Info
Ten blog rowerowy prowadzi SADE z miasteczka Wrocław. Mam przejechane 15806.15 kilometrów w tym 0.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 25.15 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2018, Marzec8 - 4
- 2017, Czerwiec11 - 2
- 2017, Maj26 - 4
- 2017, Kwiecień20 - 1
- 2017, Marzec23 - 4
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń23 - 14
- 2016, Grudzień13 - 2
- 2016, Listopad21 - 2
- 2016, Październik25 - 18
- 2016, Wrzesień24 - 8
- 2016, Sierpień31 - 21
- 2016, Lipiec25 - 21
- 2016, Czerwiec24 - 20
- 2016, Maj33 - 25
- 2016, Kwiecień25 - 43
- 2016, Marzec13 - 17
- 2016, Luty10 - 44
- 2016, Styczeń14 - 15
- DST 59.86km
- Czas 02:20
- VAVG 25.65km/h
- VMAX 40.39km/h
- Kalorie 1646kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Miejska "dzicz"
Poniedziałek, 14 marca 2016 · dodano: 15.03.2016 | Komentarze 0
Dzisiaj rano wstałam i zobaczyłam szron na szybie. Wyjrzałam przez okno w kuchni i cały trawnik pokryty był białawym nalotem, a kałuże zamarznięte. Tak bardzo chciałam jechać rowerem, ale zdrowy rozsądek podpowiadał, że autobus będzie bezpieczniejszym rozwiązaniem. Walczyłam z głosami, które kołatały się po mojej głowie i namawiały do złego, na prawdę walczyłam... i jak zwykle przegrałam. Już mieliśmy wychodzić na przystanek, a ja w ostatniej chwili poleciałam się przebrać w rowerowe ciuchy. zbiegłam na dół po schodach zwarta i gotowa, jeszcze tylko plecak, kask i poleciałam Źrebaka z garażu wyprowadzić... a i jeszcze tornister szkolny (ciężki okropnie!!). Dom zazbroiłam i wypruliśmy na autobus. Udało się na szczęście, jeszcze musieliśmy trochę poczekać. Synusia z plecakiem wsadziłam do domaszczańskiego dyliżansu, a sama pogalopowałam na Rumaku. Jeszcze trochę postałam na przystanku zanim nasz osiedlowy transport dotarł na przystanek. Potem kolejny autobus, tym razem miejski (kierowca na szczęście nie kazał mi opuszczać pojazdu) jeszcze spacerek i dotarliśmy do celu. Buziaki na pożegnanie (jeszcze dostaję ;-)) i każdy w swoją stronę.
W poniedziałki tylko trzy lekcje, więc czasu za dużo nie miałam. Postanowiłam zatem posnuć się po mieście, korzystając raczej z mniej uczęszczanych szlaków. Z Sołtysowickiej udałam się w kierunku Korony i przez Brucknera, dalej skręt na wały wzdłuż Odry do ZOO.
Zimnawo było rano i postanowiłam zagrzać się w Mc Donald w rynku. Oczywiście weszłam do środka z Kubkiem (jeden z nielicznych lokali we Wrocławiu gdzie jest to możliwe!!! Kręcą się tam różni ludzie. Jeden wyglądał dziwnie i bardzo był "zainteresowany" moim rowerem... i jak tu się nie bać!! Gorąca herbata bardzo mi pomogła :-)). Skusiłam się jeszcze na ciastko z mango (tylko raz jadłam pyszne, ale to było daleko, daleko... w Australii). Nie polecam, jakaś nędzna wersja dżemu, może z jakiejś pastewnej wersji :-(. już lepsze jest classic apple pie :-)).
Czasami myślę o moich wakacjach w górach w zeszłym roku, tak mi tego brakuje :-(. W końcu mogłam pomyśleć o sobie i robić to na co miałam ochotę...W poniedziałki tylko trzy lekcje, więc czasu za dużo nie miałam. Postanowiłam zatem posnuć się po mieście, korzystając raczej z mniej uczęszczanych szlaków. Z Sołtysowickiej udałam się w kierunku Korony i przez Brucknera, dalej skręt na wały wzdłuż Odry do ZOO.
Zimnawo było rano i postanowiłam zagrzać się w Mc Donald w rynku. Oczywiście weszłam do środka z Kubkiem (jeden z nielicznych lokali we Wrocławiu gdzie jest to możliwe!!! Kręcą się tam różni ludzie. Jeden wyglądał dziwnie i bardzo był "zainteresowany" moim rowerem... i jak tu się nie bać!! Gorąca herbata bardzo mi pomogła :-)). Skusiłam się jeszcze na ciastko z mango (tylko raz jadłam pyszne, ale to było daleko, daleko... w Australii). Nie polecam, jakaś nędzna wersja dżemu, może z jakiejś pastewnej wersji :-(. już lepsze jest classic apple pie :-)).
Wyszliśmy na zewnątrz i już nie było mi tak zimno. Powrót tą samą trasą... i jeszcze ponad godzina czekania!! Nie patrzyłam na zegarek, wydawało mi się, że nie mam już za wiele czasu. No i nagle wjechałam w jakąś chyba świeżą minę przeciwpiechotną o rzadkiej konsystencji. Lepiej nie mówić jak wyglądałam i jeszcze te aromaty... już wiedziałam jak wykorzystam ten czas. Szybki sprint do domu, przebieranie się w pośpiechu i pędem do szkoły, bo musieliśmy przecież na powrotny transport zdążyć. Znowu się udało :-)). Najpierw spacer, potem transport autobusem miejskim i pakowanie syna do naszego docelowego, a ja Kubkiem szybka jazda do Domaszczyn City.
Kategoria od 50 do 70 km
- DST 55.86km
- Czas 02:16
- VAVG 24.64km/h
- VMAX 47.29km/h
- Kalorie 1479kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Szczęśliwa 13 :-D
Niedziela, 13 marca 2016 · dodano: 15.03.2016 | Komentarze 0
Dzisiaj mam trochę czasu dla siebie... no i dla mojego rowerowego dziecka ;-)). Bardzo się cieszę, tylko szkoda, że nie dowiedziałam się o tym wcześniej, to nie zostawiałabym Kubka u rodziców :-(. Mieszkanie na wsi ma jedną, dość poważną wadę. Niestety komunikacja kiepsko działa, a już w weekendy to jest masakra. Na szczęście udało mi się zdążyć na wcześniejszy autobus.
Po drodze mijałam Koronę i bazarownie obok. Na prawdę nie rozumiem ludzi, którzy czerpią przyjemność z wycieczek po marketach lub pchlich targach. Ledwo byłam w stanie przebrnąć przez chodnik, takie dzikie tłumy. Teoretycznie plac na targowisko jest wydzielony, ale u nas to już tradycja, że cały handel wylega poza wydzielony obszar i w promieniu kilkunastu metrów od wyznaczonego miejsca nie ma gdzie nogi postawić. Pobliska ścieżka rowerowa totalnie zapchana. Jakoś udało mi się przecisnąć i od razu wiedziałam, że NA PEWNO nie mam zamiaru snuć się po mieście!!!
Około 12:00 byłam w końcu na miejscu. Z Sołtysowic udaliśmy się z Kubusiem od strony Krzyżanowic w kierunku Bukowiny. Tym razem od początku było wiadomo, że nie będziemy sami :-D. Na moją prośbę dzisiejszy dzień był powtórką czwartkowej trasy :-D. Mimo, że pogoda nie była już taka ładna jak ostatnim razem (było co prawda na plusie, ale dało się odczuć powiew arktycznego powietrza), nie miałam zamiaru jechać w stronę cywilizacji... na pewno nie!!!
Takie widoki sprawiają, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech :-DDDD.
Po drodze mijałam Koronę i bazarownie obok. Na prawdę nie rozumiem ludzi, którzy czerpią przyjemność z wycieczek po marketach lub pchlich targach. Ledwo byłam w stanie przebrnąć przez chodnik, takie dzikie tłumy. Teoretycznie plac na targowisko jest wydzielony, ale u nas to już tradycja, że cały handel wylega poza wydzielony obszar i w promieniu kilkunastu metrów od wyznaczonego miejsca nie ma gdzie nogi postawić. Pobliska ścieżka rowerowa totalnie zapchana. Jakoś udało mi się przecisnąć i od razu wiedziałam, że NA PEWNO nie mam zamiaru snuć się po mieście!!!
Około 12:00 byłam w końcu na miejscu. Z Sołtysowic udaliśmy się z Kubusiem od strony Krzyżanowic w kierunku Bukowiny. Tym razem od początku było wiadomo, że nie będziemy sami :-D. Na moją prośbę dzisiejszy dzień był powtórką czwartkowej trasy :-D. Mimo, że pogoda nie była już taka ładna jak ostatnim razem (było co prawda na plusie, ale dało się odczuć powiew arktycznego powietrza), nie miałam zamiaru jechać w stronę cywilizacji... na pewno nie!!!
Takie widoki sprawiają, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech :-DDDD.
Kategoria od 50 do 70 km
- DST 43.41km
- Czas 01:45
- VAVG 24.81km/h
- VMAX 44.42km/h
- Kalorie 1094kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Cube i Giant... bliźnięta dwujajowe ;-))
Czwartek, 10 marca 2016 · dodano: 15.03.2016 | Komentarze 0
Dzisiaj do dziczy :-DD. Już tęskniłam za polami, lasami, bez ścieżek rowerowych, ulicznych korków i nadmiaru budynków. Taki to już ze mnie odmieniec i dzikus ;-D. Cywilizacja ma mnóstwo zalet, ale czasami potrzebuję chwili aby się oderwać od problemów dnia codziennego... oczywiście na moim wypasionym Źrebaku ;-D.
Nasza dzisiejsza wyprawa zaczęła się od Sołtysowic przez Krzyżanowice, Cienin, Pasikurowice, Bukowinę do Łozinki (pieszczotliwe określenie Łoziny ;-)). Tam miała zapaść spontaniczna decyzja jaki kierunek dalej. Po drodze dostałam miłego sms-a z informacją, że nie będziemy sami :-DD. Dwa rowerowe Źrebaki spotkały się w okolicach Bukowiny i dalsza podróż już w przyjemnym towarzystwie :-)).
Obraliśmy kierunek na Łozinę i dalej przez Bierzyce, Węgrów, Miłonowice, Cielętniki do Tarnowca. Tym razem nie kierowaliśmy się na Skotniki, tylko dalej do Zawonii i Grochowa. Krętymi, asfaltowymi drogami, biegnącymi przez lasy zmierzaliśmy do pięknie położonego Pędziszowa i dalej do Budczyc.
Bardzo podobała mi się ta trasa i chętnie pojechałabym dalej, przynajmniej do Milicza, ale niestety musieliśmy już wracać :-(. Jak to mówią, to co dobre to się szybko kończy... niestety :-(. Tak bardzo chciałabym mieć cały dzień tylko dla siebie, bez patrzenia w zegarek. Pewnie gdybym miała taką możliwość, to rodzina musiałaby w pogoni za mną hycla rowerowego wysłać ;-)). Marna szansa, żebym z własnej, nieprzymuszonej woli do domu tego samego dnia wróciła ;-)).
Ech te marzenia... no ale pomarzyć zawsze wolno ;-).
Niestety powrót w dniu dzisiejszym był nieunikniony. Godzina zero zbliżała się nieubłaganie i trzeba było już kierować się na Domaszczyn. Pojechaliśmy zatem przez Zawonię do Tarnowca, a dalej znaną i lubianą przeze mnie trasą w kierunku Piersna, przez Boleścin, Skarszyn, Łozinę do Bąkowa i Domaszczyna. Tam szybkie ładowanie naszych pupili na samochód i po mojego synusia do szkoły.
Kolejny udany dzień na liczniku :-DD!!!!
Trasa krótka, szkoda, że taka krótka :-(... ale lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu :-).
Mam nadzieję, że w tym roku będę miała chociaż parę dni tylko dla siebie, godziny nie będą miały znaczenia, a średnia dzienna będzie w okolicach seteczki oscylować. W zeszłe wakacje tak było, chociaż nic tego nie zapowiadało :-)))).
Nasza dzisiejsza wyprawa zaczęła się od Sołtysowic przez Krzyżanowice, Cienin, Pasikurowice, Bukowinę do Łozinki (pieszczotliwe określenie Łoziny ;-)). Tam miała zapaść spontaniczna decyzja jaki kierunek dalej. Po drodze dostałam miłego sms-a z informacją, że nie będziemy sami :-DD. Dwa rowerowe Źrebaki spotkały się w okolicach Bukowiny i dalsza podróż już w przyjemnym towarzystwie :-)).
Obraliśmy kierunek na Łozinę i dalej przez Bierzyce, Węgrów, Miłonowice, Cielętniki do Tarnowca. Tym razem nie kierowaliśmy się na Skotniki, tylko dalej do Zawonii i Grochowa. Krętymi, asfaltowymi drogami, biegnącymi przez lasy zmierzaliśmy do pięknie położonego Pędziszowa i dalej do Budczyc.
Bardzo podobała mi się ta trasa i chętnie pojechałabym dalej, przynajmniej do Milicza, ale niestety musieliśmy już wracać :-(. Jak to mówią, to co dobre to się szybko kończy... niestety :-(. Tak bardzo chciałabym mieć cały dzień tylko dla siebie, bez patrzenia w zegarek. Pewnie gdybym miała taką możliwość, to rodzina musiałaby w pogoni za mną hycla rowerowego wysłać ;-)). Marna szansa, żebym z własnej, nieprzymuszonej woli do domu tego samego dnia wróciła ;-)).
Ech te marzenia... no ale pomarzyć zawsze wolno ;-).
Niestety powrót w dniu dzisiejszym był nieunikniony. Godzina zero zbliżała się nieubłaganie i trzeba było już kierować się na Domaszczyn. Pojechaliśmy zatem przez Zawonię do Tarnowca, a dalej znaną i lubianą przeze mnie trasą w kierunku Piersna, przez Boleścin, Skarszyn, Łozinę do Bąkowa i Domaszczyna. Tam szybkie ładowanie naszych pupili na samochód i po mojego synusia do szkoły.
Kolejny udany dzień na liczniku :-DD!!!!
Trasa krótka, szkoda, że taka krótka :-(... ale lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu :-).
Mam nadzieję, że w tym roku będę miała chociaż parę dni tylko dla siebie, godziny nie będą miały znaczenia, a średnia dzienna będzie w okolicach seteczki oscylować. W zeszłe wakacje tak było, chociaż nic tego nie zapowiadało :-)))).
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 31.75km
- Czas 01:11
- VAVG 26.83km/h
- VMAX 47.32km/h
- Kalorie 896kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Dzień jak codzień...
Wtorek, 8 marca 2016 · dodano: 15.03.2016 | Komentarze 0
Dzisiejszy dzień jak wiele innych...
Jak zwykle wstaliśmy z synusiem o poranku. Pośpiech, nerwy, bieganie... poranna rutyna :-(. Znowu się udało, ładowanie tornistra do auta, ostatnie myśli o czym tym razem zapomnieliśmy i ruszamy. Jeszcze rzut oka na siedzenie z tyłu (ale by było gdybym o dziecku zapomniała ;-)). Każda minuta opóźnienia to więcej stania w korkach. Cóż syndrom naszych czasów.
Często przez szybę można zaobserwować przyciężkawe poranne klimaty i walenie po kierownicy. Niejedne ręce lądują na klaksonie, tak jakby to miało przyspieszyć dotarcie z punktu A do punktu B. Nerwy potęguje widok rowerzysty mijającego wszystkie samochody i śmigającego swobodnie do przodu (znam to z własnego doświadczenia ;-)). Nie raz słyszałam różne okrzyki pod własnym adresem... chodzi chyba o wyładowanie negatywnych emocji ;-)) (nie będę cytować, bo musiałabym użyć niecenzuralnych wyrazów ;-)).
Kolejny wyścig z czasem wygrany :-)))!!!! Zdążyliśmy do szkoły!!!
Dzisiaj Kubka dostałam do domu. Za dużo czasu nie miałam. Parę spraw do zrobienia, szkoda tylko, że i tak nikt tego nie zauważa:-(. Niestety czas nieubłaganie biegł do przodu. Wyrwałam się późno i o jakiejś dłuższej przejażdżce to mogłam tylko pomarzyć. Śmignęliśmy z Kubkiem kawałek za Łozinę, zaliczyć parę pagórków.
Postanowiłam skupić się na testowaniu przedniej przerzutki. Coś z nią nie tak, jeszcze jak jest czysta to w miarę pracuje, po drobnym przybrudzeniu można zapomnieć o zmianie biegów. Na nizinach to może aż tak wielkiego znaczenia nie ma, można cały czas na trójeczce śmigać, ale w górach ręczne przerzucanie przerzutki jest już upierdliwe i tak poza tym przecież nie bez powodu wymyślono manetki.
Czas leci jak szalony, ani się nie obejrzałam a tu już w kierunku szkoły trzeba się było przemieszczać ;-). Jak zwykle wolałam skręcić na Bukowinę i przez Pasikurowice, Cienin udać się w kierunku Krzyżanowic. Potem przez Redycką na Sołtysowicką do szkoły i dalej prędkość spacerowa pod Koronę, dalej autobusem miejskim i na Psim-Polu na rondzie przerzut syna do domaszczańskiego środka lokomocji, a ja Kubkiem, w kierunku domu.
Dzisiejszy dzień jak wiele innych, bez rewelacji. Taki niby zwykły, a dla mnie niezwykły, a to wszystko dzięki mojemu dwukołowemu przyjacielowi :-))). Nie wiem co bym bez Niego zrobiła...
Jak zwykle wstaliśmy z synusiem o poranku. Pośpiech, nerwy, bieganie... poranna rutyna :-(. Znowu się udało, ładowanie tornistra do auta, ostatnie myśli o czym tym razem zapomnieliśmy i ruszamy. Jeszcze rzut oka na siedzenie z tyłu (ale by było gdybym o dziecku zapomniała ;-)). Każda minuta opóźnienia to więcej stania w korkach. Cóż syndrom naszych czasów.
Często przez szybę można zaobserwować przyciężkawe poranne klimaty i walenie po kierownicy. Niejedne ręce lądują na klaksonie, tak jakby to miało przyspieszyć dotarcie z punktu A do punktu B. Nerwy potęguje widok rowerzysty mijającego wszystkie samochody i śmigającego swobodnie do przodu (znam to z własnego doświadczenia ;-)). Nie raz słyszałam różne okrzyki pod własnym adresem... chodzi chyba o wyładowanie negatywnych emocji ;-)) (nie będę cytować, bo musiałabym użyć niecenzuralnych wyrazów ;-)).
Kolejny wyścig z czasem wygrany :-)))!!!! Zdążyliśmy do szkoły!!!
Dzisiaj Kubka dostałam do domu. Za dużo czasu nie miałam. Parę spraw do zrobienia, szkoda tylko, że i tak nikt tego nie zauważa:-(. Niestety czas nieubłaganie biegł do przodu. Wyrwałam się późno i o jakiejś dłuższej przejażdżce to mogłam tylko pomarzyć. Śmignęliśmy z Kubkiem kawałek za Łozinę, zaliczyć parę pagórków.
Postanowiłam skupić się na testowaniu przedniej przerzutki. Coś z nią nie tak, jeszcze jak jest czysta to w miarę pracuje, po drobnym przybrudzeniu można zapomnieć o zmianie biegów. Na nizinach to może aż tak wielkiego znaczenia nie ma, można cały czas na trójeczce śmigać, ale w górach ręczne przerzucanie przerzutki jest już upierdliwe i tak poza tym przecież nie bez powodu wymyślono manetki.
Czas leci jak szalony, ani się nie obejrzałam a tu już w kierunku szkoły trzeba się było przemieszczać ;-). Jak zwykle wolałam skręcić na Bukowinę i przez Pasikurowice, Cienin udać się w kierunku Krzyżanowic. Potem przez Redycką na Sołtysowicką do szkoły i dalej prędkość spacerowa pod Koronę, dalej autobusem miejskim i na Psim-Polu na rondzie przerzut syna do domaszczańskiego środka lokomocji, a ja Kubkiem, w kierunku domu.
Dzisiejszy dzień jak wiele innych, bez rewelacji. Taki niby zwykły, a dla mnie niezwykły, a to wszystko dzięki mojemu dwukołowemu przyjacielowi :-))). Nie wiem co bym bez Niego zrobiła...
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 34.81km
- Czas 01:29
- VAVG 23.47km/h
- VMAX 34.72km/h
- Temperatura 5.0°C
- Kalorie 902kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Po płytę DIDN'T HE RAMBLE :-)))
Poniedziałek, 7 marca 2016 · dodano: 07.03.2016 | Komentarze 2
Dzisiaj nie miałam dużo czasu na rower. Synuś wcześnie kończył lekcje i maksymalnie o 10:30 musiałam być pod szkołą. Trasa bynajmniej nie była jakaś ambitna. Tak na prawdę to początkowo chciałam Kubkiem z Sołtysowic wracać od strony Krzyżanowic do Domaszczyna, ale po drodze zmieniłam zdanie i pojechałam w kierunku miasta.
Przez Kamieńskiego do Zawalnej i wałami nad Odrą do Kromera. Potem w stronę Brucknera i wałami w kierunku ZOO na Grunwald. Tam wizyta w Pasażu Grunwldzkim (musiałam powarować pod drzwiami, bo okazało się że byłam za wcześnie :-)) i szybki bieg z Kubusiem do Saturna po upragnioną płytę. Mamy tam bardzo miłych sprzedawców i zawsze dostaję rabat (oni też lubią Glena :-))))).
Przez Kamieńskiego do Zawalnej i wałami nad Odrą do Kromera. Potem w stronę Brucknera i wałami w kierunku ZOO na Grunwald. Tam wizyta w Pasażu Grunwldzkim (musiałam powarować pod drzwiami, bo okazało się że byłam za wcześnie :-)) i szybki bieg z Kubusiem do Saturna po upragnioną płytę. Mamy tam bardzo miłych sprzedawców i zawsze dostaję rabat (oni też lubią Glena :-))))).
Droga powrotna prawie taka sama. Z Grunwaldu w stronę ZOO, dalej wałami do Brucknera tyle, że już w kierunku Korony i przez Sołtysowicką do rodziców. Tam szybkie garażowanie Kubcia i po synusia do szkoły. Po drodze ekspresowe zakupy w Lidlu i domaszczańskim dyliżansem do domu... ów znowu się udało :-D.
Pierwsze co zrobiłam po przekroczeniu progu to kierunek DENON i płyta GH... buuuuuuuu ja chce na koncert!!!!!
Pierwsze co zrobiłam po przekroczeniu progu to kierunek DENON i płyta GH... buuuuuuuu ja chce na koncert!!!!!
To moja cała kolekcja :-))))).
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 45.54km
- Czas 02:09
- VAVG 21.18km/h
- VMAX 39.22km/h
- Temperatura 10.0°C
- Kalorie 1032kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota... weekend ;-)))
Sobota, 5 marca 2016 · dodano: 07.03.2016 | Komentarze 0
Mimo, że dzisiaj sobota, to musiałam wstać wcześnie. Chłopaki wybywali o poranku do Krakowa. Spałam krótko, bo zaledwie trzy godziny, a już od piątej rano byłam na nogach. Kofeina w płynie trochę pomogła ;-). Zabrałam się za odgruzowywanie domu ;-)). Dwóch chłopów na stanie i ponad półtorej tygodnia nie sprzątane... jedna wielka strefa skażona ;-D (w bajce WALL-E były takie roboty odpowiedzialne za utrzymywanie porządku i tak ciągle powtarzały :-D). Dzień zapowiadał się ładnie, a ja nie chciałam powtórki z zeszłego weekendu :-(.
Piątek nie był dla mnie dobry i przyciężkawa atmosfera rozciągnęła swoje paskudne macki w kierunku przyjemnie zapowiadającą się soboty :-((. W porę jednak zadzwonił mój przyjaciel z propozycją wspólnej przejażdżki. Ponoć we dwoje zawsze raźniej ;-))). Wszystkie czarne myśli odleciały w siną dal :-)).
Trasę dorzucę później, kiepsko z czasem ostatnio...
Piątek nie był dla mnie dobry i przyciężkawa atmosfera rozciągnęła swoje paskudne macki w kierunku przyjemnie zapowiadającą się soboty :-((. W porę jednak zadzwonił mój przyjaciel z propozycją wspólnej przejażdżki. Ponoć we dwoje zawsze raźniej ;-))). Wszystkie czarne myśli odleciały w siną dal :-)).
Trasę dorzucę później, kiepsko z czasem ostatnio...
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 60.91km
- Czas 02:38
- VAVG 23.13km/h
- VMAX 45.32km/h
- Temperatura 8.0°C
- Kalorie 1551kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Ramy... nie tylko rowerowe :-))))
Piątek, 4 marca 2016 · dodano: 04.03.2016 | Komentarze 0
Wiem, że ta strona przeznaczona jest głównie dla osób pałających bezgraniczną miłością do swoich magicznych dwóch kółek i raczej każdy temat w większym lub mniejszym stopniu właśnie tej kwestii dotyczy, mój poniekąd też...chociaż tym razem mowa o koncercie GLEN-a HANSARD-a, na którym byłam 29 lutego we Wrocławiu :-DDD.
Tak na prawdę zaczęłam szukać jakichkolwiek informacji o THE FRAMES po obejrzeniu jednego z odcinków DR HOUSE-a około trzy lata temu (a napisałam wcześniej półtorej roku temu... czas tak śmiga do przodu, a wydawało mi się, że to było tak niedawno!!!!!), gdzie po raz pierwszy usłyszałam utwór SEVEN DAY MILE... i tak to się zaczęło. Od tamtej pory towarzyszą mi bezustannie (na rowerze też ;-)) i żałuję tylko tego, że tak późno ich , a właściwie GO odkryłam (bo GLEN HANSARD może istnieć bez THE FRAMES, ale THE FRAMES bez GLENA HANSARD-a nie!!!) . Nazwa zespołu nie jest przypadkowa i wiąże się z tym, czym między innymi hobbistycznie kiedyś zajmował się GLEN HANSARD, a mianowicie składaniem rowerów :-D.
O koncercie z listopada 2013 (a napisałam "zeszłorocznym koncercie :-D... kolejna wtopa, a wydawało mi się, że co najwyżej pomyliłam się o parę miesięcy) GLEN-a HANSARD-a przeczytałam parę dni po fakcie... i płakać mi się chciało :-(((. Myślałam, że szybko się w Polsce nie pojawi, a do Wrocławia to pewnie dopiero w następnej dekadzie zawita :-(((. Na szczęście okazało się, że mu się chyba u Nas podobało ;-), bo po około dwa i pół roku (wierzyć mi się nie chce, że tyle czasu minęło :-O!!!!) znowu miał w planach nas odwiedzić :-))!!!. Tym razem duński Mikołaj trzymał rękę na pulsie. Miki dobrze wiedział o czym marzę i co sprawiłoby mi największą radość... i podarował mi bilet na upragniony koncert :-DDDD!!!!!
Na miejsce przyjechałam godzinę przed rozpoczęciem i udało mi się zająć pole position ;-) w odległości około metra od sceny i zaledwie dwóch metrów od GLEN-a :-DDD. Koncert cudowny, wszystko oczywiście na żywo. Brzmienie lepsze niż na płycie. Widać było ogromną pracę całego zespołu. Jestem pod wrażeniem tego co widziałam i słyszałam. Na pewno nie odpuszczę okazji pójścia na następny ich koncert. Ostatnia płyta jest moim zdaniem wspaniała, co oznacza, że jej zakup jest obowiązkowy. Może jestem staroświecka, ale jeśli darzę jakiegoś artystę i jego twórczość szacunkiem to bardzo lubię mieć coś namacalnego... same mp3 mi nie wystarczą :-).
Może ktoś z Was tu dotrze i będzie miał ochotę zobaczyć i posłuchać utworów z ostatniej płyty "Didn't He Ramble"...
https://www.youtube.com/results?search_query=didn't+he+ramble
Polecam film "ONCE" w którym główne role zagrali GLEN HANSARD i MARKETA IRGLOVA.
DOSTALI OSCARA ZA UTWÓR "FALLING SLOWLY"!!!
https://www.youtube.com/watch?v=j6slEoCqDD8
Udało mi się dzisiaj poujeżdżać mojego nowego rumaka... w końcu. Ostatnio nie bardzo byłam w stanie znaleźć dla Niego czas. Moje ludzkie dziecko jest ważniejsze :-)). Wczorajsze plany z kolei spaliły na panewce z innego powodu. Od samego rana czułam łamanie w kościach, ból gardła i ogólne osłabienie... myślałam, że się rozkładam :-(((. Zrobiłam przegląd domowej apteczki i naszprycowałam się lekami. Dzisiaj to samo i kolejna dawka.
I co jak zwykle okazało się najbardziej skuteczne?
TERAPIA ROWEROWA ;-))).
Tak na prawdę zaczęłam szukać jakichkolwiek informacji o THE FRAMES po obejrzeniu jednego z odcinków DR HOUSE-a około trzy lata temu (a napisałam wcześniej półtorej roku temu... czas tak śmiga do przodu, a wydawało mi się, że to było tak niedawno!!!!!), gdzie po raz pierwszy usłyszałam utwór SEVEN DAY MILE... i tak to się zaczęło. Od tamtej pory towarzyszą mi bezustannie (na rowerze też ;-)) i żałuję tylko tego, że tak późno ich , a właściwie GO odkryłam (bo GLEN HANSARD może istnieć bez THE FRAMES, ale THE FRAMES bez GLENA HANSARD-a nie!!!) . Nazwa zespołu nie jest przypadkowa i wiąże się z tym, czym między innymi hobbistycznie kiedyś zajmował się GLEN HANSARD, a mianowicie składaniem rowerów :-D.
O koncercie z listopada 2013 (a napisałam "zeszłorocznym koncercie :-D... kolejna wtopa, a wydawało mi się, że co najwyżej pomyliłam się o parę miesięcy) GLEN-a HANSARD-a przeczytałam parę dni po fakcie... i płakać mi się chciało :-(((. Myślałam, że szybko się w Polsce nie pojawi, a do Wrocławia to pewnie dopiero w następnej dekadzie zawita :-(((. Na szczęście okazało się, że mu się chyba u Nas podobało ;-), bo po około dwa i pół roku (wierzyć mi się nie chce, że tyle czasu minęło :-O!!!!) znowu miał w planach nas odwiedzić :-))!!!. Tym razem duński Mikołaj trzymał rękę na pulsie. Miki dobrze wiedział o czym marzę i co sprawiłoby mi największą radość... i podarował mi bilet na upragniony koncert :-DDDD!!!!!
Na miejsce przyjechałam godzinę przed rozpoczęciem i udało mi się zająć pole position ;-) w odległości około metra od sceny i zaledwie dwóch metrów od GLEN-a :-DDD. Koncert cudowny, wszystko oczywiście na żywo. Brzmienie lepsze niż na płycie. Widać było ogromną pracę całego zespołu. Jestem pod wrażeniem tego co widziałam i słyszałam. Na pewno nie odpuszczę okazji pójścia na następny ich koncert. Ostatnia płyta jest moim zdaniem wspaniała, co oznacza, że jej zakup jest obowiązkowy. Może jestem staroświecka, ale jeśli darzę jakiegoś artystę i jego twórczość szacunkiem to bardzo lubię mieć coś namacalnego... same mp3 mi nie wystarczą :-).
Może ktoś z Was tu dotrze i będzie miał ochotę zobaczyć i posłuchać utworów z ostatniej płyty "Didn't He Ramble"...
https://www.youtube.com/results?search_query=didn't+he+ramble
Polecam film "ONCE" w którym główne role zagrali GLEN HANSARD i MARKETA IRGLOVA.
DOSTALI OSCARA ZA UTWÓR "FALLING SLOWLY"!!!
https://www.youtube.com/watch?v=j6slEoCqDD8
Udało mi się dzisiaj poujeżdżać mojego nowego rumaka... w końcu. Ostatnio nie bardzo byłam w stanie znaleźć dla Niego czas. Moje ludzkie dziecko jest ważniejsze :-)). Wczorajsze plany z kolei spaliły na panewce z innego powodu. Od samego rana czułam łamanie w kościach, ból gardła i ogólne osłabienie... myślałam, że się rozkładam :-(((. Zrobiłam przegląd domowej apteczki i naszprycowałam się lekami. Dzisiaj to samo i kolejna dawka.
I co jak zwykle okazało się najbardziej skuteczne?
TERAPIA ROWEROWA ;-))).
Kategoria od 50 do 70 km
- DST 30.54km
- Czas 01:11
- VAVG 25.81km/h
- VMAX 35.84km/h
- Temperatura 3.0°C
- Kalorie 833kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Przełom...
Piątek, 26 lutego 2016 · dodano: 26.02.2016 | Komentarze 4
Kolejny dzień zmian. Dzisiaj obniżenie amortyzatora. Zobaczymy czy to coś da???
Bardzo bolą mnie nogi w kolanach. Po przejechaniu niecałych 6 km czułam się dzisiaj prawie jak po pamiętnej trasie z Poznania do Bydgoszczy!!! Moje cztery litery też cierpią :-(. Niestety siodełko, które dostałam nie jest dla mnie odpowiednie :-(. Wybór odpowiedniego siodła to ciężka decyzja. Jazda nie sprawia przyjemności gdy człowiek skupia się tylko na bólu i zmianie pozycji, żeby nie był aż tak dotkliwy... a przecież nie o to chodzi :-(.
Planowane zmiany zostały zrealizowane. Amorek poszybował w dół i dostałam ponownie na próbę siodełko, które towarzyszyło mi w trakcie wypadku. Niby tylko zmiana siodełka, a jechało mi się o niebo lepiej. Zupełnie inna pozycja, przede wszystkim komfort i wygoda!!! Dla mnie idealne :-))). Niestety tanie to ono bynajmniej nie jest... to jego jedyna wada :-(. Pozostaje mi szperanie po internecie i szukanie okazji.
Przed nami jeszcze zabawa ze sztycą i mostkiem... i będzie z górki ;-). Potem to już przyjemny etap. Wybór rowerowej biżuterii ;-).
Bardzo bolą mnie nogi w kolanach. Po przejechaniu niecałych 6 km czułam się dzisiaj prawie jak po pamiętnej trasie z Poznania do Bydgoszczy!!! Moje cztery litery też cierpią :-(. Niestety siodełko, które dostałam nie jest dla mnie odpowiednie :-(. Wybór odpowiedniego siodła to ciężka decyzja. Jazda nie sprawia przyjemności gdy człowiek skupia się tylko na bólu i zmianie pozycji, żeby nie był aż tak dotkliwy... a przecież nie o to chodzi :-(.
Planowane zmiany zostały zrealizowane. Amorek poszybował w dół i dostałam ponownie na próbę siodełko, które towarzyszyło mi w trakcie wypadku. Niby tylko zmiana siodełka, a jechało mi się o niebo lepiej. Zupełnie inna pozycja, przede wszystkim komfort i wygoda!!! Dla mnie idealne :-))). Niestety tanie to ono bynajmniej nie jest... to jego jedyna wada :-(. Pozostaje mi szperanie po internecie i szukanie okazji.
Przed nami jeszcze zabawa ze sztycą i mostkiem... i będzie z górki ;-). Potem to już przyjemny etap. Wybór rowerowej biżuterii ;-).
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 38.79km
- Czas 01:30
- VAVG 25.86km/h
- VMAX 36.63km/h
- Temperatura 4.0°C
- Kalorie 971kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Docierania się ciąg dalszy ;-))
Czwartek, 25 lutego 2016 · dodano: 25.02.2016 | Komentarze 2
Kolejny dzień testów :-))). O poranku jakoś tak zimnawo było. Przyzwyczaiłam się już do bardziej wiosennych temperatur, a tu poniżej zera. Tym razem nawet odpowiednio się ubrałam (kilka warstw), a do tego jeszcze kominiarka. Odstawiłam synusia do szkoły i odebrałam Kubusia z samochodowej przechowalni ;-)).
Na początek trasa z Sołtysowickiej do domu... obowiązki wzywają :-(. Dzisiaj nie było to już takie straszne, bo wiedziałam, że na pewno choćby na chwilę, ale gdzieś się wyrwiemy :-). No i wpadliśmy na chwilkę do Łoziny, skromna rundka wokół kościoła i kierunek ryneczek na Psim-Polu. Parę drobnych zmian (siodełko trochę do przodu i mostek do góry) i krótka wycieczka wałami nad Odrą.
Ech wiosna tuż, tuż... na drzewach już widać "pąki" ;-DD.
Niewiele brakowało żebym koszmarnego postu rowerowego nie przypłaciła depresją :-((((... na szczęście nie byłam sama. Przyjaciel zwołał w porę Drużynę Części Rowerowych i sen stał się jawą :-)))). Wiem, że się powtarzam, ale tak strasznie się cieszę, że gdybym miała ogon to bym non stop merdała ;-))).
Na początek trasa z Sołtysowickiej do domu... obowiązki wzywają :-(. Dzisiaj nie było to już takie straszne, bo wiedziałam, że na pewno choćby na chwilę, ale gdzieś się wyrwiemy :-). No i wpadliśmy na chwilkę do Łoziny, skromna rundka wokół kościoła i kierunek ryneczek na Psim-Polu. Parę drobnych zmian (siodełko trochę do przodu i mostek do góry) i krótka wycieczka wałami nad Odrą.
Ech wiosna tuż, tuż... na drzewach już widać "pąki" ;-DD.
Niewiele brakowało żebym koszmarnego postu rowerowego nie przypłaciła depresją :-((((... na szczęście nie byłam sama. Przyjaciel zwołał w porę Drużynę Części Rowerowych i sen stał się jawą :-)))). Wiem, że się powtarzam, ale tak strasznie się cieszę, że gdybym miała ogon to bym non stop merdała ;-))).
Kategoria od 20 do 50 km
- DST 42.90km
- Czas 01:40
- VAVG 25.74km/h
- VMAX 40.12km/h
- Temperatura 8.0°C
- Kalorie 429kcal
- Sprzęt KUBUŚ
- Aktywność Jazda na rowerze
Testy :-)))
Środa, 24 lutego 2016 · dodano: 25.02.2016 | Komentarze 6
Dzisiaj trochę dłuższa trasa po okolicy i testowanie nowego układu :-))).
Wczoraj przejażdżka na prostej sztycy z 13 cm mostkiem. Nie było jakoś tragicznie, ale coś mi ten układ nie pasował. Tym razem próba opcji z giętą sztycą, która automatycznie wymusiła wymianę mostka na krótszy. Cały czas używałam tylko skrajnej części siodełka i na siłę próbowałam przesunąć się bliżej kierownicy... bolały mnie nogi w kolanach.
Przy okazji zaliczyliśmy pierwsze święcenia błotne ;-). W drodze do szkoły chciałam uciec trochę do dziczy. Okazało się, że o dziwo trasa polami z Pawłowic na Sołtysowice już taka dzika nie jest :-( i musiała być ostatnimi czasy często odwiedzana przez samochody. Miało być szybciej, a bagna takie, że snuliśmy się okropnie :-D.
Kolejne zmiany ustawień jutro i zobaczymy co wyjdzie :-)).
Wczoraj przejażdżka na prostej sztycy z 13 cm mostkiem. Nie było jakoś tragicznie, ale coś mi ten układ nie pasował. Tym razem próba opcji z giętą sztycą, która automatycznie wymusiła wymianę mostka na krótszy. Cały czas używałam tylko skrajnej części siodełka i na siłę próbowałam przesunąć się bliżej kierownicy... bolały mnie nogi w kolanach.
Przy okazji zaliczyliśmy pierwsze święcenia błotne ;-). W drodze do szkoły chciałam uciec trochę do dziczy. Okazało się, że o dziwo trasa polami z Pawłowic na Sołtysowice już taka dzika nie jest :-( i musiała być ostatnimi czasy często odwiedzana przez samochody. Miało być szybciej, a bagna takie, że snuliśmy się okropnie :-D.
Kolejne zmiany ustawień jutro i zobaczymy co wyjdzie :-)).
Kategoria od 20 do 50 km