :-DDDD. Po przybyciu do Jawora zaliczyliśmy jak zwykle parkowanie w znanym już nam miejscu na ul. Limanowskiej i zakupy w odwiedzanej wcześniej cukierni, a potem na mustangach opuściliśmy zagęszczone osady ludzkie ;-D i heja na wyżyny :-DDD.
Na początek krętą uliczką dotarliśmy do Myśliborza, a następnie do Myślinowa :-D.
Z Myślinowa to już cały czas 365. Kolejnym punktem przelotowym naszej dzisiejszej wycieczki był Muchów i Park Krajobrazowy Chełmy... i te pagórki, górki i zakrętasy :-DD. Od razu się człowiekowi humor poprawia :-D. Piękne widoczki, cisza, spokój, a samochodów jak na lekarstwo :-DDD.
Po zaliczeniu paru ciężkich podjazdów zasługiwaliśmy już na nagrodę... a oto i ona poniżej :-DD. Ostry zjazd w dół... hamulce hydrauliczne to skarb :-DD.
... i w końcu przyszedł ten upragniony moment JELENIA GÓRA WITA :-DDD!!!!!!!
Spacer po rynku :-DD...
... i odpoczynek w pobliskiej restauracji :-)). Poniżej widoki podczas delektowania się Latte... niestety czasu za wiele nie było :-((.
Kolejny udany dzień i drugi etap przymiarki do trasy Domaszczyn-Jelenia Góra, która chodzi mi po głowie już od dawna... niestety na chwilę obecną czasu wciąż brak :-(. Pocieszam się jednak, że lato przed nami, dni długie, a zatem prawdopodobieństwo realizacji wydumanych eskapad coraz większe :-DD. Jednego już jestem pewna, że spokojnie sobie poradzę, a to sprawia, że plan odwiedzenia Teatru Naszego w Michałowicach i obejrzenie spektaklu nie jest już czymś abstrakcyjnym i nieosiągalnym :-DD.
Kategoria od 70 do 100 km
- DST 86.53km
- Czas 02:58
- VAVG 29.17km/h
- VMAX 48.58km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 2538kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Powtórka z rozrywki... Żmigród :-D
Sobota, 7 maja 2016 · dodano: 07.05.2016 | Komentarze 0
Powiem szczerze, że nawet nie przypuszczałam, że uda mi się jeszcze gdzieś dzisiaj wyrwać na rower. Pogodziłam się z myślą, że będę musiała się zadowolić śmiganiem o poranku po pobliskich pagórkach i cieszyłam się, że udało mi się chociaż na trochę wybyć z domu i popedałować. A tu niespodzianka :-DD!!! Chłopaki wyruszyli niespodziewanie do miasta, a ja miałam czas dla siebie... i dla mojego rowerowego dziecka ;-)). Szybkie ogarniecie domu i wybyliśmy z Kubeczkiem na wycieczkę :-DD.
Już nie było tak wcześnie i nie wiedziałam jak nam będzie szło. Postanowiłam pojechać w stronę Trzebnicy i jeśli się uda odwiedzić Żmigród :-)). Trasę do Trzebnicy to łyknęliśmy szybciuśko :-DD. Pogoda była rewelacyjna :-DD!! Cały dzień słonecznie, temperatura odpowiednia, i jeszcze wiaterek w plecy w stronę Żmigrodu... idealnie dla cyklistów :-DD (średnia 31,3 km/h). Co prawda droga do Trzebnicy nie była taka łatwa ze względu na małą awarię. Od jakiegoś czasu mam problem na łączeniu amora z ramą. Przednie koło było usztywnione, miałam problemy z manewrowaniem... rumak był zbyt wyrywny i rzucało nim na boki ;-). Ja to oczywiście zielona jestem w tym temacie, więc jak zwykle telefon do przyjaciela i kurs przyspieszony dla blondynek ;-DD. Drobna regulacja i wszystko było już w porządku :-)). Z radości, że udało się tymczasowo naprawić problem pognaliśmy z Kubeczkiem do Żmigrodu :-D.
Z powrotem nie jechało się już tak łatwo. Równowaga w przyrodzie musi być zachowana ;-DD. Tym razem wiało w twarz :-(. Temperatura jednak idealna i te rajskie widoki :-D. Rzepakowe pola w pełnym rozkwicie, w otoczeniu soczystej zieleni, a nad nimi piękne błękitne niebo z kłębiastymi chmurami dla dekoracji... i czego tu chcieć więcej :-DD.
Moje ukochane mućki w oddali :-)).
Już nie było tak wcześnie i nie wiedziałam jak nam będzie szło. Postanowiłam pojechać w stronę Trzebnicy i jeśli się uda odwiedzić Żmigród :-)). Trasę do Trzebnicy to łyknęliśmy szybciuśko :-DD. Pogoda była rewelacyjna :-DD!! Cały dzień słonecznie, temperatura odpowiednia, i jeszcze wiaterek w plecy w stronę Żmigrodu... idealnie dla cyklistów :-DD (średnia 31,3 km/h). Co prawda droga do Trzebnicy nie była taka łatwa ze względu na małą awarię. Od jakiegoś czasu mam problem na łączeniu amora z ramą. Przednie koło było usztywnione, miałam problemy z manewrowaniem... rumak był zbyt wyrywny i rzucało nim na boki ;-). Ja to oczywiście zielona jestem w tym temacie, więc jak zwykle telefon do przyjaciela i kurs przyspieszony dla blondynek ;-DD. Drobna regulacja i wszystko było już w porządku :-)). Z radości, że udało się tymczasowo naprawić problem pognaliśmy z Kubeczkiem do Żmigrodu :-D.
Z powrotem nie jechało się już tak łatwo. Równowaga w przyrodzie musi być zachowana ;-DD. Tym razem wiało w twarz :-(. Temperatura jednak idealna i te rajskie widoki :-D. Rzepakowe pola w pełnym rozkwicie, w otoczeniu soczystej zieleni, a nad nimi piękne błękitne niebo z kłębiastymi chmurami dla dekoracji... i czego tu chcieć więcej :-DD.
Moje ukochane mućki w oddali :-)).
Kategoria od 70 do 100 km
- DST 82.81km
- Czas 02:57
- VAVG 28.07km/h
- VMAX 45.85km/h
- Temperatura 16.0°C
- Kalorie 2247kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Majówka w Żmigrodzie :-))
Niedziela, 1 maja 2016 · dodano: 02.05.2016 | Komentarze 1
Dzisiejszego dnia początkowo miałam bardziej ambitne plany i zastanawiałam się nad wycieczką do Namysłowa. Ostatnio jednak trochę za bardzo zaczęłam siebie eksploatować i moje nogi w końcu się zbuntowały. Po wczorajszych dwóch przebierzkach po pagórkach wyraźnie czułam uda i kolana. Postanowiłam odłożyć Namysłów na później (w końcu najlepszy okres sezonu dopiero się zaczął :-DD). Zrobiliśmy zatem z Kubkiem powtórkę wypadu do Żmigrodu :-DD. Ciekawa trasa, z ładnymi widoczkami i na pewno dużym plusem jest też jakość nawierzchni :-)). Szczerze polecam dla zdobywców szos :-DD.
Po ostatnich nieudanych poszukiwaniach lokalu kawowego, postanowiłam na miejscowej stacji benzynowej zapytać gdzie możemy znaleźć restaurację lub kawiarnie. I powiem szczerze to było bardzo dobre posunięcie. Aż się dziwię, że wcześniej nie przyszło mi to do głowy. Taki były mieszkaniec wielkiego molochu (Wrocławia) jak ja nie ma zielonego pojęcia o życiu w małym miasteczku. Pan pracujący na stacji od razu wiedział gdzie mnie pokierować :-)).
Udałam się więc na miejsce żeby jak zwykle wydoić kawusię i może ewentualnie wrzucić coś lżejszego na żołądek. Można nawet było usiąść na zewnątrz, ale ostatecznie zrezygnowałam. Siedzieli tam bardzo "grzeczni" i "inteligentni" panowie na poziomie i prowadzili zażartą rozmowę na temat relacji damsko-męskich. By nadać powagi tematom jakie poruszali okraszali każde zdanie słówkiem ku... lub hu... i jeszcze te spojrzenia, jakimi mnie obrzucili. Od razu wiedziałam, że jedyna opcja to zajęcie miejsca wewnątrz lokalu... przy wejściu oczywiście odwieczne pytanie, żeby nie zostać wyrzuconym "Czy mogę wejść z rowerem do środka?". Akurat te panie były bardzo miłe i zgodziły się bez żadnego problemu. Zamówiłam sobie kawę i pogderałam trochę przez telefon ;-). Dzisiaj nie musiałam się śpieszyć. Miałam luźny dzień, prawie cały tylko dla siebie :-DD.
W końcu postanowiliśmy z Kubkiem, że czas wracać do domu. Temperatura trochę spadła, więc ubranie bluzy było konieczne. Niestety znowu zaczęło dosyć mocno wiać :-(... i tak już było aż do Domaszczyna. Na całe szczęście w drodze powrotnej jest zdecydowanie więcej zjazdów, niż pedałowania pod górę (tylko trzy większe podjazdy do pokonania). Daliśmy z Kubkiem radę :-DD.
Rekordów prędkości co prawda żadnych dzisiaj nie pobiłam, ale i tak mam satysfakcję, że nie skapitulowałam :-DD. Chociaż w drodze z Domaszczyna do Trzebnicy był taki moment, po kolejnym ciężkim podjeździe, że zastanawiałam się czy nie lepiej byłoby się poddać i wracać do domu??? Ale to tylko taka chwila słabości. Dla mnie najgorsze są początki, potem gdy stawy są już coraz bardziej rozruszane jest zdecydowanie lepiej :-D. No cóż taka młoda już nie jestem... tu szczyka, tam szczyka ;-DD.
Po ostatnich nieudanych poszukiwaniach lokalu kawowego, postanowiłam na miejscowej stacji benzynowej zapytać gdzie możemy znaleźć restaurację lub kawiarnie. I powiem szczerze to było bardzo dobre posunięcie. Aż się dziwię, że wcześniej nie przyszło mi to do głowy. Taki były mieszkaniec wielkiego molochu (Wrocławia) jak ja nie ma zielonego pojęcia o życiu w małym miasteczku. Pan pracujący na stacji od razu wiedział gdzie mnie pokierować :-)).
Udałam się więc na miejsce żeby jak zwykle wydoić kawusię i może ewentualnie wrzucić coś lżejszego na żołądek. Można nawet było usiąść na zewnątrz, ale ostatecznie zrezygnowałam. Siedzieli tam bardzo "grzeczni" i "inteligentni" panowie na poziomie i prowadzili zażartą rozmowę na temat relacji damsko-męskich. By nadać powagi tematom jakie poruszali okraszali każde zdanie słówkiem ku... lub hu... i jeszcze te spojrzenia, jakimi mnie obrzucili. Od razu wiedziałam, że jedyna opcja to zajęcie miejsca wewnątrz lokalu... przy wejściu oczywiście odwieczne pytanie, żeby nie zostać wyrzuconym "Czy mogę wejść z rowerem do środka?". Akurat te panie były bardzo miłe i zgodziły się bez żadnego problemu. Zamówiłam sobie kawę i pogderałam trochę przez telefon ;-). Dzisiaj nie musiałam się śpieszyć. Miałam luźny dzień, prawie cały tylko dla siebie :-DD.
W końcu postanowiliśmy z Kubkiem, że czas wracać do domu. Temperatura trochę spadła, więc ubranie bluzy było konieczne. Niestety znowu zaczęło dosyć mocno wiać :-(... i tak już było aż do Domaszczyna. Na całe szczęście w drodze powrotnej jest zdecydowanie więcej zjazdów, niż pedałowania pod górę (tylko trzy większe podjazdy do pokonania). Daliśmy z Kubkiem radę :-DD.
Rekordów prędkości co prawda żadnych dzisiaj nie pobiłam, ale i tak mam satysfakcję, że nie skapitulowałam :-DD. Chociaż w drodze z Domaszczyna do Trzebnicy był taki moment, po kolejnym ciężkim podjeździe, że zastanawiałam się czy nie lepiej byłoby się poddać i wracać do domu??? Ale to tylko taka chwila słabości. Dla mnie najgorsze są początki, potem gdy stawy są już coraz bardziej rozruszane jest zdecydowanie lepiej :-D. No cóż taka młoda już nie jestem... tu szczyka, tam szczyka ;-DD.
Kategoria od 70 do 100 km
- DST 85.76km
- Czas 02:59
- VAVG 28.75km/h
- VMAX 51.80km/h
- Temperatura 16.0°C
- Kalorie 2433kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Żmigród drugie podejście...
Niedziela, 17 kwietnia 2016 · dodano: 23.04.2016 | Komentarze 2
Jakiś oporny ten Żmigród ;-). Rękami i nogami się zapiera żebym tam nie
dotarła ;-). Dzisiaj drugie podejście i też nieudane. Szybkie wyjście
nieplanowane. Musiałam odreagować. Uciec choć na jakiś czas, żeby
przestać myśleć o problemach i nie zwariować. Wiem, że tak długo nie da
się funkcjonować. Niestety wszystko mnie ostatnio przerosło. Za dużo
wydarzeń i wiadomości, na które nie byłam przygotowana. Muszę jakoś
sobie radzić, spróbować to wszystko ogarnąć. Pogodzić się z tym i
przywyknąć.
Potrzebuję trochę więcej czasu, więcej czasu...
Zdjęć dzisiaj brak, a takie piękne niebo było. Telefon zaliczył padaczkę :-(. Wychodziłam w pośpiechu i zapomniałam zabrać dodatkową baterię :-((. Na to wygląda, że niedługo czeka nas Żmigród trzecie podejście... może następnym razem uda nam się dotrzeć do celu????
Tym razem poniosło nas do Bukowiny i właściwie dopiero w Pasikurowicach zdecydowałam, że jednak pojedziemy z Kubkiem do Żmigrodu. Skręciliśmy w prawo na Siedlec i przez Godzieszową, Skarszyn do Trzebnicy. Dalej przez Brzyków, Domanowice, Kaszyce Wielkie, Kaszyce Milickie i Przedkowice. Następnie minęliśmy Powidzko, Kanclerzowice i Grądzik, aż dotarliśmy do 5. Byliśmy już bliziutko granic Żmigrodu, ale musieliśmy niestety wracać do domu :-((. Mam nadzieję, że następnym razem zwiedzimy z Kubkiem ryneczek :-)).
Potrzebuję trochę więcej czasu, więcej czasu...
Zdjęć dzisiaj brak, a takie piękne niebo było. Telefon zaliczył padaczkę :-(. Wychodziłam w pośpiechu i zapomniałam zabrać dodatkową baterię :-((. Na to wygląda, że niedługo czeka nas Żmigród trzecie podejście... może następnym razem uda nam się dotrzeć do celu????
Tym razem poniosło nas do Bukowiny i właściwie dopiero w Pasikurowicach zdecydowałam, że jednak pojedziemy z Kubkiem do Żmigrodu. Skręciliśmy w prawo na Siedlec i przez Godzieszową, Skarszyn do Trzebnicy. Dalej przez Brzyków, Domanowice, Kaszyce Wielkie, Kaszyce Milickie i Przedkowice. Następnie minęliśmy Powidzko, Kanclerzowice i Grądzik, aż dotarliśmy do 5. Byliśmy już bliziutko granic Żmigrodu, ale musieliśmy niestety wracać do domu :-((. Mam nadzieję, że następnym razem zwiedzimy z Kubkiem ryneczek :-)).
Kategoria od 70 do 100 km
- DST 87.34km
- Czas 03:17
- VAVG 26.60km/h
- VMAX 42.52km/h
- Temperatura 8.0°C
- Kalorie 2427kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Milicza :-DDDDD
Sobota, 19 marca 2016 · dodano: 25.03.2016 | Komentarze 6
Wróciłam z porannej przebieżki po okolicy zadowolona i uśmiechnięta :-D. Nic mnie tak nie cieszy jak możliwość wyrwania się na Rumaku do dziczy :-D... chociaż na chwilę. A tu super niespodzianka :-DDDD!!! Zadzwoniła mama z informacją, że przyjedzie i zaopiekuje się moim synusiem :-DDD!!! Szybki telefon do przyjaciela z radosną nowiną i bieganie w popłochu, żeby jak najwięcej czasu wywalczyć. Tak jak pisałam wcześniej moje dziecko cały szpaler leków zjada, więc musiałam jeszcze przeszkolić babcię co, w jakiej dawce i o której godzinie... już wiem dlaczego firmy farmaceutyczne tak dobrze przędą ;-D.
Około 13:00 puściliśmy wodze i wyruszyliśmy spod mojego domu w Domaszczynie w stronę Milicza :-DDD. Pogoda dzisiaj dopisała i nawet nie wyobrażam sobie jak bym zniosła siedzenie w domu. Na początku często uczęszczany kierunek przez Bąków do Łoziny. Minęliśmy kościół i główną ulicą pośmigaliśmy prosto w stronę Bierzyc. Dalej przez Węgrów, Rzędziszowice dotarliśmy do skrzyżowania w Ludgierzowicach (warto tam zachować ostrożność i nie pruć z górki na oślep). Przecięliśmy główną ulicę i udaliśmy się w kierunku mojej ukochanej leśnej ścieżki rowerowej (tym razem niestety musieliśmy ja ominąć :-(, (lepiej nie być pazernym i kilku srok za ogon nie łapać ;-)). Dalej pogalopowaliśmy prosto, w otoczeniu lasów do Złotowa. Po drodze po lewej stronie wypatrzyłam w oddali moje ukochane drzewa (koniecznie muszę posadzić takie w ogrodzie :-)). Cała ich magia polega na tym, że to chyba jedne z nielicznych drzew liściastych, które o każdej porze roku wyglądają bajkowo :-DD.
Kubek w brzozowym gaju... portretowe ;-D.
A to ja właśnie cykam fotkę portretową mojemu dziecku rowerowemu ;-D.
Świetny licznik GARMIN-a pożyczony od mojego przyjaciela. Wystarczyło, że zabrał ze sobą szwagra do Norwegii i dostał go gratis ;-) (znaleziony w śniegu, cudem ocalał).
Piękne niebo w odcieniach intensywnego błękitu... czego chcieć więcej.
Chłopaki razem ;-).
Ze Złotowa w otoczeniu lasów zmierzaliśmy w kierunku Bukowic. Dla Kubka to pierwszy raz... i na pewno nie ostatni :-).
...Łazy Wielkie witają :-D.
Strumyk w okolicy Łaz Wielkich... mały jakiś ;-).
Z Łaz Wielkich dalej leśną trasą dojechaliśmy do Lasowic. Wyjechaliśmy co prawda na bardziej ruchliwy fragment drogi i już do końca 15 podążaliśmy do Milicza. Na szczęście była sobota i samochodów nie było aż tak dużo :-). Drobne niedogodności skutecznie rekompensował otaczający nas las... zieleń uspokaja :-)).
Dotarliśmy w końcu do kolejnej, ostatniej już miejscowości przed naszym miejscem docelowym, do Miłochowic. Nie było opcji, żeby nie zrobić zdjęcia w takim plenerze naszym chłopakom ;-).
A to kościółek w Miliczu... za dużo czasu nie mieliśmy :-(. Niestety jeszcze dni są krótkie. Szybka kawa na stacji benzynowej i trzeba było wracać do domu.
Około 13:00 puściliśmy wodze i wyruszyliśmy spod mojego domu w Domaszczynie w stronę Milicza :-DDD. Pogoda dzisiaj dopisała i nawet nie wyobrażam sobie jak bym zniosła siedzenie w domu. Na początku często uczęszczany kierunek przez Bąków do Łoziny. Minęliśmy kościół i główną ulicą pośmigaliśmy prosto w stronę Bierzyc. Dalej przez Węgrów, Rzędziszowice dotarliśmy do skrzyżowania w Ludgierzowicach (warto tam zachować ostrożność i nie pruć z górki na oślep). Przecięliśmy główną ulicę i udaliśmy się w kierunku mojej ukochanej leśnej ścieżki rowerowej (tym razem niestety musieliśmy ja ominąć :-(, (lepiej nie być pazernym i kilku srok za ogon nie łapać ;-)). Dalej pogalopowaliśmy prosto, w otoczeniu lasów do Złotowa. Po drodze po lewej stronie wypatrzyłam w oddali moje ukochane drzewa (koniecznie muszę posadzić takie w ogrodzie :-)). Cała ich magia polega na tym, że to chyba jedne z nielicznych drzew liściastych, które o każdej porze roku wyglądają bajkowo :-DD.
Kubek w brzozowym gaju... portretowe ;-D.
A to ja właśnie cykam fotkę portretową mojemu dziecku rowerowemu ;-D.
Świetny licznik GARMIN-a pożyczony od mojego przyjaciela. Wystarczyło, że zabrał ze sobą szwagra do Norwegii i dostał go gratis ;-) (znaleziony w śniegu, cudem ocalał).
Piękne niebo w odcieniach intensywnego błękitu... czego chcieć więcej.
Chłopaki razem ;-).
Ze Złotowa w otoczeniu lasów zmierzaliśmy w kierunku Bukowic. Dla Kubka to pierwszy raz... i na pewno nie ostatni :-).
...Łazy Wielkie witają :-D.
Strumyk w okolicy Łaz Wielkich... mały jakiś ;-).
Z Łaz Wielkich dalej leśną trasą dojechaliśmy do Lasowic. Wyjechaliśmy co prawda na bardziej ruchliwy fragment drogi i już do końca 15 podążaliśmy do Milicza. Na szczęście była sobota i samochodów nie było aż tak dużo :-). Drobne niedogodności skutecznie rekompensował otaczający nas las... zieleń uspokaja :-)).
Dotarliśmy w końcu do kolejnej, ostatniej już miejscowości przed naszym miejscem docelowym, do Miłochowic. Nie było opcji, żeby nie zrobić zdjęcia w takim plenerze naszym chłopakom ;-).
A to kościółek w Miliczu... za dużo czasu nie mieliśmy :-(. Niestety jeszcze dni są krótkie. Szybka kawa na stacji benzynowej i trzeba było wracać do domu.
Bardzo miło wspominam ten wyjazd i mam nadzieje, że to dopiero początek dłuższych wypraw :-D. W domu jak zwykle zgarnęłam cięgi za zbyt długie włóczęgostwo, ale z tego co słyszę dla większości takich odmieńców jak MY, brak akceptacji ze strony bliskich to niestety norma. Już się zaczynam przyzwyczajać :-).
Ja to chyba musiałam strasznie nagrzeszyć, bo jeszcze jakieś paskudne grypsko mnie dopadło i nie chce odpuścić... i to mnie martwi :-((.
Kategoria od 70 do 100 km
- DST 74.94km
- Czas 03:30
- VAVG 21.41km/h
- VMAX 43.60km/h
- Temperatura 10.0°C
- Sprzęt UNIBIKE MISSION
- Aktywność Jazda na rowerze
Sfałszowany obraz rzeczywistości...?
Wtorek, 2 lutego 2016 · dodano: 02.02.2016 | Komentarze 8
Dzisiaj dzień nie zaczął się dla mnie miło... niestety tradycyjnie, czyli od bólu głowy. Właściwie nie było w tym nic zaskakującego prochy na dobranoc i prochy na dzień dobry... norma :-(. Czekałam co będzie dalej i w którą stronę to pójdzie. Pogoda za oknem nie zachęcała do wyjścia, więc w razie czego nie byłoby mi aż tak żal. Na szczęście tabletki zadziałały :-D. Otworzyłam okno i poczułam ciepełko :-)))... było jasne, że w domu nie wysiedzę. Szybko się przebrałam, wyprowadziłam rower i jazda do dziczy :-))).
Trasa ponownie przez Bąków, Łozinę, Węgrów, Rzędziszowice w kierunku Ludgierzowic. Dalej prosto i ukochanym leśnym szlakiem :-))). Jedyne czego mi brakowało to słońca. Padał deszcz, więc zaliczyliśmy z Mustangiem kąpiel błotną. Ja dodatkowo dostałam maseczkę na twarz gratis... i po co tu chodzić do kosmetyczki ;-)).
Widoki były piękne :-))). Kocham las o każdej porze roku :-)). Co chwilę robiłam przystanki. Mój Mustang miał dzisiaj bogatą sesje zdjęciową w różnych pozycjach :-))).
Dalej tradycyjnie z Mustangiem udaliśmy się przez Bartków, Białe Błoto, Malerzów (cały czas lasami :-)))) do Złotowa. Po chwili miłe spotkanie i podróż w towarzystwie do Rzędziszowic :-D. Tak mi się dzisiaj super jeździło iż mimo, że nie było już tak wcześnie i zaczynało się robić szarawo to na moją prośbę zboczyliśmy ponownie na Miłonowice i znaną już trasą do Skarszyna. Tak dla urozmaicenia pogalopowaliśmy przez Godzieszową, Siedlec w kierunku Pasikurowic i Bąkowa... niestety już do Domaszczyna :-(.
Jakoś nie chciało mi się wracać. Gdyby to była wiosna to pewnie wcześniej jak o 22:00 ćpun rowerowy by nie zawitał w domu ;-). Niestety szarówka sprawiła, że zapaliła się czerwona lampka i mózg odebrał informację nakazująca powrót do miejsca zamieszkania.
Na to wygląda, że jakieś resztki zdrowego rozsądku to chyba mi jeszcze zostały ;-).
Po powrocie do domu standardowa kosmetyka... oczywiście Rumak najważniejszy :-))).
Trasa ponownie przez Bąków, Łozinę, Węgrów, Rzędziszowice w kierunku Ludgierzowic. Dalej prosto i ukochanym leśnym szlakiem :-))). Jedyne czego mi brakowało to słońca. Padał deszcz, więc zaliczyliśmy z Mustangiem kąpiel błotną. Ja dodatkowo dostałam maseczkę na twarz gratis... i po co tu chodzić do kosmetyczki ;-)).
Widoki były piękne :-))). Kocham las o każdej porze roku :-)). Co chwilę robiłam przystanki. Mój Mustang miał dzisiaj bogatą sesje zdjęciową w różnych pozycjach :-))).
Dalej tradycyjnie z Mustangiem udaliśmy się przez Bartków, Białe Błoto, Malerzów (cały czas lasami :-)))) do Złotowa. Po chwili miłe spotkanie i podróż w towarzystwie do Rzędziszowic :-D. Tak mi się dzisiaj super jeździło iż mimo, że nie było już tak wcześnie i zaczynało się robić szarawo to na moją prośbę zboczyliśmy ponownie na Miłonowice i znaną już trasą do Skarszyna. Tak dla urozmaicenia pogalopowaliśmy przez Godzieszową, Siedlec w kierunku Pasikurowic i Bąkowa... niestety już do Domaszczyna :-(.
Jakoś nie chciało mi się wracać. Gdyby to była wiosna to pewnie wcześniej jak o 22:00 ćpun rowerowy by nie zawitał w domu ;-). Niestety szarówka sprawiła, że zapaliła się czerwona lampka i mózg odebrał informację nakazująca powrót do miejsca zamieszkania.
Na to wygląda, że jakieś resztki zdrowego rozsądku to chyba mi jeszcze zostały ;-).
Po powrocie do domu standardowa kosmetyka... oczywiście Rumak najważniejszy :-))).
Kategoria od 70 do 100 km
- DST 74.28km
- Czas 03:45
- VAVG 19.81km/h
- VMAX 49.20km/h
- Temperatura 8.0°C
- Sprzęt UNIBIKE MISSION
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj dzicz :-D
Sobota, 30 stycznia 2016 · dodano: 31.01.2016 | Komentarze 0
Z racji tego, że jestem raczej dzikusem ;-), a ostatnio przedawkowałam miejsca użyteczności publicznej, dzisiaj nie miałam najmniejszej ochoty na ponowną wizytę w mieście.
Tradycyjnie bolała mnie głowa. Dzień zaczęłam klasycznie od ibuprofenu, niestety efekt nie był zadowalający. Poratowała mnie MIGEA... jednak działa :-)) (dwie tabletki na dzień i da się funkcjonować). Na chwilę obecną jedyna wada, jak dla mnie, to cena :-(.
No i wyrwaliśmy się z domu. Pogoda była ładna, ciutę wiało, ale przeważnie w plecy, więc tylko się cieszyć :-). Jak dzicz to dzicz :-)))). Kierunek Łozina, przez Rzędziszowice i przecinka przez skrzyżowanie w Ludgieżowicach. Dalej prosto, aż do pierwszego tajnego zakrętu w prawo dostępnego tylko dla leśników... i rowerzystów oczywiście :-). Super trasa moim zdaniem.
Wąska droga asfaltowa wiedzie przez las, gdzie nie trzeba się martwić, że nagle wyskoczy jakiś samochód... jedynie rowerzysta ;-). Idealna na wycieczkę z dziećmi, z przerwą na piknik na łonie natury. Piękne widoki, dzikie zwierzęta i świeże powietrze. Szczerze polecam :-).
Potem dalej wąska asfaltowa drogą w kierunku Bartkowa i wyjazd na "główną" (bo ruch w obie strony :-)) w kierunku Białego Błota. Jakość asfaltu miejscami pozostawia wiele do życzenia i raczej na szosówkę nie polecam, ale dla górala to raj... takie piękne dziury :-D. Droga cały czas wiodła przez las, aż dotarliśmy do Malerzowa i dalej przez Złotów, aż ponownie znaleźliśmy się przy wjeździe w aleję dla leśników i rowerzystów :-) (tym razem widoczny na lewo). Pognaliśmy dalej prosto w kierunku Ludgieżowic i od Rzędziszowic jechaliśmy już w towarzystwie :-))).
W końcu mogłam wypróbować moją nową ramę :-D!!! Stres, bo nie wiedziałam jaka będzie moja reakcja, czy będę zadowolona czy okaże się, że mi w ogóle nie pasuje. Na szczęście pierwsze odczucia z jazdy były przyjemne :-))... zobaczymy jak będzie dalej. W garażu to chyba będę musiała dwie osobne klatki postawić, żeby mój zazdrosny Mustang nowego kolegi Kubusia nie stratował ;-))).
Pogoda nie była już taka przyjemna jak w momencie gdy rozpoczynałam wycieczkę. Temperatura odczuwalna była niższa i momentami dosyć mocno wiało. W stronę Domaszczyna postanowiliśmy pojechać trochę inną trasą. Z Rzędziszowic, przez Miłonowice, Cielętniki, Tarnowiec, Skotniki, Piersno, Boleścin, Krakowiany, Zaprężyn przez Bierzyce do Łoziny. Moim zdaniem bardzo ciekawa trasa. Mimo, że mieszkamy na nizinach to blisko domu możemy zasmakować namiastki jazdy po górach :-)) (ok po pagórkach ;-)) i w dodatku ruch samochodowy niewielki.
Z Łoziny to już pogalopowaliśmy w stronę domu i musiałam oddać Kubusia :-(. No cóż wypróbowałam ramę, ale reszta nie należy do mnie. Nie mogę mojemu Guru Rowerowemu odebrać rumaka... nie miałabym z kim jeździć :-(((.
Jak zwykle trochę pożartowaliśmy, pośmialiśmy się, kosmetyczna regulacja siodełek, jeszcze pogłaskałam Kubusia na pożegnanie... i każdy w swoją stronę.
Kolejny bardzo miły dzień na liczniku :-DDD.
Tradycyjnie bolała mnie głowa. Dzień zaczęłam klasycznie od ibuprofenu, niestety efekt nie był zadowalający. Poratowała mnie MIGEA... jednak działa :-)) (dwie tabletki na dzień i da się funkcjonować). Na chwilę obecną jedyna wada, jak dla mnie, to cena :-(.
No i wyrwaliśmy się z domu. Pogoda była ładna, ciutę wiało, ale przeważnie w plecy, więc tylko się cieszyć :-). Jak dzicz to dzicz :-)))). Kierunek Łozina, przez Rzędziszowice i przecinka przez skrzyżowanie w Ludgieżowicach. Dalej prosto, aż do pierwszego tajnego zakrętu w prawo dostępnego tylko dla leśników... i rowerzystów oczywiście :-). Super trasa moim zdaniem.
Wąska droga asfaltowa wiedzie przez las, gdzie nie trzeba się martwić, że nagle wyskoczy jakiś samochód... jedynie rowerzysta ;-). Idealna na wycieczkę z dziećmi, z przerwą na piknik na łonie natury. Piękne widoki, dzikie zwierzęta i świeże powietrze. Szczerze polecam :-).
Potem dalej wąska asfaltowa drogą w kierunku Bartkowa i wyjazd na "główną" (bo ruch w obie strony :-)) w kierunku Białego Błota. Jakość asfaltu miejscami pozostawia wiele do życzenia i raczej na szosówkę nie polecam, ale dla górala to raj... takie piękne dziury :-D. Droga cały czas wiodła przez las, aż dotarliśmy do Malerzowa i dalej przez Złotów, aż ponownie znaleźliśmy się przy wjeździe w aleję dla leśników i rowerzystów :-) (tym razem widoczny na lewo). Pognaliśmy dalej prosto w kierunku Ludgieżowic i od Rzędziszowic jechaliśmy już w towarzystwie :-))).
W końcu mogłam wypróbować moją nową ramę :-D!!! Stres, bo nie wiedziałam jaka będzie moja reakcja, czy będę zadowolona czy okaże się, że mi w ogóle nie pasuje. Na szczęście pierwsze odczucia z jazdy były przyjemne :-))... zobaczymy jak będzie dalej. W garażu to chyba będę musiała dwie osobne klatki postawić, żeby mój zazdrosny Mustang nowego kolegi Kubusia nie stratował ;-))).
Pogoda nie była już taka przyjemna jak w momencie gdy rozpoczynałam wycieczkę. Temperatura odczuwalna była niższa i momentami dosyć mocno wiało. W stronę Domaszczyna postanowiliśmy pojechać trochę inną trasą. Z Rzędziszowic, przez Miłonowice, Cielętniki, Tarnowiec, Skotniki, Piersno, Boleścin, Krakowiany, Zaprężyn przez Bierzyce do Łoziny. Moim zdaniem bardzo ciekawa trasa. Mimo, że mieszkamy na nizinach to blisko domu możemy zasmakować namiastki jazdy po górach :-)) (ok po pagórkach ;-)) i w dodatku ruch samochodowy niewielki.
Z Łoziny to już pogalopowaliśmy w stronę domu i musiałam oddać Kubusia :-(. No cóż wypróbowałam ramę, ale reszta nie należy do mnie. Nie mogę mojemu Guru Rowerowemu odebrać rumaka... nie miałabym z kim jeździć :-(((.
Jak zwykle trochę pożartowaliśmy, pośmialiśmy się, kosmetyczna regulacja siodełek, jeszcze pogłaskałam Kubusia na pożegnanie... i każdy w swoją stronę.
Kolejny bardzo miły dzień na liczniku :-DDD.
Kategoria od 70 do 100 km