Info
Ten blog rowerowy prowadzi SADE z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 15806.15 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.15 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2018, Marzec8 - 4
- 2017, Czerwiec11 - 2
- 2017, Maj26 - 4
- 2017, Kwiecień20 - 1
- 2017, Marzec23 - 4
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń23 - 14
- 2016, Grudzień13 - 2
- 2016, Listopad21 - 2
- 2016, Październik25 - 18
- 2016, Wrzesień24 - 8
- 2016, Sierpień31 - 21
- 2016, Lipiec25 - 21
- 2016, Czerwiec24 - 20
- 2016, Maj33 - 25
- 2016, Kwiecień25 - 43
- 2016, Marzec13 - 17
- 2016, Luty10 - 44
- 2016, Styczeń14 - 15
- DST 48.19km
- Czas 01:41
- VAVG 28.63km/h
- VMAX 42.97km/h
- Temperatura 13.0°C
- Kalorie 1381kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Misja szkoła... kolejny dzień :-)
Wtorek, 19 kwietnia 2016 · dodano: 21.04.2016 | Komentarze 0
Nie będę się rozpisywać na siłę... powtórka dnia poprzedniego plus parę km dodatkowo dla lepszego samopoczucia ;-D.
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 40.42km
- Czas 01:21
- VAVG 29.94km/h
- VMAX 43.22km/h
- Temperatura 11.0°C
- Kalorie 1194kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Misja szkoła :-)
Poniedziałek, 18 kwietnia 2016 · dodano: 21.04.2016 | Komentarze 0
Dzisiaj nic niezwykłego. Poza tym, że dzięki pogodzie wznowiłam linie rowerową szkolną z z Domaszczyn City na Brucknera ;-)). Mąż podwozi kawałek synusia samochodem, a ja śmigam na Kubku :-)). Potem poranny spacerek z Brucknera na Sołtysowicką :-)). W szkole buziaki i przytulanki (jeszcze się tego nie wstydzi ;-)) i wracamy z Kubkiem do domu znaną nam dobrze trasą od strony Krzyżanowic.
Może i nie ma w tym nic szczególnego, bo znamy ją na pamięć, ale lepsze to niż nic :-)).
Może i nie ma w tym nic szczególnego, bo znamy ją na pamięć, ale lepsze to niż nic :-)).
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 85.76km
- Czas 02:59
- VAVG 28.75km/h
- VMAX 51.80km/h
- Temperatura 16.0°C
- Kalorie 2433kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Żmigród drugie podejście...
Niedziela, 17 kwietnia 2016 · dodano: 23.04.2016 | Komentarze 2
Jakiś oporny ten Żmigród ;-). Rękami i nogami się zapiera żebym tam nie
dotarła ;-). Dzisiaj drugie podejście i też nieudane. Szybkie wyjście
nieplanowane. Musiałam odreagować. Uciec choć na jakiś czas, żeby
przestać myśleć o problemach i nie zwariować. Wiem, że tak długo nie da
się funkcjonować. Niestety wszystko mnie ostatnio przerosło. Za dużo
wydarzeń i wiadomości, na które nie byłam przygotowana. Muszę jakoś
sobie radzić, spróbować to wszystko ogarnąć. Pogodzić się z tym i
przywyknąć.
Potrzebuję trochę więcej czasu, więcej czasu...
Zdjęć dzisiaj brak, a takie piękne niebo było. Telefon zaliczył padaczkę :-(. Wychodziłam w pośpiechu i zapomniałam zabrać dodatkową baterię :-((. Na to wygląda, że niedługo czeka nas Żmigród trzecie podejście... może następnym razem uda nam się dotrzeć do celu????
Tym razem poniosło nas do Bukowiny i właściwie dopiero w Pasikurowicach zdecydowałam, że jednak pojedziemy z Kubkiem do Żmigrodu. Skręciliśmy w prawo na Siedlec i przez Godzieszową, Skarszyn do Trzebnicy. Dalej przez Brzyków, Domanowice, Kaszyce Wielkie, Kaszyce Milickie i Przedkowice. Następnie minęliśmy Powidzko, Kanclerzowice i Grądzik, aż dotarliśmy do 5. Byliśmy już bliziutko granic Żmigrodu, ale musieliśmy niestety wracać do domu :-((. Mam nadzieję, że następnym razem zwiedzimy z Kubkiem ryneczek :-)).
Potrzebuję trochę więcej czasu, więcej czasu...
Zdjęć dzisiaj brak, a takie piękne niebo było. Telefon zaliczył padaczkę :-(. Wychodziłam w pośpiechu i zapomniałam zabrać dodatkową baterię :-((. Na to wygląda, że niedługo czeka nas Żmigród trzecie podejście... może następnym razem uda nam się dotrzeć do celu????
Tym razem poniosło nas do Bukowiny i właściwie dopiero w Pasikurowicach zdecydowałam, że jednak pojedziemy z Kubkiem do Żmigrodu. Skręciliśmy w prawo na Siedlec i przez Godzieszową, Skarszyn do Trzebnicy. Dalej przez Brzyków, Domanowice, Kaszyce Wielkie, Kaszyce Milickie i Przedkowice. Następnie minęliśmy Powidzko, Kanclerzowice i Grądzik, aż dotarliśmy do 5. Byliśmy już bliziutko granic Żmigrodu, ale musieliśmy niestety wracać do domu :-((. Mam nadzieję, że następnym razem zwiedzimy z Kubkiem ryneczek :-)).
Kategoria od 70 do 100 km
- DST 105.02km
- Czas 03:58
- VAVG 26.48km/h
- VMAX 44.84km/h
- Temperatura 14.0°C
- Kalorie 2896kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Miał być Żmigród...
Piątek, 15 kwietnia 2016 · dodano: 23.04.2016 | Komentarze 0
Dzień jak co dzień. Jak zwykle wszystko w pospiechu. Musiałam syna odstawić do szkoły. Dzisiaj jechaliśmy naszym osiedlowym dyliżansem i trzeba było nieźle się uwijać żeby się nie spóźnić. Nie wiem jak to możliwe, ale udało się nam zdążyć :-)). Jak widać cuda się zdarzają ;-DD.
W planach była przejażdżka do Żmigrodu. Pogoda była dziwna. Nie było wiadomo czego się spodziewać. Tym razem zaufaliśmy prognozom, w końcu z cukru nie jesteśmy ;-D. Na wszelki wypadek miałam w plecaku kurtkę przeciwdeszczową. Temperatura była coraz wyższa (pedałowanie ociepla atmosferę ;-)) i pojawiło się słoneczko :-)). Patrząc na niebo nie spodziewaliśmy się czarnych chmur :-(.
No i stało się. Awaria korby w szosówce mojego przyjaciela. Mieliśmy niedaleko do mnie do domu, ale próba dokręcenia korby nie powiodła się i konieczna była zamiana szosówki na górala. Całe szczęście, że problem pojawił się blisko domu, a nie gdzieś w połowie drogi...
Wymuszona zmiana planów i postanowiliśmy odwiedzić kawiarnię w Oleśnicy :-D. W sumie to dawno już tam nie byliśmy. Jechało mi się przyjemnie. Asfalt generalnie nie najgorszy, ale wiadomo musiałam bardziej uważać na dziury (tego to u nas nie brakuje ;-)). Nasza trasa tym razem od strony Kiełczowa. Musieliśmy wpaść na chwilę po rower. Dalej przez Śliwice, Pietrzykowice, Brzezią Łąkę, Kątną, Oleśniczkę, Piszkawę, Bystre do Oleśnica Center :-DD.
W planach była przejażdżka do Żmigrodu. Pogoda była dziwna. Nie było wiadomo czego się spodziewać. Tym razem zaufaliśmy prognozom, w końcu z cukru nie jesteśmy ;-D. Na wszelki wypadek miałam w plecaku kurtkę przeciwdeszczową. Temperatura była coraz wyższa (pedałowanie ociepla atmosferę ;-)) i pojawiło się słoneczko :-)). Patrząc na niebo nie spodziewaliśmy się czarnych chmur :-(.
No i stało się. Awaria korby w szosówce mojego przyjaciela. Mieliśmy niedaleko do mnie do domu, ale próba dokręcenia korby nie powiodła się i konieczna była zamiana szosówki na górala. Całe szczęście, że problem pojawił się blisko domu, a nie gdzieś w połowie drogi...
Wymuszona zmiana planów i postanowiliśmy odwiedzić kawiarnię w Oleśnicy :-D. W sumie to dawno już tam nie byliśmy. Jechało mi się przyjemnie. Asfalt generalnie nie najgorszy, ale wiadomo musiałam bardziej uważać na dziury (tego to u nas nie brakuje ;-)). Nasza trasa tym razem od strony Kiełczowa. Musieliśmy wpaść na chwilę po rower. Dalej przez Śliwice, Pietrzykowice, Brzezią Łąkę, Kątną, Oleśniczkę, Piszkawę, Bystre do Oleśnica Center :-DD.
Krótki przystanek w drodze powrotnej za Kątną, żeby uzupełnić płyny :-)).
Wiosna, wiosna... ach to ty :-))
Mimo kiepskiego początku dzień bardzo udany. A w dodatku na widok trzech cyfr przed przecinkiem na liczniku na mojej twarzy pojawił się uśmiech :-DDD.
Kategoria od 100 do 150 km
- DST 52.54km
- Czas 01:45
- VAVG 30.02km/h
- VMAX 45.97km/h
- Kalorie 1515kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Ucieczka...
Środa, 13 kwietnia 2016 · dodano: 21.04.2016 | Komentarze 0
Mało czasu jak zwykle. Znowu mnie deprecha ściga i żeby mnie nie dopadła na siłę wyszłam poszosować. Zbierałam się długo, a czas leciał do przodu... no mercy :-(.
Ostatecznie wygrałam!!!!
Zwyciężyły głosy w mojej głowie, które krzyczały żeby rzucić wszystko, zresetować się i choć na chwilę nie myśleć o problemach!!!!
DLA MNIE ŻYCIE BEZ ROWERU NIE BYŁOBY MOŻLIWE!!!!
Ostatecznie wygrałam!!!!
Zwyciężyły głosy w mojej głowie, które krzyczały żeby rzucić wszystko, zresetować się i choć na chwilę nie myśleć o problemach!!!!
DLA MNIE ŻYCIE BEZ ROWERU NIE BYŁOBY MOŻLIWE!!!!
Kategoria od 50 do 70 km
- DST 62.36km
- Czas 02:31
- VAVG 24.78km/h
- VMAX 48.64km/h
- Kalorie 1726kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Z Kątów Wrocławskich do Sobótki :-D
Wtorek, 12 kwietnia 2016 · dodano: 03.05.2016 | Komentarze 0
Czasu za wiele dzisiaj nie mieliśmy, więc musieliśmy się wspomóc czterema kółkami. Spakowaliśmy z przyjacielem nasze Mustangi i wyruszyliśmy do Kątów Wrocławskich skąd popedałowaliśmy do Sobótki :-)). Było bardzo przyjemnie, o wiele łatwiej na podjazdach... i to przyspieszenie :-)). Podoba mi się śmiganie na cienkich oponkach :-DDD. Na pewno będą dodatkowym obuwiem mojego rowerowego dziecka... ale dodatkowym, a nie podstawowym. Nie potrafię zrezygnować ze snucia się po polnych, piaszczystych drogach, czy nawierzchniach przypominających ser szwajcarski ;-))). Szykują się kolejne wydatki... nowa garderoba rowerowa niezbędna :-DDD.
Z Kątów Wrocławskich przez Nową Wieś Kątecką. Następnie przejazd pod autostradą w kierunku Stróży i Wawrzeńczyc, aż dotarliśmy do tamy. Tam krótki przystanek i parę fotek :-)).
Z Kątów Wrocławskich przez Nową Wieś Kątecką. Następnie przejazd pod autostradą w kierunku Stróży i Wawrzeńczyc, aż dotarliśmy do tamy. Tam krótki przystanek i parę fotek :-)).
Nasze krążowniki szos razem :-DD.
W oddali Titanic ;-D. Po odgłosach jakie wydawał stwierdziliśmy, że zaraz zatonie :-DDD.
Dalsza trasa kierunek na Maniów Mały i przez Tworzyjanów, Garncarsko, Chwałków i Sady.
Dalsza trasa kierunek na Maniów Mały i przez Tworzyjanów, Garncarsko, Chwałków i Sady.
Widok na Ślęże... mgliście tego dnia było.
W końcu dotarliśmy do Przełęczy Tąpadła i tam chwila odpoczynku. Coś musieliśmy wrzucić na żołądek, bo głodni ciutę byliśmy :-)). Dookoła błoga cisza. Nikogo, nikogusieńko... jedynie jakaś dwójka zbłąkanych rowerzystów zjeżdżała w dół :-)). Bary pozabijane dechami... jeszcze sezon się nie zaczął.
Zaraz po zrobieniu tego zdjęcia Kubek o mały włos, a by się przewrócił. Szybko zareagowałam i nie odniósł żadnych obrażeń... moja noga ucierpiała. Siniak i kolejna blizna do kolekcji. No cóż nadrabiam zaległości z dzieciństwa ;-)).
Czas niestety nie stoi w miejscu i pora było się już zbierać do powrotu. Dosiedliśmy Mustangów i szybki zjazd do Sulistrowiczek :-)).
Czas niestety nie stoi w miejscu i pora było się już zbierać do powrotu. Dosiedliśmy Mustangów i szybki zjazd do Sulistrowiczek :-)).
Ostatnie zdjęcie... Sulistrowiczki 2016 z dopiskiem "Kubek tu był" ;-D.
Dalej kierunek Będkowice, Strzegomiany, Sobótka i jak zwykle przystanek w piekarni w Rogowie Sobóckim, żeby uzupełnić kalorie ;-)). Pyszne buły i ciacha tam mają... i kawusia też dobra :-)). Na zastrzyk kofeinowy niestety nie było dzisiaj czasu :-((. Nie ma jednak co rozpaczać, nadrobimy te zaległości następnym razem ;-)). Potem prędziutko przez Mirosławice, Czerńczyce, Kamionną, Piławę, Kilanów z finish-em w Kątach Wrocławskich.
Ech pośmigałoby się jeszcze... zawsze jest jakiś taki lekki niedosyt. Dystans co prawda oszałamiający nie był, ale te widoczki, zawijasy i niewielka ilość samochodów rekompensowały wszystko :-DD. W tym roku jeszcze na pewno nie raz tu zawitamy :-D.
Kategoria od 50 do 70 km
- DST 13.04km
- Czas 00:32
- VAVG 24.45km/h
- VMAX 37.80km/h
- Kalorie 462kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Szosowe oponki :-))
Poniedziałek, 11 kwietnia 2016 · dodano: 21.04.2016 | Komentarze 0
Dzisiaj pierwszy raz moje rowerowe dziecko w sandałkach ;-))). Sama byłam ciekawa jak mi się będzie jechało i czy przypadkowo nie zapomnę się i nie zaliczę jakiejś dziury w asfalcie. Na szczęście moje cztery litery, a za ich pośrednictwem moje szare komórki, dostawały szczegółowe informacje odnośnie jakości nawierzchni :-D.
Średnia nie wyszła imponująca, ale po wrocławskich miejskich ulicach nie da się bezkarnie poszaleć. Poza tym jak wspomniałam nie mam doświadczenia w jeździe na oponach szosowych, a nie chciałam potem tego żałować.
Czy mi się będzie podobało... seteczka prawdę mi powie ;-)).
Średnia nie wyszła imponująca, ale po wrocławskich miejskich ulicach nie da się bezkarnie poszaleć. Poza tym jak wspomniałam nie mam doświadczenia w jeździe na oponach szosowych, a nie chciałam potem tego żałować.
Czy mi się będzie podobało... seteczka prawdę mi powie ;-)).
Kategoria Blisko domu, do 20 km
- DST 68.91km
- Czas 03:11
- VAVG 21.65km/h
- VMAX 40.52km/h
- Kalorie 1952kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Cel Wrocław - etap II Września-Poznań-Wrocław
Sobota, 9 kwietnia 2016 · dodano: 25.04.2016 | Komentarze 5
Według ostatnich prognoz im bliżej Wrocławia tym gorsza pogoda. Jazda rowerem bynajmniej nie byłaby przyjemna... szkoda mi było mojego krążownika szos. Zapadła decyzja o powrocie z Wrześni pociągiem. Trochę było mi przykro, bo plany były bardziej ambitne :-(. Jeszcze te połączenia Września-Wrocław do bani. Czekała nas przynajmniej jedna przesiadka :-(, ale nie było warto ryzykować.
Obudziłam się rano i zerwałam w popłochu do pionu. Już myślałam, że zaspałam... było dopiero około czwartej nad ranem!!! To był znak, spłynęło na mnie oświecenie ;-D. Postanowiłam, że zamiast kombinować z przesiadkami, lepiej będzie posnuć się do Poznania i wrócić w godziwych warunkach IC. Do przejechania było tylko około 50 km, a czasu bardzo dużo, więc nie miałam się czego bać :-). Jedyny minus był taki, że to była trasa 92. Gdyby to było w środku tygodnia to obawiałabym się nadmiaru TIR-owego towarzystwa, ale w sobotę nie powinno być tak źle.
Obudziłam się rano i zerwałam w popłochu do pionu. Już myślałam, że zaspałam... było dopiero około czwartej nad ranem!!! To był znak, spłynęło na mnie oświecenie ;-D. Postanowiłam, że zamiast kombinować z przesiadkami, lepiej będzie posnuć się do Poznania i wrócić w godziwych warunkach IC. Do przejechania było tylko około 50 km, a czasu bardzo dużo, więc nie miałam się czego bać :-). Jedyny minus był taki, że to była trasa 92. Gdyby to było w środku tygodnia to obawiałabym się nadmiaru TIR-owego towarzystwa, ale w sobotę nie powinno być tak źle.
No i wyruszyliśmy 92 do Poznania :-)).
A w Poznaniu w okolicach dworca głównego straszliwe tłumy i pełno zastępów policji. Tak na wszelki wypadek wolałam nie kusić losu i zjechałam z głównej ulicy na chodnik. Na światłach zapytałam policjanta o drogę na dworzec i co zgromadziło takie duże ilości ludzi?? Już zaczęłam wątpić czy uda mi się kupić dzisiaj bilet do Wrocławia :-((. Policjant mnie uspokoił i powiedział, że to dopiero początek i nie powinnam mieć problemu z powrotem do Wrocławia.
A w Poznaniu w okolicach dworca głównego straszliwe tłumy i pełno zastępów policji. Tak na wszelki wypadek wolałam nie kusić losu i zjechałam z głównej ulicy na chodnik. Na światłach zapytałam policjanta o drogę na dworzec i co zgromadziło takie duże ilości ludzi?? Już zaczęłam wątpić czy uda mi się kupić dzisiaj bilet do Wrocławia :-((. Policjant mnie uspokoił i powiedział, że to dopiero początek i nie powinnam mieć problemu z powrotem do Wrocławia.
Weszliśmy z Kubkiem na dworzec i stanęliśmy w kolejce. Nie wyglądało to dobrze, ale po chwili okazało się, że dość sprawnie wszystko idzie i zakup biletu nie trwa w dzisiejszych czasach całą wieczność jak to było jeszcze dziesięć lat temu. Kupiłam dla nas bilety w II klasie IC. Mieliśmy jeszcze około godziny do odjazdu pociągu. Musiałam coś zjeść. Postanowiłam odwiedzić pobliskie centrum handlowe. Mimo dzikich tłumów namierzył nas upierdliwy ochroniarz. był nie miły i kazał się nam wynosić. Groził, że wezwie policję. Wkurzyłam się i powiedziałam, że proszę bardzo. Przynajmniej popilnują mi roweru!! stwierdziłam, ze nie ma z kim rozmawiać i wycofałam się. Na szczęście niedaleko była restauracja, gdzie można było szybko zjeść i nie patrzyli na nas krzywo. Jedząc kanapkę i pijąc herbatę mogłam sobie popatrzyć co dzieje się na przeciwko w Mc Donald's. Czasami zastanawiam się co właściwie skłania ludzi, żeby stać w długiej kolejce i siedzieć w takim ścisku :-DD????
Im bliżej Wrocławia tym bardziej padało. Powrót w takich warunkach nie byłby bezpieczny. Dobrze się stało, że jednak poratowałam się pociągiem. Po wyjściu z dworca widok miasta mnie załamał. Mokro, zimnawo i ponuro... i oczywiście deszcz :-(((.
Im bliżej Wrocławia tym bardziej padało. Powrót w takich warunkach nie byłby bezpieczny. Dobrze się stało, że jednak poratowałam się pociągiem. Po wyjściu z dworca widok miasta mnie załamał. Mokro, zimnawo i ponuro... i oczywiście deszcz :-(((.
Stan licznika w okolicach dworca. Nie do końca widać co jest na ekranie...
O szybkiej jeździe nie było mowy. Po chwili byliśmy już cali mokrzy i
ubłoceni. Aż płakać mi się chciało, gdy słyszałam jak błoto trze po
łańcuchu, korbie i przerzutkach :-(((((. Czekała nas gruntowna kąpiel po
powrocie do domu. Po przebiciu się do Grunwaldu nie było przynajmniej takiego ścisku jak w okolicach centrum. Zmęczeni, ale cali i zdrowi dotarliśmy około 18:00 do Domaszczyn City :-DD.
Powitania chlebem i solą, orkiestry, ani czerwonego dywanu to bynajmniej nie było. Mąż spojrzał na mnie jedynie z politowaniem i z ironią w głosie powiedział "Ale wyglądasz"... to wszystko.
Powitania chlebem i solą, orkiestry, ani czerwonego dywanu to bynajmniej nie było. Mąż spojrzał na mnie jedynie z politowaniem i z ironią w głosie powiedział "Ale wyglądasz"... to wszystko.
Kategoria od 50 do 70 km
- DST 128.40km
- Czas 05:33
- VAVG 23.14km/h
- VMAX 40.12km/h
- Kalorie 3395kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Cel Wrocław - etap I Bydgoszcz-Września
Piątek, 8 kwietnia 2016 · dodano: 26.04.2016 | Komentarze 0
Dzisiaj koniec lenistwa i czas wyruszyć w drogę powrotną do domu. Gdybym napisała, że wiadomość od Dr Furtaka nie zrobiła na mnie wrażenia, to byłaby to wersja bardzo naciągana. Wszystko z rąk mi leciało, miałam fazy ciężkich nocnych przemyśleń i jakoś bynajmniej spać mi się nie chciało. Już pod koniec zeszłego roku wiedziałam, że coś jest nie tak, bo na MRS nie wysyła się bez powodu, ale w głębi duszy wciąż liczyłam na odroczenie wyroku... niestety koniec taryfy ulgowej. Czeka mnie biopsja i okaże się co tym razem wyrosło. Mam nadzieję, że nie będzie to jakaś wredna menda :-(.
Przespałam zaledwie parę godzin, przede mną ponad setka do przepedałowania, a bynajmniej wypoczęta to nie byłam. Wczorajsza wiadomość trochę mnie przybiła i miałam wątpliwości czy w ogóle dam radę wrócić na rowerze, ale jeden rzut oka na mojego Kubka i już wiedziałam, że o powrocie pociągiem nie ma mowy :-DD!!!
Czułam już prawie w każdej części mojego ciała przejechane kilometry. Nie był to jednak mój pierwszy taki dłuższy wypad i wiedziałam, że najgorszy dla mnie jest początek, potem będzie z górki :-). Trasa już była zaplanowana. Tym razem wiedziałam, że nie będę musiała przecierać nowych szlaków na polach, bagnach i budować mostów, żeby przeprawić się przez rzekę ;-))). Trasy proponowane przez Google Maps w wersji dla rowerzystów to porażka!!! Koniecznie muszę reanimować Sygic-a po powrocie. Jeszcze drobna kosmetyka dwukołowego przyjaciela. Podstawowe poranne czyszczenie ze smarowaniem łańcucha :-). Potem ostatni rzut oka, czy oby wszystko zabraliśmy.
Jak to mówią, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, czy jakoś tak :-). Metraż naszego bydgoskiego "apartamentu" w tej sytuacji okazał się zaletą, dużej powierzchni do przetrząśnięcia to bynajmniej nie mieliśmy (9m2 max z łazienką!!!), a patrząc na jego "wystrój" nie było szkoda go opuścić.
I w końcu wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu... obyśmy dali radę ;-)). Z Bydgoszczy kierowaliśmy się drogą 223 w stronę Trzcińca, a potem do miejscowości Ciele. Dalej popedałowaliśmy wzdłuż A2 do Brzozy i zjazd na 254 do Mogilna.
Przespałam zaledwie parę godzin, przede mną ponad setka do przepedałowania, a bynajmniej wypoczęta to nie byłam. Wczorajsza wiadomość trochę mnie przybiła i miałam wątpliwości czy w ogóle dam radę wrócić na rowerze, ale jeden rzut oka na mojego Kubka i już wiedziałam, że o powrocie pociągiem nie ma mowy :-DD!!!
Czułam już prawie w każdej części mojego ciała przejechane kilometry. Nie był to jednak mój pierwszy taki dłuższy wypad i wiedziałam, że najgorszy dla mnie jest początek, potem będzie z górki :-). Trasa już była zaplanowana. Tym razem wiedziałam, że nie będę musiała przecierać nowych szlaków na polach, bagnach i budować mostów, żeby przeprawić się przez rzekę ;-))). Trasy proponowane przez Google Maps w wersji dla rowerzystów to porażka!!! Koniecznie muszę reanimować Sygic-a po powrocie. Jeszcze drobna kosmetyka dwukołowego przyjaciela. Podstawowe poranne czyszczenie ze smarowaniem łańcucha :-). Potem ostatni rzut oka, czy oby wszystko zabraliśmy.
Jak to mówią, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, czy jakoś tak :-). Metraż naszego bydgoskiego "apartamentu" w tej sytuacji okazał się zaletą, dużej powierzchni do przetrząśnięcia to bynajmniej nie mieliśmy (9m2 max z łazienką!!!), a patrząc na jego "wystrój" nie było szkoda go opuścić.
I w końcu wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu... obyśmy dali radę ;-)). Z Bydgoszczy kierowaliśmy się drogą 223 w stronę Trzcińca, a potem do miejscowości Ciele. Dalej popedałowaliśmy wzdłuż A2 do Brzozy i zjazd na 254 do Mogilna.
Kubek już zmęczony, odpoczywa ;-DD.
Z Mogilna pokierowaliśmy się w stronę 15. Dzisiaj nawet nie było aż
takiego ruchu, a tak poza tym to mieliśmy do pokonania zaledwie około 1
km i uciekaliśmy w stronę Wydartowa :-). Tutaj spędziliśmy więcej czasu, bynajmniej nie dlatego, że aż tak nam się podobała okolica ;-)). Pogubiłam się i zaliczyłam parę dodatkowych km. Kolejny raz Google Maps pokierowało mnie w stronę kompletnej dziczy. Miałam chyba nowe szlaki rowerowe przecierać ;-). Poratowaliśmy się jak zwykle wysyłając informację o naszej aktualnej pozycji do przyjaciela. Po chwili otrzymaliśmy mapkę z nowa trasą :-DD. Dalej poszło już łatwo, bez większych niespodzianek :-DD.
Aktualna trasa wiodła przez Kieszkowo i Niewolno (chyba na prawdę rowerzystów tam nie chcą ;-)) skąd dotarliśmy do Trzemeszna. Tam zrobiliśmy sobie krótki przystanek. Musiałam trochę odpocząć, chociaż na chwilę zdjąć balast z pleców i rozprostować kości, no i coś zjeść :-)). Kosztem redukcji paru albumów mp3 udało się też parę zdjęć zrobić :-DD.
Poniżej Bazylika Wniebowzięcia NMP i św. Michała Archanioła, której korzenie sięgają pierwszej połowy XII wieku, wielokrotnie przebudowywana.
Aktualna trasa wiodła przez Kieszkowo i Niewolno (chyba na prawdę rowerzystów tam nie chcą ;-)) skąd dotarliśmy do Trzemeszna. Tam zrobiliśmy sobie krótki przystanek. Musiałam trochę odpocząć, chociaż na chwilę zdjąć balast z pleców i rozprostować kości, no i coś zjeść :-)). Kosztem redukcji paru albumów mp3 udało się też parę zdjęć zrobić :-DD.
Poniżej Bazylika Wniebowzięcia NMP i św. Michała Archanioła, której korzenie sięgają pierwszej połowy XII wieku, wielokrotnie przebudowywana.
Do Bałtyku daleko, a tu latarnie postawili ;-))??? Pewnie to dla rowerzystów ;-DD. Ech niestety to nie latarnia :-((, tylko wieża ciśnień. Wzniesiono ją w 1905 roku i pomimo nie młodego wieku nadal pełni swoją rolę. To dzięki niej możliwe jest zaopatrywanie okolicznych mieszkańców w bieżącą wodę.
Po restarcie sił w Trzemesznie obraliśmy kierunek przez Krzyżówkę do Witkowa. Naszym punktem docelowym na dzisiaj był oczywiście Hostel Azymut we Wrześni :-DD. Zmęczenie dawało już znać o sobie ze zdwojoną siłą. Ostatnie 20 km to już zaliczone na autopilocie. Po ciężkim dniu miło było wrócić w pewne, sprawdzone miejsce bez ryzyka negatywnych niespodzianek :-)).
Na dzisiaj to już na prawdę koniec. Mam nadzieje, że jutro to już wszystko pójdzie prosto i bez żadnych losowych zakrętów ;-D. Przydrożne znaki na to wskazują ;-DD. Moja kondycja już dosyć mocno szwankuje. Coraz bardziej czuję lewe kolano. Najprawdopodobniej z Wrześni wrócimy pociągiem. Poza tym pogoda ma się pogorszyć. Im bliżej Wrocławia tym więcej opadów :-(.
Kategoria od 100 do 150 km
- DST 31.20km
- Czas 04:09
- VAVG 7.52km/h
- VMAX 46.75km/h
- Kalorie 1396kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Lightowy dzień w Bydgoszczy :-D... nie do końca
Czwartek, 7 kwietnia 2016 · dodano: 25.04.2016 | Komentarze 2
Dzisiaj długieeee odsypianie ostatnich dwóch męczących dni i ogromna satysfakcja, że udało się zrealizować plan :-DDDD!!! Wstałam dopiero około 10:00 i bynajmniej nie śpieszyło mi się z ubieraniem. Dopiero około 12:00 wybyłam, żeby odwiedzić bydgoski rynek i posnuć się po okolicznych uliczkach. Dzisiaj miałam właściwie prędkość pieszego :-D. Musiałam zbierać siły potrzebne na drogę powrotną do domu.
Chłopak grał i śpiewał taki utwór Happysad "Zanim pójde". Tym jest właśnie dla mnie miłość...
W kierunku rynku...
... i rynek.
Boczne uliczki w centrum.
Pogoda na szczęście dopisała :-D, bo nie wyobrażałam sobie siedzenia w
wynajmowanej w Bydgoszczy klitce. Ten "hotel" w przeciwieństwie do
Hostelu we Wrześni szczerze odradzam. Jeśli ktoś cierpi na klaustrofobię
to lepiej żeby omijał ten lokal szerokim łukiem. Przy wzroście powyżej
dwóch metrów odległość od podłogi do sufitu w łazience też może stanowić
problem. Ja żeby móc rozłożyć łóżko i wstawić do pokoju rower to
musiałam poprosić o możliwość wyniesienia szafki nocnej (chyba??) i
wieszaka. Ledwo się tam zmieściliśmy. Przepraszam za tragiczną jakość zdjęć.
A z resztą zobaczcie sami :-)))...
A z resztą zobaczcie sami :-)))...
Kubek przednim kołem dotyka ścianki do łazienki, a tylnym drzwi wejściowych, chłopak jakiś długi przecież nie jest :-D.
Tu miało być chyba gniazdko, ale poszli po kosztach. Co za dużo to niezdrowo ;-)).
To był najlepszej jakości nóż i talerz jakie udało mi się w kuchennej przejściówce do łaźni ogólnodostępnej odnaleźć ;-)).
A tu odświeżali rury przy grzejniku i trochę na po gierkowskie biurko im się wyjechało ;-)). Wiem czepiam się szczegółów, a dach nad głową przecież miałam ;-)).
Wpadłam na chwilę do mojego "hotelu" i zabrałam parę istotnych rzeczy, m.in. kurtkę przeciwdeszczową i przede wszystkim płytę z MRI na dzisiejszą wieczorną wizytę. Stres dawał znać o sobie, a tu jeszcze parę godzin czekania :-(.
Pogoda się pogorszyła i zaczęło siąpić. Wpadliśmy z Kubkiem do restauracji na ciacho i kawę :-)).
Pogoda się pogorszyła i zaczęło siąpić. Wpadliśmy z Kubkiem do restauracji na ciacho i kawę :-)).
Pyszne było i tak ładnie podane :-DD.
Potem to już pogoda na dobre się skiepściła. Nie wiadomo skąd nadciągnęły czarne chmury. Padało, wszędzie kałuże ;-((. Byłam na obcej ziemi i nie byłam zorientowana gdzie można spodziewać się dziury w ulicy. Wolałam nie ryzykować i snułam się grzecznie chodnikami i ścieżkami rowerowymi... jakoś mi się nie śpieszyło :-((. Dotarłam na miejsce trochę przed czasem. Zaledwie parę minut, ale nerwy robią swoje. W końcu weszłam do gabinetu i podałam doktorowi płytę. Już po Jego minie byłam pewna, że coś zahodwałam :-(((. Tak na prawdę to domyślałam się już wcześniej, ale jak to mówią nadzieja umiera ostatnia :-((.
Wyrok w końcu zapadł i bez biopsji się nie obędzie :-((. Jeszcze formalności i skierowanie do szpitala. Teraz pozostaje mi tylko czekać na telefon z Bydgoszczy... i czekam.
Kategoria od 20 do 50 km